6.

15K 573 70
                                    

Siedzę na łóżku, patrząc na wschód słońca. Przez całą noc nie mogłam spać, cały czas starałam się rozwiązać łamigłówkę, zastanawiając się nad ewentualnymi możliwościami ucieczki.

Drapie się kolejny raz po karku, przez niewygodną wystającą metkę, która cały czas podrażnia mi skórę. Mam na sobie nowe ubrania, które są niedopasowane do mojego rozmiaru. Czarne spodnie szyte w kant, które są na mnie za duże, przez to, co chwila muszę je podciągać, oraz biała bluzka, która jest przyciasna w biuście.

Nie mam żadnego pomysłu, czego oni ode mnie mogą chcieć. Noga szczypie mnie, przypominając, aby zmienić opatrunek.

— Nie myśl tyle. Wszystko niedługo się wyjaśni. — Odzywa się pani Casesa.

Nawet nie zauważyłam, kiedy weszła do pokoju.

— Co ja takiego zrobiłam? Na to pytanie może mi pani odpowiedzieć. — Odzywam się, dalej patrząc w zmieniające kolor niebo.

Pani Casesa podchodzi do mnie i kładzie rękę na moim ramieniu, ściskając je lekko.

— Nic. Czasem nie mamy wpływu na nic. Teraz się rozbieraj czas zmienić ci opatrunek, niedługo przyjdzie Sylvia. — Odpowiada zimnym tonem.

Nie nadążam nad tą, kobietą.

— Czemu czasami jest pani miłą staruszką, czasami wredną staruchą? — Pytam, spoglądając, jak wyciąga przybory do zmiany mojego opatrunku.

— Nie lubię, jak kobieta okazuje słabość. Musisz być silna, inaczej skończysz marnie. Jak cię poznałam, byłaś uśmiechniętą silnie stąpająca po ziemi kobietą, która lubiła mieć wszystko zaplanowane. Kiedy wczoraj cię zobaczyłam, byłam zła, że tak łatwo cię złamać. — Odzywa się.

Każda normalna osoba, w takiej sytuacji, byłaby załamana, zła, przerażona. Owszem na miarę możliwości staram się zawsze być silna i brać od życia to, co mi daje, jednak wczorajsza sytuacja przerosła mnie o głowę.

Wstaje i odpinam guzik moich spodni, tylko po to, żeby je ściągnąć. Zastanawia mnie, dlaczego ktoś kazał pani Casesa mną się opiekować, jakby chcieli mnie zabić czy sprzedać zrobiliby to od razu albo mieszkałabym w gorszych warunkach.

Rana, którą mam jest starannie zaszyta, kobieta przeciera ją nasączonymi ściereczkami i zakłada nowy opatrunek. Mogłam sama to zrobić, jednak ciepłe ręce pani Casesa przypominają mi moją mamę, która kiedyś robiła dokładnie tak samo z moją raną po przejażdżce na rowerze, kiedy to z tatą się ścigałam i wylądowałam na twardym chodniku, zdzierając sobie kolana. Wizja mojej matki z dzieciństwa mocno mną wstrząsnęła, kochałam ją nad życie, była moją najlepszą przyjaciółką, a ona tak z dnia na dzień zaprzepaściła wszystko. Załamała mojego ojca, a mnie nadzwyczajnie porzuciła.

— Gotowe. Lena posłuchaj, więcej tego nie powtórzę. Musisz być silna, nie chce, więcej widzieć jak płaczesz. Zrozumiałaś? — Odzywa się, poważnym głosem.

Kiwam głową i podnoszę się, naciągając spodnie. Zrozumiałam przekaz kobiety, teraz może być tylko gorzej. Dziwny dreszcz przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy drzwi pokoju otwierają się, w nich staje ten sam mężczyzna, który wczoraj mnie postrzelił.

Wpatruje się we mnie, skanując moje ciało od bosych stop aż po czubek mojej głowy. Jego wzrok jest zimny, wyraz twarzy nie zdradza nic. Cofam się krok, niesprawna do jakiejkolwiek innej reakcji.

— Gotowa? — Odzywa się zimnym tonem, patrząc mi w oczy.

— Oczywiście. Proszę dać nam jeszcze pięć minut. — Odzywa się za mnie staruszka.

Defective Love - ZakończoneWhere stories live. Discover now