Rozdział 4

220 13 0
                                    


Hans

Sołtys okazał się kolejnym, naiwnym starcem, który sądził, że pójście na układ może zapewnić jego wsi spokój i bezpieczeństwo. Kiwałem głową, kiedy proponował mi szczegóły naszego, ,,zgodnego'' życia w tej wsi. Kątem oka patrzyłem na jego żonę, skuloną na drugim końcu stołu, tak, aby nie napotkać mojego wzroku. Wyprostowałem się na krześle, mundur jednak robił swoje. Dziewczyna, którą spotkałem po drodze, stała przy oknie, patrząc to na sołtysa, to na mnie. Nie widziałem strachu w jej oczach, gdy na mnie spoglądała. Nie podobało mi się to. Zwykła służąca na wsi ma obowiązek okazywać mi szacunek i bać się munduru. Nie słuchałem już co mówił starzec, wstałem od stołu i podszedłem do dziewczyny : 

- Coś się Panience nie podoba ? 

Nic nie powiedziała, skuliła się tylko w sobie, a ja uśmiechnąłem się złośliwie. Była taka sama jak wszystkie. Dziwiło mnie tylko, czemu pozwalają służącej przebywać razem z nimi w izbie i przysłuchiwać się poważnym rozmowom. Sołtys nawet wstał od stołu i zajął miejsce za mną. Drapieżnik gotowy do ataku. No dalej, atakuj - pomyślałem. 

- Basiu idź do kur - stanowczo nakazał dziewczynie. Ta ostrożnie mnie wyminęła, uważając,aby tylko mnie nie dotknąć. Odwróciłem się do mężczyzny, przyjmując lekceważący wyraz twarzy. Moja prawa ręka skierowała się niby mimowolnie w stronę pistoletu. Żona sołtysa wstrzymała oddech, wzbijając oczy do góry w geście modlitewnym, wręcz błagającym. Potrzymałem ich trochę w niepewności, napawając się im lękiem, a potem jak gdyby nigdy nic, wyszedłem z chaty. 

Basia

Nie chciałam wychodzić, ale wzrok wuja mówił jednoznacznie. Przysiadłam  na schodkach, odliczając minuty i nasłuchując czy doszło do czegoś niebezpiecznego. Wuj mówił dość dużo, ale wiedziałam, że Niemiec go nie słuchał. Miał to w głębokim poważaniu. Widziałam, że nie pójdzie na żaden układ. Westchnęłam, ten człowiek był zupełnie inny niż Gustaw. Niby opanowany, ale kiedy do mnie podszedł, czułam jak gotował się w środku. Niby kulturalny, ale w jego oczach widać było pogardę dla takich jak my. 

- Mogłabyś mnie przepuścić ? - usłyszałam z sobą, a chwilę potem poczułam jak ktoś próbuję zepchnąć mnie ze schodów butem. Usunęłam się z drogi, wycierając sukienkę, na której pojawiły się plamy od czarnej pasty do butów - Gdybym miał taką służącą, to już dawno byś nie pracowała. Żegnam Panią - ukłonił się lekceważąco i odszedł. Odetchnęłam z ulgą. 

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now