15.

13.3K 552 84
                                    

Całą noc nie mogłam spać, przed oczami miałam ten koszmarny widok, martwego mężczyzny. Pół nocy rzucałam się z boku na bok, raz leżałam na brzuchu raz na plecach. Parę razy udało mi się niechcący walnąć łokciem Luciano, który dzielnie udawał, że dalej śpi. Mężczyzna pomimo mojego stanu, nie odezwał się nawet słowem. Kiedy kolejny raz wpatrywałam się we wskazówki zegara, które pokazywały czwartą nad ranem, powieki stawały się coraz cięższe i w końcu udało mi się zasnąć.

Kiedy się obudziłam, poduszka obok mnie była już zimna, zegar wskazywał dwunastą w południe. W normalnych okolicznościach mogłabym się obwiniać o marnowanie czasu na spanie, jednak teraz nie muszę na razie nic robić ani do niczego się spieszyć.

Wstałam przeciągając się i weszłam do swojej łazienki, zimny prysznic przyniósł mi ukojenie. Staram się nie rozpamiętywać wczorajszego dnia ani tego, jak łatwo dałam się o miotać Luciano. Wszystkie swoje niestabilnie emocjonalnie emocje schowałam w głąb szuflady, czekając na lepsze dni, w których będę mogła się z nimi zmierzyć. W całej mojej głowie panował jeden wielki chaos, jednak ja postanowiłam udawać i robić dobrą minę do złej gry. Przybrałam na ustach sztuczny uśmiech i wyszłam owinięta ręcznikiem z łazienki.

Odważyłam się wejść do rzekomej mojej garderoby, która była większa niż cała sypialnia Luciano, na każdej półce czy wieszaku były starannie poukładane lub powieszone ubrania, w różnych barwach. Pół jednej ściany zajmowały buty, było ich chyba ze sto par! Boże ile butów! Ile szpilek!

Nagle zdałam sobie sprawę jak bardzo płytko to brzmi. Cieszę się z butów, pomimo tego, że nie powinnam być szczęśliwa. Cały czar prysł i podeszłam do pierwszej lepszej dębowej półki, wyciągając jakaś czarną koszulkę, która patrząc na metkę kosztowała więcej niż wygląda.

Dresy, potrzebę mi są dresy.

Szukam po szufladach, jednak żadnych par luźnych dresów nie znalazłam, dlatego zakładam zwykle dżinsy. Na bose stopy, nie mogąc się powstrzymać, zakładam czarne szpilki. Nienawidzę tego koloru, jednak moje obecne życie widzę właśnie w tej beznadziejnej barwie.

Wychodząc z pokoju zauważam na szafce nocnej, żółtą karteczkę.

Bal zaczyna się o dziewiętnastej, widzę cię o osiemnastej gotową w salonie. L

Wychodzę z pokoju, błądząc po korytarzu. Jeszcze wczoraj wydawało mi się, że przyszliśmy do sypialni z prawej strony, jednak teraz mam co do tego wątpliwości, kiedy przede mną widzę ścianę z dużym oknem.

Kurczę.

Cofam się i wracam tą samą drogą, obserwując te wspaniałe obrazy, które zajmują każdą powierzchnię ścian. Szczególnie jeden przykuł moją uwagę, duży błękitny wodospad ze wzburzoną wodą, niby taki zwyczajny, ale odzwierciedla teraz moje uczucia. Spadam w przepaść tak samo, jak wzburzona woda, płynie w dół.

— Zgubiłaś się? — Odzywa się znajomy głos.

Podskoczyłam wydając z siebie przestraszony pisk. Łapiąc się za kładkę piersiową, odwracam się do mojego rozmówcy, który śmieje się z mojej reakcji.

— Max jestem. — Odzywa się wyciągając do mnie dłoń.

Wow. Mężczyzna jest naprawdę przystojny, aż zabrakło mi języka w buzi. Teraz dopiero dostrzegam jego blond kitkę, przez co przypomina mi się, że to ten chłopak pomógł mi zaraz po śmierci pani Casesa. To ten sam blondyn, który wcale się nie boi Luciano, przynajmniej na takiego wtedy wyglądał.

— Lena. — Odzywam się i ściskam jego dłoń.

Stoimy tak w niezręcznej ciszy, patrzę wszędzie tylko nie na mężczyznę.

Defective Love - ZakończoneWhere stories live. Discover now