8.

2.5K 312 78
                                    

Wchodząc do domu starał się poruszać jak kot. W sumie wiedział jak bardzo daremne są to starania. Jeszcze na klatce schodowej sprawdził telefon. Znalazł tam trzynaście wiadomości od mamy i cztery od Jina. Miał nadzieję, że nie wyciągała od niego zeznań. Seokjin był jedyną osobą, którą zawsze wypytywała, gdy coś się działo. Zrobiła sobie z niego adwokata, przesłuchiwała go za plecami Hobiego.

Nie pomylił się. Pierwszy po wejściu do domu rzucił mu się w oczy płaszcz Jina na wieszaku. I ta śmieszna przypinka z Mario na plecaku. Czasem zapominał, że Seokjin jest od niego starszy o całe pięć lat.

Niepewnie wkroczył do kuchni, gdzie paliło się światło. Mama stała przy oknie, okryta w gruby sweter, a Jin siedział przy stole. Na jego widok wstał. W oczach przyjaciela dostrzegł strach, ale czy to strach o jego "zaginięcie" czy o to co się w tej chwili stanie - nie umiał tego odgadnąć.

Mama czekała, aż sam usiądzie, więc to zrobił. Jin podrapał się po karku i po chwili podskoczył na miejscu, najwidoczniej na ton głosu mamy. Odwróciła się do niego.

- Gdzie byłeś?

- Spotkałem się z kolegą po szkole.

- Po szkole? Jest prawie dwudziesta druga.

- Poszliśmy na kręgle.

- I uznałeś, że to będzie świetna zemsta, jeśli mnie o tym nie poinformujesz?

- Wiedziałem, że się nie zgodzisz.

Uderzyła dłonią w blat stołu. Jin podskoczył do góry jak zabawka. W jaki sposób miało to zrobić na nim wrażenie? Opuścił spojrzenie na stół, gdzie trochę cukru rozsypało się po białym obrusie.

Wskazała na niego palcem i poruszyła szybko ustami. Jej wyraz twarzy, który na co dzień kojarzył mu się tylko z ciepłem i dobrocią, teraz spoważniał. Wyostrzyły jej się rysy twarzy, mógł poznać każdą zmarszczkę, którą stworzył czas. Ściągnęła brwi, a jej usta nie przestawały się poruszać.

Nie rozumiał nawet słowa, ale wiedział, że na niego krzyczy. Wokół jak zwykle panowała grobowa cisza, a serce łomotało mu w piersi jak oszalałe. Ścisnął mocno palce na własnych kolanach. Stres dał się we znaki, kiedy ciszę zaczął wypełniać pisk. Wysoki i męczący.

Do głosu doszła panika. Twarda gula stanęła mu w gardle, powstrzymując oddech. Zamknął oczy, nie radził sobie z uderzeniem bodźców, które na niego zrzuciła. Stracił świadomość przynależności do świata.

Czasem uwielbiał ten stan. Ciemność odebrała mu zdolność do odczuwania czegokolwiek, dopóki ktoś nagle szarpnął go za ramiona. Przerażony powrócił do realiów. To mama zdenerwowana jego brakiem uwagi próbowała odzyskać z nim kontakt.

- Nie ignoruj mnie Hobi. Zawiodłam się na tobie, bardzo - Poruszała rękami i ustami tak szybko, że nie nadążał tłumaczyć sobie w głowie sensu słów. Trzęsły jej się palce - Nie wiem kim jest ten kolega, ale sprowadza cię na złą drogę. Nie pozwalam ci się z nim widywać.

Pokiwał głową. Nie miał siły, by z nią walczyć. Łzy cisnęły mu się do oczu.
Jin zareagował dopiero, kiedy jedna wypłynęła na pulchny policzek. Odezwał się i powstrzymał mamę przed dalszym monologiem. Coś do niej mówił, ale nawet nie starał się skupić. Czekał tylko, aż pozwoli mu iść do pokoju. Czuł, że i tak dzisiaj nie zaśnie, ale dłużej nie wytrzyma tego kołatania w sercu, pisku i bólu w skroniach.

Jin położył mu dłoń na ramieniu, delikatnie - nie tak jak mama. Pociągnął go za dłoń i zabrał do pokoju. Nie spojrzał na kobietę, po prostu dał się powłóczyć Jinowi za sobą. Starszy zamknął za nimi drzwi, a on rzucił się na łóżko. Było mu wstyd, że Seokjin musiał być świadkiem takich scen, sam nie spodziewał się, że mama wścieknie się aż tak bardzo i co gorsza, zrobi przedstawienie przy jego przyjacielu.

Usiadł pod ścianą, i zacisnął pięści na ulubionej poduszce przyciśniętej do piersi. Jin dosiadł się obok, przytulił go ramieniem i czekał. Tak bardzo szanował i potrzebował przyjaciela w tamtym momencie. Bez niego nie umiałby sobie poradzić w tej chwili. Dla normalnej osoby reprymenda od rodzica to nic przerażającego, niektórzy mają tak codziennie. On nie miał. Bał się prawie wszystkiego co nowe.

- Już, okej? - Zapytał Jin po kilkunastu minutach bez reakcji. Starszy słyszał normalnie, nauczył się języka migowego specjalnie dla niego, czego nigdy mu nie zapomniał. Seokjin nie nazywał tego poświęceniem, mówił o tym jak o czymś normalnym. Jakby po prostu nauczył się nowego języka, by porozumieć się z kolegą zza granicy. Nie widział, w tym przeszkód, a talent i bystrość pomogły mu szybko przyswoić sobie większość użytecznych zwrotów.

- Lepiej.

- Twoja mama przesadziła.

- Przepraszam, że przeze mnie musiałeś tu przychodzić i tego słuchać.

- Jestem twoim przyjacielem. Nie tylko od genialnych żartów, ale i pomocy, kiedy jej potrzebujesz.

- Dziękuję, Jinni.

- Co to za kolega?

Nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział o znajomości z Yoongim. Nawet Jin. Poznanie go było jakimś magicznym momentem w życiu. I mimo, że to Jin zajmował niezmiennie w jego sercu miejsce najlepszego przyjaciela, Yoongi stawał się falą dźwięku, którego nigdy nie poznał. Uderzeniem w klawisz pianina, stukotem kopyt, szumem wiatru, szelestem liści, łomotem serca. Czymś nowym, nieznanym, a dzięki temu jeszcze bardziej pożądanym. Nie przerażającym jak ta rzadko używana agresja, jaką okazała mu dzisiaj mama.

I tak bardzo chciał poznać brzmienie jego głosu. To stało się celem samym w sobie.

- Skłamałem, po prostu chciałem być sam. Chodziłem po mieście.

Jin westchnął i pokręcił głową.

- Hobi, przecież wiesz, że ja też jestem przeciwny. To nieodpowiedzialne.

- Od kiedy jesteś odpowiedzialny? - Uśmiechnął się.

- Martwiłem się o ciebie. Twoja mama panikowała i po pewnym czasie i mi się udzieliło. Proszę, nie rób tak więcej.

- Przepraszam. Nie zrobię, obiecuję.

- Jak było w szkole?

- Jeśli pytasz jak tam Namjoon, to spoko. Przepytał z matmy całą klasę i postawił dwie jedynki.

- Pieprzony ideał.

Jin wyszedł około północy. Mama chyba też poszła spać, bo światło na korytarzu zgasło. On nie mógł spać. Mała lampka błyszczała na szafce obok łóżka, a on przyglądał się pływającym w jej wnętrzu drobinkom brokatu. Miał nadzieję, że to go uśpi. Telefon na szafce zaświecił się.

Yoongi: mam nadzieję, że jeszcze nie śpisz. Z tego wszystkiego zapomniałem ci podziękować. Było naprawdę miło i dobrze się bawiłem. Nie chcę być nachalny, ale może chciałbyś się jeszcze spotkać? O ile nie zmęczyło cię moje towarzystwo oczywiście. Zastanów się, a na razie dobranoc

Stracił rachubę ile razy czytał wiadomość. Aż rozbolał go brzuch od przyjemnego ucisku, a usta od ciągłego uśmiechu. Nie zasnął tej nocy, czekał na poranek i kolejny dzień z doświadczaniem nowego uczucia.

Cicho, na paluszkach| SopeWhere stories live. Discover now