Część 4.

2 0 0
                                    

Każdytwój uśmiech.

Każdygest.

Nadajęmemu życiu sens.

Płacz,klnij, wrzeszcz.

Nieważne, co wybierzesz.

Wystarczy,że wciąż będziesz przy mnie.

Wciążbędziesz mym natchnieniem.

Tyjesteś, każdym biciem mego serca.

Dobieraszwłaściwe słowa, nawet gdy milczę.

Jakopierwsza przerywasz ciszę.

Miłość,nie ma twarzy.

Niema imienia.

Leczniezwyciężona jest jej siła.

Niepozwólmy jej odejść.

Mamyzbyt wiele do stracenia.

Dlategonie zamierzam poddać się.

Jeślizechcesz, skoczę za tobą w ogień. 

Mojamiłość to Ty.

Tyjesteś moją miłością.

Dzień4.


Siedziałemakurat przy biurku, mozolnie sprawdzając prace pisemne studentówdrugiego roku, gdy usłyszałem pukanie do drzwi.
- Proszę. -odpowiedziałem automatycznie i z wdzięcznością, że będę miałmożliwość odpocząć, choć przez chwilę.

Niewiedziałem jeszcze wówczas, kto też postanowił mnie odwiedzić.
- Dzień dobry. Panie magistrze. - usłyszałem w korytarzuznajomą formułkę, na co od razu uśmiechnąłem się do siebie podnosem.
- Dzień dobry Pani Kingo. Proszę wchodzić śmiało inie czaić się tak w tym przejściu. Już jadłem, więc nie ugryzę.Chyba. - zażartowałem, sam nie rozumiejąc, dlaczego czuję sięprzy niej tak swobodnie. W końcu znaliśmy się od niedawna i byłamoją studentką. A traktowałem ją jak dobrą przyjaciółkę, amoże nawet kogoś więcej. - Nie chcę przeszkadzać. Ja właściwietylko na chwilę. - wyrzuciła z siebie z prędkością karabinumaszynowego, uroczo się przy tym rumieniąc i krocząc w miejscu,tak jakby miała zamiar wywiercić dziurę w podłodze, lub uciec wpopłochu. Czy naprawdę byłem, aż tak straszny. Nikt nigdywcześniej się tak przy mnie nie tremował.
- PrzyniosłamPanu swój tomik poezji. Pierwszy i mam nadzieję nie jedyny. -powiedziałanieco wolniej, wręczając mi swą książkę, ukrywaną dotychczasza plecami.

- Udało się Pani? - zapytałem z zaskoczeniem,patrząc z nieukrywanym zachwytem na wręczony mi podarunek.
-Nam się udało. - stwierdziła już całkiem swobodnie, zatem i dlamnie znalazła zasługi w całym przedsięwzięciu, chociaż i taknie zrobiłem nic nadzwyczajnego.

Conajwyżej ją lekko popchnąłem.
- To dzięki panu odważyłamsię przesłać wiersze. Dziękuję. - wypowiedziała, patrząc namnie z takim zachwytem, że aż sam się zarumieniłem.
-Zawsze do usług pani Kingo. Gdybym mógł jeszcze jakoś pomóc.Proszę tylko powiedzieć. - udało mi się wydukać, po chwili.
- Wiem, że zawsze mogę na Panu polegać i bardzo to doceniam.Jeszcze raz dziękuję, A teraz zmykam, żeby zdążyć na zajęcia.Do zobaczenia później. - powiedziała uprzejmie, szybkowybiegając.
- Do zobaczenia Pani Kingo. - odpowiedziałemrównie serdecznie. - Dziękuję. - dodałem jeszcze na koniec, choćnawet nie byłem pewien, czy mnie słyszy, po czym przesunąłemdłonią po otrzymanym tomiku.
- Historia jednego uczucia. -odczytałem na głos tytuł.
- Jakaż to będzie historianaszego uczucia, Pani Kingo - zapytałem sam siebie i otworzyłemtomik na wybranej stronie, czytając pierwszy wiersz.








365 powodów, by zostać. Wersja druga, poprawiona.Where stories live. Discover now