#7

676 70 35
                                    

 PERCY

- UWAŻAJ! - krzyczała Courtney posyłając strzałę za strzałą - ON JEST JADOWITY!

 Tego tylko brakowało, pomyślał Percy. Wiedział, że walka z wężem, który ma dobrych kilka metrów wysokości i jest szerokości dwudrzwiowej szafy to złe wyjście, ale specjalnie nie miał wyboru. Odkąd zapuścili się do tego lasu nic nie szło po ich myśli. Drzewa szeptały między sobą. Zupełnie jakby mówiły zaklęcia, które miały sprawić, że ich psychika się wyniszczy. O dziwo, te podejrzenia mogły się sprawdzać. Oboje z Courtney byli podrażnieni, prawie każde wypowiedziane słowo mogło grozić kłótnią.

 Właśnie przez kłótnię znaleźli się tutaj, gdzie teraz byli. W gnieździe wielkiego jak wszyscy diabli węża błotnego. Bydlak miał szarą skórę i żółte oczy z pionowymi szparkami źrenic. Gdy przez własną nieuwagę weszli w jego gniazdo było już za późno na ucieczkę.

 Gad postanowił bronić swojego terytorium.

 Courtney zareagowała błyskawicznie. Wskoczyła za najbliższe drzewo i zaczęła ostrzeliwać węża. Szybko zorientowała się, że jest jadowity po tym jak posłał w jej kierunku pocisk z jadu, który stopił drzewo, za którym stała.

- MÓGŁBYŚ SIĘ RUSZYĆ, JACKSON - darła się - TO W KOŃCU TWOJA WINA.

Jak zawsze, pomyślał znów, to zawsze wina faceta. Odetkał Orkana i spróbował okrążyć gada z nadzieją, że zdekoncentruje go to. Strzały Courtney odbijały się od jego skóry, nie czyniąc mu żadnej szkody. Coś mu to zaczęło przypominać, ale nie wiedział co.  Wąż odwrócił nagle trójkątny łeb i uderzył ogonem. Percy odskoczył, ale gad nie rezygnował. Walił ogonem, na którego końcu miał pokaźnych rozmiarów kolec. Percy zatoczył koło i znów znalazł się obok córki Persefony. Jej piękne brązowe włosy spadały jaj falami na twarz, na której było widać pierwsze kropelki potu.

- Moje strzały nic mu nie robią - jęknęła - Nic a nic.

 Wąż znów pluł jadem. Percy w ostatnim momencie odepchnął Courtney i przetoczył się obok.

- Strzelaj dalej! - krzyknął - I nie daj się zabić! Muszę pomyśleć!

- No to już po nas.

 Percy udał, że tego nie słyszy.  Chciał jej udowodnić, że nie wszystkie jego szare komórki są rozładowane.  Zauważył niewielką półkę skalną i to w niej upatrzył nadzieję. Wziął rozbieg i odbił się najwyżej jak mógł, ale nie doskoczył. Wąż wściekle szukał wzrokiem Courtney, która biegała od miejsca do miejsca byle by być jak najdalej od niego.

- Myśl kurwa, mózgu - mruknął Percy.

  Zaświtał mu pewien pomysł, trochę ryzykowny, ale zawsze coś. Wspiął się na niską wierzbę, która rosła najbliżej półki skalnej w urwisku. Jej gałęzie uginały się pod jego ciężarem, ale musiała wystarczyć. Wszedł na najwyższą z gałęzi i odbił się całym impetem w stronę urwiska. Już po chwili poczuł skałę pod stopami. Jedna część planu została zorganizowana. Z Courtney nie było dobrze. Wąż właśnie zagonił ją w nieckę, która odcinała jej drogę gdziekolwiek indziej. Musiał jej pomóc natychmiast. Podniósł jeden z kamieni, który leżał obok.

- EJ, BEZNOGI!

 Kamień świsnął w powietrzu i uderzył w tył głowy węża, który zasyczał wściekle rozglądając się skąd nadleciał pocisk. Percy nie dał mu się długo zastanawiać. Natychmiast rzucił kolejny raz, ale tym razem trafił poniżej pyska węża. To wystarczyło. Gad  splunął potężną kulą jadu w jego stronę i zaczął tam pełznąć. Percy był na to przygotowany. Do ostatniej chwili stał w miejscu, by w ostatniej chwili odsunąć się i pozwolić jadowej kuli rozbić się o skałę za jego plecami.  Poczuł palenie na skórze prawej ręki, ale nie spojrzał tam. Zamiast tego podłożył Orkan, by jad, który spływał ze skały pokrył go w całości. Szansę miał jedną. Wąż był już praktycznie na wyciągnięcie ręki, z tym, że trochę niżej.

Percy nie zastanawiał się. Chwycił miecz w obie dłonie i skoczył gadowi na łeb. Miał wyjątkowe szczęście, że wąż zwyczajnie nie otwarł potężnej paszczy bo połknąłby go w całości. Zamiast tego, Percy już po chwili próbował utrzymać się na trójkątnej, gładkiej głowie błotniaka. Wbił ostrze aż po rękojeść w prawe oko węża i niemal momentalnie poczuł szarpnięcie. Gad rzucał się w wyrazie ogromnego bólu, a Percy już po chwili zrozumiał dlaczego. Jad roztopił białko oczne! Oko zwyczajnie wypłynęło na zewnątrz. Chłopak wstrzymał wymioty i ledwie utrzymując równowagę wbił Orkan w drugie ślepie. Wąż pluł jadem, syczał i wierzgał, tak ,że Percy poczuł tylko jak odrywa się od jego głowy, a następnym uczuciem był już tylko potworny ból w dolnej części kręgosłupa, kiedy to wylądował na ziemi. Stracił przytomność.


                                        XXXXXX

Obudził się i poczuł rozchodzące się po jego ciele ciepło. Było ciemno, ale to żadna nowość w podziemiu, ta ciemność była jednak rozjaśniona czymś pomarańczowym. Ogniskiem. Leżał pod kocem w niewielkiej jaskini, a na jej środku płonął mały ogienek.

- Jak się czujesz, rycerzu? - usłyszał zatroskany głos.

 Odwrócił głowę i zobaczył dwa brązowe punkciki, które były w niego wpatrzone z wyrazem wielkiej troski na ładnej twarzy. Courtney musiała siedzieć oparta o ścianę jaskini, ale spostrzegła, że Percy się obudził i podeszła do niego. Włosy miała spięte w koński ogon, dzięki czemu Percy mógł zobaczyć jej twarz w pełnej okazałości. Zdecydowanie podobał mu się ten widok.

- Co się stało? Gdzie jesteśmy?

- Odjebało Ci - stwierdziła córka Persefony - Postanowiłeś skoczyć z urwiska na tego cholernego węża z mieczem, który zanurzyłeś w jego jadzie.  Uprzedzając pytanie, zabiłeś go. Za to Ty masz stłuczone plecy i miednicę, a do tego pokaźną ranę na ramieniu, po której będziesz miał bliznę. Dowiem się co CI strzeliło?

 Percy pomyślał przez chwilę. Poczuł ból w ramieniu i spojrzał tam. Faktycznie, szrama ciągnęła się przez połowę jego długości, została wypalona odpryskiem z jadu.

- Dzik - odparł po chwili.

 Courtney usiadła i przyjrzała mu się.

- Słucham?

- Noo, dzik - powtórzył Percy trochę zdziwiony - Takie zwierze, dzika świnia.

- Wiem co to kretynie. Pytam jaki to ma związek z wężem błotnym.

  Percy nie mógł stwierdzić, czy jest bardziej zła czy może zmartwiona jego stanem. Postanowił jej nie prowokować.

- Dziki tarzają się w błocie, a to błoto twardnieje i w skutek tego strzały odbijają się od niego. No, kiedyś z moim mistrzem polowaliśmy na dziki i on miał specjalne strzały z ciężkim grotem, bo zwykłymi nie szło go zajebać - Courtney chciała coś wtrącić, ale Percy uciszył ją gestem dłoni - Pomyślałem więc, że  oczy to jedyny punkt, który może być wrażliwy. Chciałem Cię uratować, a sama wiesz, że już prawie Cię miał, więc zaryzykowałem.

Przerwał i zaległa cisza. Oboje patrzyli się na tańczący płomień.

- To było głupie - zakończył - Przepraszam.

 Courtney zaczerwieniła się, a następnie uśmiechnęła.

- Ja uważam, że słodkie. Dziękuję, rycerzu.

 Następnie podniosła się i pocałowała Percy'ego w policzek. I ten pocałunek sprawił, że jego ciało rozgrzało go o wiele bardziej niż ogień. Uśmiechnął się. I to bardzo, bardzo szeroko.

- Jeszcze jedno - powiedziała jakby od niechcenia - Zaczynasz mówić jak Eselita. Nie wiedziałam, że dziki to takie sprytne stworzenia. Wracasz do żywych, Eselito.








Jest kolejny rozdzialik! Dajcie znać czy się podoba i co o nim myślicie, a także o tym czy nie przesadzam z tym skakaniem ze zmianą narracji. Czekam na gwiadzki i opinie! Do następnego kochani!

Light In The DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz