Rozdział 24

138 12 0
                                    

Hans nikomu nie powiedział gdzie był. Po powrocie od razu skierował się do swojego gabinetu i wykręcił numer do brata. Próbował chyba z pięć razy, ale dopiero za szóstym razem ktoś raczył odebrać. Oczywiście nie był to Olaf, a jego sekretarka. Hans zniecierpliwionym tonem przedstawił się i zażądał, żeby brat natychmiast z nim porozmawiał. Kobieta bąknęła coś pod nosem, że to nie najlepsza pora, ale Hans krzyknął do słuchawki, więc obiecała spełnić jego prośbę.
Czekał dokładnie 15 minut i w tym czasie zdążył już wypalić papierosa:

- Masz wyczucie bracie. Akurat byłem w trakcie przesłuchania – odezwał się Olaf swoim wywyższającym się tonem, a Hans wiedział, że brat po prostu właśnie kogoś torturował.

- Wybacz, że przerywam Ci tak ważną czynność, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki. Chodzi o Kurta.

- Cóż takiego zrobił nasz brat? Streść się tylko proszę. Nie każdy ma tyle czasu co Ty.

- Jest w obozie. Potrzebuję od Ciebie podpisu, żeby go wyciągnąć – to zdanie ledwo przeszło Hansowi przez gardło. Skrzywił się znacznie, ale w duchu liczył, że brat się zgodzi.

- Podpisu mówisz? Mam wolne dopiero za dwa miesiące. Możemy się wtedy spotkać i o tym porozmawiać.

- Za dwa miesiące Kurt będzie garstką popiołu! Daję Ci dwa dni – syknął Hans, rzucając słuchawką od telefonu. Przeszedł nerwowo po pokoju, a potem opadł na łóżko, gorączkowo myśląc co począć w tej sytuacji. Olaf nie zamierzał mu pomóc, a bez jego podpisu istniała mała szansa, żeby pozwolili mu wyprowadzić Kurta.

Podniósł się z łóżka. Minęły dwa dni i wszystko wskazywało na to, że jednak nie mógł liczyć na brata. W chwili w której zamierzał zadzwonić do niego jeszcze raz, żeby wyrazić swoje zdanie na jego temat, ktoś zapukał do drzwi. To Basia przyniosła tacę ze śniadaniem. Postawiła ją na szafce obok łóżka, a sama usiadła na krześle przy biurku. Hans spojrzał na nią, czekając aż sobie pójdzie. Nie miał nastroju ani ochoty na rozmowy.

- Źle Pan wygląda. Spał Pan w nocy? – odezwała się, a blondyn wywrócił oczami.

- Nie, nie spałem – odpowiedział chłodno, sięgając po filiżankę z kawą.

- Coś się stało?

- Matka każe mi ratować młodszego brata, ale tylko starszy może to zrobić, a Olaf ma jak zawsze wszystko gdzieś – wyjaśnił Hans zanim zdołał się powstrzymać.

- A czemu Pan nie może?

- Nie mam takiej pozycji. Moje słowo nic nie znaczy. - Ale na Gestapo Pańskie słowo jednak wystarczyło, żeby mnie wyciągnąć. Dlaczego w przypadku brata jest inaczej?

Hans już brał wdech, ale stwierdził, że nie chce mu się tłumaczyć Basi całego funkcjonowania Trzeciej Rzeszy. Dopił tylko kawę i kazał dziewczynie odnieść nieruszone jedzenie. Wahała się pod drzwiami aż w końcu spytała cichym tonem, czy mogłaby to zjeść, ponieważ nic dzisiaj nie jadła. Kiwnął głową, nawet nie zwracając uwagi na to, że usiadła ze śniadaniem przy jego biurku. Siedział po prostu na łóżku i myślał. Trawił w głowie słowa Basi, a im więcej o nich rozmyślał, tym bardziej zdawały mu się absurdalne. Na Gestapo samo nazwisko wystarczyło, ale czy było dość mocnym argumentem w obozie? Wiedział, że nie. Wiedział, ale i tak postanowił spróbować.

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now