13.

436 47 0
                                    

Will dość szybko orientuje się, że na łodzi nie ma zbyt wiele do roboty, kiedy nie jest się na morzu. Gdy nie trzeba żeglować ani niczego naprawiać, pokład staje się dokładnie takim samym więzieniem jak pokój lub cela. Jedyną rozrywką staje się dla niego planowanie zabójstwa Clarka Ingrama. Szczęśliwie tak się składa, że jest to zajęcie, które może dostarczyć przyjemności im obu.
 ― Jak to zrobisz? ― pyta siedzący na jednym z łóżek Lecter. Plecami zwrócony jest do ściany, nogi ma rozstawione, a łokcie wsparte o kolana i pochylony w stronę Willa czeka na jego odpowiedź.
 ― Chcę go rozciąć. ― Przyznanie się do tego jest trudne, ale Will nie czuje skrępowania. W bladym świetle oczy Hannibala zdają się płonąć. ― Chcę poczuć strumień wypływającej z niego krwi. Wartki. Gorący. Chcę patrzeć mu w oczy, gdy zda sobie sprawę, że... ― Will milknie i oblizuje wargi. Czuje dreszcz ekscytacji, który przebiega mu wzdłuż kręgosłupa i kumuluje się u jego nasady, tam, gdzie Czerwony Smok obiecał go złamać... ale tego nie zrobił. ― Kiedy zabijałem z tobą Dolarhyde'a, poczułem coś...
 ― Co poczułeś? ― Głębokie wyczekiwanie Hannibala wydaje się całkiem materialne; wypływa z niego i zawisa między nimi, mroczne, gęste, odbierające tchnienie.
 ― J-ja... Nie wiem. ― Will potrząsa głową, starając się to zrozumieć. ― Poczułem się... żywy? ― Żywy, wzburzony, ogromny, bezkresny.
 ― Chciałbyś odtworzyć to uczucie.
Tak. Will chciałby. Towarzyszące mu od poprzedniego poranka uczucie nabuzowania nieuchronnie z niego ulatuje. Jego nerwy nadal buzują, nadal płynie w nich toksyna zbrodni, a mózg w dalszym ciągu zalewa tyle dopaminy, że młodzieniec nie czuje bólu ran po starciu z Dolarhydem i po upadku z wysokości, jednak euforia, która sprawiła, że świat w chwili przemiany Czerwonego Smoka rozjarzył się feerią barw, jest już przeszłością.
 ― Majestatyczny ― szepcze Hannibal na bezdechu, przepełniony podziwem dla tego, co dostrzega w pochmurnym spojrzeniu Willa. ― Tak długo czekałem, by zobaczyć, jak dochodzisz do porozumienia z samym sobą. ― Wychyla się mocniej ku siedzącemu naprzeciw mężczyźnie, nie odwracając od niego spojrzenia ciemnoczerwonych oczu. ― To zachwycający widok, Will.
Jego głos jest szczery, pełen nabożnej wręcz czci. Will chrząka, niepewien, jak powinien zareagować, kiedy Hannibal mówi takie rzeczy. Rzeczy, które owocują kumulującym się w brzuchu uczuciem ciepła i euforii, ekscytacji, zażenowania albo może... przerażenia.
 ― Widzisz mnie w najlepszej i jednocześnie w najgorszej formie ― żartuje, chcąc rozładować napięcie, ale Hannibal oczywiście nie pozwala, by opadło tak szybko.
 ― Byłem świadkiem twojego przebudzenia.
Will parska.
 ― Powiedziałbym raczej, że jego aktywnym uczestnikiem.
Lecter uśmiecha się oszczędnie, z samozadowoleniem.
 ― Znajdziesz kiedyś w swoim sercu wdzięczność za to uczestnictwo?
Will przełyka ciężko ślinę wraz ze złością, która narasta w nim na oczywistą zuchwałość, arogancję zawartą w tym pytaniu. Wie, że Hannibal spodziewa się wybuchu. Chce go sprowokować, dlatego młodzieniec stara się, by jego głos pozostał spokojny.
 ― Zdradziłem cię. A ty zdradziłeś mnie ― mówi powoli. ― Ale to przeszłość i nie zamierzam dłużej karmić się wściekłością.
Lecter uśmiecha się nieco wyraźniej.
 ― Żywienie urazy w nieskończoność byłoby niezgodne z naszą naturą ― stwierdza gładko. ― Ufam ci, Will. A czy ty ufasz mi?
Will ma ochotę powiedzieć mu, że jest idiotą, jeśli darzy go zaufaniem, ale z drugiej strony właśnie pomógł Hannibalowi wydostać się na wolność... mniej lub bardziej. Zastanawia się, czy mężczyzna wie, na ile rzeczywiście zaplanował tę ucieczkę.
 ― Ufam, że nie planujesz mnie zjeść ― odpowiada. To zawsze jakiś początek.
 ― Och, możesz mi zaufać w znacznie większym stopniu ― deklaruje od niechcenia Hannibal. ― Zawsze chcę dla ciebie jak najlepiej, Will. Zawsze.
 ― Może poza tym jednym razem, kiedy próbowałeś otworzyć mi czaszkę i zjeść mój mózg.
Wyraz twarzy Hannibala jest nieznośnie pogodny.
 ― Może poza tym jednym małym błędem w ocenie sytuacji.
To powinna być poważna konwersacja o wybaczeniu i ranach, które zadali sobie w przeszłości. Niemalże alarmująca jest łatwość, z jaką Hannibal gotów jest wybaczyć. Węzeł ich wzajemnych zdrad i nadużyć jest jednak zbyt zawiły, ażeby rozwiązanie go było możliwe, i być może Hannibal ma rację, tnąc te poplątane więzy przeszłości przez sam środek kotłowiska, by zrobić miejsce dla lepszej teraźniejszości.
Więzienie zmieniło Hannibala, Will to widzi. Zmieniło go w sposób, którego nie dało się przewidzieć. Lecter zawsze wiedział, jak cieszyć się pełnią życia, ale teraz nie musi już ukrywać się z tym, co sprawia mu prawdziwą radość. To przemiana, którą Will wyczuwał już podczas wizyt w psychiatryku, a teraz, kiedy są po tej samej stronie szkła, uderza go to nawet bardziej. Może, myśli Will, naprawdę powinien się w końcu odprężyć.
 ― Myślałeś już o tym, czym się zajmiesz, gdy sprawa Ingrama będzie już zamknięta? ― pyta Hannibal, wyrywając go z zamyślenia. Pytanie podszyte jest tym samym żartobliwym tonem, co wszystkie poprzednie wypowiedzi Lectera, ale Will wie, czego dotyczy tak naprawdę.
 ― Mam skromną listę spraw, którymi chciałbym się zająć po Ingramie ― odpowiada wymijająco, uznając, że nadszedł czas, by to Hannibal poczuł irytację wynikającą z niewiedzy, ale ten tylko uśmiecha się łagodnie.
 ― Ktoś, kto mógłby mnie zaskoczyć?
[tab]― Nie byłeś zaskoczony, kiedy chciałem przyglądać się twojej śmierci ― zauważa Will ― ani kiedy ściągnąłem nas z klifu. Nie byłeś zaskoczony, kiedy okłamałam Jacka i Alanę, ani kiedy ułatwiłem Dolarhyde'owi uwolnienie cię. ― Jego wargi wykrzywia gorzki uśmiech. ― Zastanawiam się więc, czy istnieje cokolwiek, co mogłoby cię zaskoczyć.
 ― Twoje oddanie nigdy nie było dla mnie zaskoczeniem ― mówi Lecter, teraz już mniej jowialnie. ― Były nim tylko twoje zdrady.
Will marszczy brwi.
 ― A ty? Wiesz już, co zrobisz teraz, kiedy w końcu jesteś wolny? Na pewno trochę o tym myślałeś przez ostatnie trzy lata.
 ― Spędziłem ten czas w pałacu myśli. Wolałem na nowo przeżywać przeszłość niż snuć plany dotyczące niepewnej przyszłości ― informuje go mężczyzna.
Will zastanawia się, który z nich pierwszy poruszy temat ich przymierza i kwestii z nim związanych, na razie jednak woli skupić myśli na nieodległej perspektywie zbrodni.
 ― Moglibyśmy wyruszyć po Ingrama już dzisiaj? W nocy?
 ― Jesteś aż tak spragniony, Will?
Młodzieniec oblizuje usta. Nie chce przyznać, jak desperacko pragnie na powrót rozniecić ogień, który zapłonął w nim, gdy zabił Smoka. Jak bardzo się boi, że nie poczuje tego samego, co wtedy. I jak bardzo się boi, że to poczuje; jak drży na myśl o tym, czym się wówczas stanie. Czym już się stał.
 ― Rany po Smoku nie przeszkodziłyby nam w rozprawieniu się z Clarkiem Ingramem. ― Głos Hannibala jest przepełniony pogardą, gdy mężczyzna wypowiada to nazwisko, i Will uśmiecha się szyderczo na jego brzmienie. ― Erozja i szczęście pozwoliły nam uniknąć skał. Zabijając Ingrama, damy jednak FBI pewność, że przeżyliśmy, a to postawi nas w niebezpieczeństwie o wiele większym niż jeden pracownik społeczny ze skłonnościami do sadyzmu. Sugeruję, abyśmy wstrzymali się przynajmniej kilka dni. Najlepiej byłoby poczekać dłużej, choć przypuszczam, że w obecnych okolicznościach nie będzie to możliwe.
Will krzywi się, zniecierpliwiony, ale wie, że w słowach Hannibala jest dużo prawdy. Jego ciało wydaje się regenerować w wyjątkowo szybkim tempie, wciąż jednak jest wolniejszy, niż powinien. Dodatkowy dzień lub dwa da im więcej czasu na planowanie.
 ― Najlepiej byłoby osaczyć go w domu ― oznajmia, a ogień w spojrzeniu Hannibala roznieca się ponownie. Jest gorący jak... pożądanie, i Will odwraca wzrok. ― Mieszka sam, w bliźniaku. Jego mieszkanie dzieli ścianę z drugim. Jeśli go zakneblujemy albo zrobimy to szybko, sąsiedzi nie usłyszą. ― Ryzykuje spojrzenie na twarz Lectera i z trudem powstrzymuje się od wzdrygnięcia na widok jej wyrazu.
 ― Przemyślałeś to ― szepcze mężczyzna, a w jego głosie słychać nutę podziwu.
 ― Któryś z nas musiał spędzić ostatnie lata na snuciu planów ― stwierdza Will i znów odwraca wzrok, zanim pożar rozgorzały w oczach Hannibala zdąża pochłonąć go do reszty.

Jak powietrze (HANNIBAL, Hannibal x Will, +18)Where stories live. Discover now