Część 9.

1 0 0
                                    

Proszęodpowiedz, co dla ciebie miłość znaczy.

Wiemciężko ją wyrazić słowami.

Leczmoże zdołasz mi ja okazać,

bymmiała pewność, że to na nią czekałam.

Ktopokocha mnie, za to kim chciałabym być.

Niedostrzeże mych wad, choć tak wiele ich.

Najbliższyjesteś mi ty.

Leczczy mogę ci w pełni zaufać.

Skądmam mieć pewność, że nigdy mnie nie zranisz. 


Dzień 9.



Siedziałam obokBogny, reagując prawidłowo do danej sytuacji. Czyli śmiałam sięi wzdychałam, gdy pozostali. Wszystko jednak było wymuszone. Niewiedziałam nawet, po co dałam się wyciągnąć z domu.

Jak na złość,oczywiście musiał się zjawić.

- Oby tylko niepodszedł- pomyślałam z nadzieją, ale oczywiście podszedł, bomusiał, jakżeby, by było inaczej.

- Dobry wieczór.

- Dobry wieczórpanie magistrze. - większość, to znaczy wszyscy z wyjątkiem mnieprzywitali Go chórem.

- Dobry wieczórPani Kingo.- przywitał się, zwracając się tylko do mnie, jednakżemoja złość nie zelżała

- Dobry wieczór.- powiedziałam przez zęby, nawet na Niego nie patrząc.

- Wszystko dobrzePanie magistrze? - zapytali tłumnie koledzy i koleżanki z roku.Widać było, że bardzo go lubią.

Wszystko w porządku. - odpowiedział, jednak wydawał się nieco zasmucony.

Może przysiądzie się Pan do nas. Prosimy. - odezwali się tłumnie, ja jednak milczałam. Obrażona już tylko z zasady.

Nie wiem czy wypada zaczął, jednocześnie spoglądając na mnie pytająco.

Chociaż starałam się na Niego nie patrzeć.

- Poza tymwłaściwie jestem umówiony, ale chyba mogę się przysiąść,chociaż na chwilę.

Jak zapowiedziałtak zrobił, rozsiadł się wygodnie, na własne ryzyko, o tyledaleko, że mogłam go jedynie mordować wzrokiem.

Był jednak takuroczy, że długo nie mogłam się gniewać i po chwili zaczęłamsię szczerze uśmiechać, a nawet wybuchałam, co jakiś czasgromkim śmiechem, pokładając się przy tym na stole.

Mój dobry humorpopsuło dopiero nadejście jakiegoś pijaczka, który zaczął domnie wyrywać i usilnie ciągnąć do tańca, na co nie miałamochoty, przynajmniej nie z nim.

- Nie słyszałeś,ta Pani nie chce z Tobą zatańczyć. - odezwał się nagle panSzymon, wyraźnie czymś rozzłoszczony.

- Może, zapytamyJą. - wybełkotał z trudem, amant za 3.50.

- Nie chcę zTobą tańczyć.

- No chodź mała,nie bądź taka nieśmiała. - powiedział, ciągnąc mnie za rękę.

- Odwal się -zawołał niespodziewanie Szymon, jednocześnie odpychającpodchmielonego adoratora. ratując mnie tym samym.

Zebrani patrzylina niego z zaskoczeniem, kompletnie nie wiedząc, co zrobić, a on poprostu wyszedł bez słowa.

Natychmiastwybiegłam za Nim, ponieważ po prostu nie mogłam postąpićinaczej. Nie mogłam zostawić go samego, w takiej chwili.

Złapałam Go,tuż za drzwiami.

- Miałemnadzieję, że Pani wyjdzie i będziemy mieli okazję porozmawiać.

- A ja miałamnadzieję, że Pan zaczeka.

- I zaczekałem.

- A ja wyszłam.

Na chwilęuniosły się jego kąciki ust i jak zawsze przemycił ukradkiemspecjalnie dla mnie swój serdeczny uśmiech, teraz jednak niecoprzygaszony.

Idąc. Krok wkrok, co jakiś czas spoglądaliśmy na Siebie w milczeniu.

- Przepraszambardzo Panią za dzisiejsze zachowanie. Nie miałem prawa. Nie jestPani niczyją własnością. A już zwłaszcza moją. - odezwał sięw końcu, jako pierwszy.

- Jestem bardzoPanu wdzięczna za wsparcie. Ale jeśli Pan chce, możemy o wszystkimzapomnieć.

- Myślę że takbędzie lepiej. Wie pani co. Bardzo kocham poezję.

Też kocham poezję.- przyznałam się szczerze. Nie wiedząc jednak, do czego dąży ta rozmowa.

Wiem o tym. Pani Kingo. Dlatego jest mi tym trudniej. - wyznał szczerze, jeszcze bardziej zawiedziony i wówczas wszystko stało się jasne.
































365 powodów, by zostać. Wersja druga, poprawiona.Where stories live. Discover now