Rozdział 22

157 12 0
                                    

Zabił człowieka. Ta myśl nieustannie przechodziła przez jego głowę, kiedy w środku nocy, zapalał ognisko.
Zabił człowieka. Te zdanie wydawało mu się takie obce, jakby nie dotyczyło jego samego, a przecież przed chwilą, sam pociągnął za spust.
Zabił człowieka. Czuł się nieswojo, choć przecież tyle razy już, odbierał życie. Jednak ta sytuacja była dla niego szczególna. Po raz pierwszy zabił, żeby kogoś uratować. Było mu dziwnie. Z jednej strony złamał zasady i wiedział, że prędzej czy później, będzie musiał ponieść konsekwencje. Z drugiej jednak, gdzieś głęboko w środku, czuł, że postąpił słusznie. Nie chciał się do tego przyznać przed sobą, zaburzyłoby to jego dotychczasowe postrzeganie świata. Nie mógł się jednak pozbyć uczucia satysfakcji.
Zmarszczył nos. Dym z palących się ciał drażnił mu nozdrza i szczypało go w oczach. Potężny ogień trawił zwłoki trzech żydowskich dzieci, mężczyzny i Josefa. Hans wiedział, że to jedyny sposób, żeby pozbyć się dowodów. Patrzył beznamiętnie na ten stos, słysząc przytłumiony płacz wewnątrz chaty. To tam Basia pocieszała kobietę. Musiał się z nią naszarpać, żeby odeszła od ciała męża, w dodatku jego bezpieczeństwo zależało od jej dyskrecji. Przeklął pod nosem, trzeba było pozwolić Josefowi robić swoje. Co go pchnęło? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Otarł pot z czoła, po tym jak porozrzucał prochy. Słońce już wschodziło, więc musieli już wracać. Wszedł do chaty, chrząknął, a Basia wstała od płaczącej kobiety.
Szli w milczeniu. Dziewczyna się trzęsła, Hans zastanawiał się czy to od porannego zimna, czy może od nocnej przygody. Musiał przyznać, że zaimponowała mu swoją odwagą i głupotą naraz, bo przecież, gdyby go tam nie było, leżałaby dawno martwa. Wzdrygnął się, wyobrażenie bladej Basi bez życia, było dla niego bolesną wizją. Przed rezydencją pojawili się równo ze wschodem słońca. Nikt jeszcze nie wstał, więc mieli szansę pozostać nienakryci.

- Posłuchaj Basiu...siedzimy w tym razem. Jeśli komuś powiesz, narazisz nie tylko mnie, ale także wieś.

- Wiem. Znam ryzyko. Jesteś bezpieczny – powiedziała beznamiętnie, znikając w swoim pokoju. Potężnie ziewnął, najwyraźniej jego organizm odczuł brak snu. Zamknął się w łazience i umył ręce. Czerwona woda spływała strumieniami. Przemył twarz, a potem zamknął się w sypialni i padł na łóżko. Wreszcie mógł zasnąć. 
Zdołał jednak zamknąć oczy jedynie na moment, bo usłyszał, skrzypienie zawiasów, a po chwili poczuł wgniecenie materaca po drugiej stronie łóżka.

- Zawsze wstaje Pan wcześniej niż inni. Jeśli nagle wyjdzie Pan z pokoju późnym popołudniem, zaczną się pytania. Chyba, że nakryją nas razem – usłyszał za plecami rzeczowy głos Basi. Przeklął w myślach, była zdecydowanie lepiej myśląca niż on. I to w tak ekstremalnych warunkach.

- Od kiedy stałaś się taka poważna? – zapytał, czując ciepło przy plecach.

- Od kiedy zaczęłam brać udział w wojnie, a nie tylko przed nią uciekać...wahał się Pan?

- Kiedy?

- Kiedy Pan wyjął pistolet...wahał się Pan kogo zabić?

- Josef to podła szuja...to była kwestia czasu, kiedy powybijałby nas wszystkich. Nie miałem czasu, żeby się wahać.

- Trudne to jest?

- Co? – zapytał poirytowany Hans, bo zamierzał w końcu iść spać.
-
Zabijanie...czy trudno jest kogoś zabić.
To pytanie zbiło go z tropu. Właściwie znał odpowiedz – było dziecinnie proste. Jeśli się umie posługiwać bronią, pociągnięcie za spust nie wydaje się szczególnie skomplikowane. Domyślał się jednak, że dziewczynie chodziło o inną stronę zabijania. I na to pytanie, nie znał już odpowiedzi, a może nie chciał znać. Jemu zabijanie przychodziło łatwo, nie rozpamiętywał egzekucji, nie znał ofiar i nie interesował się losem ich bliskich.

- Nie. To jest proste – odpowiedział chłodno. Nie miał ochoty się nad tym zastanawiać. Nie żałował, że zabił Josefa.

- Co będzie dalej?

- Ja idę spać, a Ty masz się nie odzywać!

Basia zamilkła. Leżała w łóżku Niemca, w koszuli nocnej i patrzyła w stronę okna. Przez zasłonę przedzierały się promienie słońca. Zaczął się nowy dzień, ale dziewczyna myślami wciąż była przy stosie trupów. Widziała jak Hans bez mrugnięcia okiem podpala ciała umarłych, jakby były kawałkiem drewna. Robił to ze strachu, najmniejszy ślad skazałby go na śmierć.
Spojrzała w jego stronę. Spał jak kamień, cicho pochrapując. Jego surowe oblicze, złagodniało. Po zdjęciu munduru, w samej koszuli, nie wyglądał jak mordercą, choć na własne oczy widziała jak zabił. Wzdrygnęła się, oto leżała obok zabójcy, okupanta, który miał na rękach krew wielu ludzi. Cicho odchyliła kołdrę i ostrożnie postawiła stopę na drewnianej podłodze. Deska skrzypnęła, ale Hans nic nie usłyszał. Zrobiła krok i udało jej się dotrzeć do zostawionego na krześle, munduru i pistoletu. Wzięła go do ręki, był ciężki i jeszcze ciepły. Wymierzyła nim w Niemca. Ręka jej się trzęsła, brzydziło ją to, co zamierzała zrobić, ale jednocześnie czuła, że taka szansa, może się nie powtórzyć. Stała tam i stała, bijąc się z myślami i kiedy miała już oddać strzał, usłyszała głos:

- Zrób to, a już nigdy nie zobaczysz rodziców.

Zdrada ma na imię BaśkaOnde histórias criam vida. Descubra agora