Devil Jin i Ling Xiaoyu

555 61 14
                                    


Taehyung zdawał sobie sprawę, że pani Boo jest specyficzna, ba uważał, że to właśnie dlatego znaleźli wspólny język. W końcu on sam nie był ostatnim bastionem normalności. O litości! Tak naprawdę było wprost przeciwnie. 

Tae był aroganckim — o zgrozo też wrażliwym — introwertykiem, co sprawiało, że o wiele łatwiej było mu nawiązać relacje towarzyskie z osobami, które trochę odstawały. Ci, którzy byli towarzysko ogarnięci, nie bez powodu omijali go szerokim łukiem.

Może z wyjątkiem Jungkooka, jednak ten też miał nierówno pod sufitem. 

A pani Boo? Ich wspólne spędzanie czasu opierało się na rozmowach, popijaniu kakao w małej kuchni, słuchaniu Madonny i snuciu dziwnych teorii. Sekretnie oglądali także durne serie od Netflixa.  Zwłaszcza kiepskie science fiction. To ten gatunek, który dawał im najwięcej radości i pozwalał na duszenie się ze śmiechu, przy nędznych scenach akcji, czy teoriach tak grubymi nićmi szytych, że nawet Taehyung to zauważał. 

A dla niego fizyka naprawdę była czarną magią.  

Taehyung nie ukrywał, że mógłby tak spędzać wiele leniwych godzin, w towarzystwie ludzi, przy których czuł się bezpiecznie ze swoimi absurdalnymi pomysłami i problemami. Zdawał sobie sprawę, że przez wiele osób byłby wyśmiany, gdyby tylko bardziej się otworzył, a pani Boo pokazywała mu, że można go po prostu lubić. 

Całego. 

Wtedy, gdy był  cichy i zamknięty w sobie, a także w tych momentach, kiedy stawał się krzyczącym żywiołem z mocną gestykulacją i siłą rażenia lepszą, niż niejedno zjawisko atmosferyczne, zwyczajowo nazywane kobiecym imieniem. Wiedział, że przy pani Boo mógł płakać, mocząc swoją ulubioną piżamę w kolibry, a także zwierzać się z najbardziej absurdalnych fantazji. 

Miał wrażenie, że dla pani Boo nie było szokujących tematów. 

Pewnego wieczoru, siedząc na nieco niewygodnym krześle i dopijając ostatni łyk kakao, stwierdził, że nawet dobrze się stało, że wtedy wylądował w szpitalu. Inaczej, nigdy nie poznałby pani Boo. Nie mówił jej tego, ale traktował ją jak kogoś więcej niż przyjaciółkę, raczej jak osobę z najbliższej rodziny. 

Bliską sercu.

Jego rodzina nieszczególnie się nim interesowała. Zazwyczaj nie było to dla niego problematyczne, wprost przeciwnie, bo to wiele ułatwiało. Robił, co chciał i nikt mu w tym nie przeszkadzał. Jednak sporadycznie dopadał go smutek, że ci najbliżsi żyją swoim życiem, a na niego po prostu nie mają już czasu. Gdy rozmawiał ze swoją matką, a ta przez pomyłkę zwracała się do niego imieniem swojego psa, wiedział, że gości w jej myślach zdecydowanie rzadziej, niż ulubiony czworonóg. 

Wtedy dopadały go te irytujące, ciężkie myśli, że chciałby być dla kogoś najważniejszy. Po prostu tak piekielnie egoistycznie. Chciał, by ta osoba pamiętała o jego ulubionych rzeczach, wracała do niego myślami, a także brała go pod uwagę. Nie traktowała jak mebel, nie mówiła, że jest pewnikiem, tylko miała dla niego miejsce zawsze obok siebie. By był częścią jej życia, o którą z przyjemnością się dba. 

Teraz idąc z Jungkookiem do pani Boo, czuł się spokojny i szczęśliwy. Ta świadomość, że za chwilę poznają się dwie osoby, które są dla niego naprawdę ważne, była niezwykle kojąca. Sądził, że Jungkook polubi panią Boo. Nawet nie miał najmniejszych obaw, że mogłoby być inaczej.

Bo pani Boo dla Taehyunga była naprawdę inspirująca.

Niezależna i pewna siebie. Jak sama wspominała, nie od razu, bo te cechy dojrzewały razem z nią. Miała jednak odwagę, by spróbować żyć po swojemu, mimo społecznego ostracyzmu w czasach jej młodości. Nie każdemu odpowiadało to, czym chciała się zajmować oraz fakt, że z posiadaniem męża i dzieci było jej nie po drodze. Nie czuła takiej potrzeby i zaakceptowała to naprawdę szybko.

Two angry men | TaekookWhere stories live. Discover now