29.

370 30 0
                                    

Hannibal opuszcza pokój i Will patrzy za nim, pełen sprzecznych emocji. Z jednej strony desperacko pragnie choć na chwilę uwolnić się od jego odurzającej obecności, aby oczyścić umysł i przemyśleć to, co się między nimi dzieje. Z drugiej jednak nadal doznaje ukłucia niepokoju za każdym razem, gdy traci go z oczu na dłuższy moment. Odpowiednio pretensjonalna kryjówka Hannibala jest znacznie większa niż żaglówka. Will siedzi jeszcze przez chwilę i stara się dojść do siebie. Spogląda raz jeszcze na szkic pozostawiony przez mężczyznę na biurku. Nie ma wątpliwości, że to oni. Policzek nakreślonego ołówkiem Willa przecina nawet blada blizna – optymistyczne wyobrażenie, jak będzie wyglądała jego rana za rok lub dwa.
Pewnie powinienem być tym bardziej poruszony, myśli Will, ale nie potrafi znaleźć w sobie więcej odrazy. Hannibal ma, oczywiście, rację; od lat wie o jego uczuciach. Wiedział o nich na długo przed tym, jak potwierdziła je Bedelia. Jakaś jego część wiedziała zawsze. I na pewnym etapie ich znajomości – bardzo dawno temu – mógł nawet być taki moment, że Will wyobrażał sobie zupełnie inną przyszłość dla ich dwójki. Pamięta wzrok Hannibala, gdy po śmierci Tobiasa Budge'a wszedł do jego gabinetu za Jackiem Crawfordem.
„Mam wrażenie, że wciągnąłem cię w swój świat", powiedział mu wtedy, opierając się o jego biurko. Chyba trochę majaczył i zupełnie nie miał świadomości, w jak wielkim był błędzie. Spojrzenie Lectera zdawało się głębokie, wyraz jego twarzy – pełen podziwu, jakby widział Willa pierwszy raz w życiu.
„Nie", odrzekł Hannibal. Na jego podbródku widniał cienki strumyczek zasychającej krwi i młodzieniec zwalczył w sobie pokusę, by pochylić się i wytrzeć go kciukiem. Mimo to wyobrażał sobie, jaka byłaby w dotyku jego skóra; jak poruszyłaby się jego dolna warga, gdyby to zrobił. „Sam do niego wszedłem. Ale doceniam twoje towarzystwo", usłyszał.
Teraz to, jak bardzo martwił się wówczas o doktora, wydaje mu się zabawne. Myśl, że wciągnął tego rozpromienionego człowieka w swój mroczny świat pełen morderców i śmierci, okropnie mu ciążyła. Tak naprawdę to Hannibal wciągnął go w świat koszmarów, a nie na odwrót, ale nie miał o tym pojęcia. Patrzyli na siebie, obaj przepełnieni tą samą ulgą, że drugiemu nic się nie stało. Patrzyli tak, jakby wreszcie dostrzegli się wzajemnie w pełnej krasie, chociaż wcale tak wtedy nie było. Może po prostu zauważyli, jak ważna stała się ich przyjaźń. W tamtej chwili Willowi wydawało się nieuniknione, że ich światy zaczną się przeplatać, i w jakimś sensie właśnie tak się stało. Nie przewidział tylko gorączek, koszmarów, mierzenia do Hannibala z broni, zwłok u jego stóp, ran, które otrzyma z jego rąk. Widział w nim jedynie człowieka, którego twarzy pragnął dotknąć. To mogło być takie proste. Wydawało się, że będzie. Ale nie było.

Teraz Will przesuwa drżącą dłonią po swej twarzy. Wstając, chwyta się oparcia krzesła, by zachować równowagę. Zawsze wiedział o tych uczuciach i wyznanie Hannibala nic nie zmienia, ale jednocześnie zmienia wszystko. Lecter zrobił to z jakiegoś powodu; z pewnością wypowiedział te słowa, chcąc, by stały się katalizatorem dla czegoś większego. Żeby zrozumieć jego cel, Will musi najpierw ustalić, czego Hannibal chce.
W odpowiedzi na to pytanie do głowy przychodzi mu tylko jedna rzecz, ta sama, której Hannibal pragnął zawsze: on.

Jak powietrze (HANNIBAL, Hannibal x Will, +18)Where stories live. Discover now