#12

615 61 21
                                    

Annabeth spodziewała się po podróży w świadomości Percy'ego dosłownie wszystkiego, ale nie tego, że wyląduje w obozie herosów.  To nie był jednak ten obóz, który znała i pamiętała z ostatnich lat, ale obóz z czasów jej pierwszych dni w nim spędzonych.

 Wszystko w nim było jakby starsze. Ścianka wspinaczkowa nie była kolorowa, ale jednolicie drewniana. Zamiast boiska do koszykówki było boisko do piłki nożnej, po którym biegali herosi, ale ubrani zupełnie niepodobnie do dzisiejszej mody. Największy szok przeżyła jednak, gdy dotarła na strzelnicę i zobaczyła Chejrona, młodszego o dobre kilka lat. To zaskakujące, ale tej zmiany nie widzi się, gdy następuje ona stopniowo. Zmianę widać dopiero, gdy przyjdzie radykalnie. U tego Chejrona nie było jeszcze zatroskanych zmarszczek na czole, jego broda była krótsza, a we włosach nie było widać jeszcze srebrnych nitek. Annabeth szukała znajomych sobie twarzy pośród ludzi, ale nie rozpoznała nikogo. Czas zmienia ludzi, niezależnie od tego, czy tego chcemy czy też nie.

 Annabeth najchętniej spędziłaby kilka dni na przeszukiwanie Obozu z jej dawnych lat, na szukaniu różnic i podobieństw, ale miała ważne zadanie. Musiała znaleźć Percy'ego, co wcale nie było takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Poczęła więc przechadzać się po wzgórzu i łapać strzępki rozmów pomiędzy nastolatkami, ale niestety były to zazwyczaj rozmowy błahe. Dziewczyny od Afrodyty dyskutowały o nowych fryzurach, chłopcy od Hermesa z łobuzerskim błyskiem w oku przemykali obok niczego nieświadomych dzieci Demeter i robili im psikusy, a synowie i córy Aresa pokrzykiwali na siebie na arenie. Syna Posejdona nie było nigdzie. Annabeth przeszła całą plażę wzdłuż i wszerz, była w domku numer trzy, przebiegła się nawet po stołówce. Wreszcie usiadła zmęczona i oparła się domek poświęcony jej matce. Z ciekawości weszła do środka popatrzyć czy coś się zmieniło.

- te same ściany, ten sam bałagan - mruknęła do siebie - tylko książki się zmieniają.

 Wyszła na zewnątrz. Tęskniła do obozu, do swoich przyjaciół, a nawet do Clarisse, z którą nigdy specjalnie po drodze jej nie było.To wspomnienie powodowało u niej wielkie wspomnienia, których chciała uniknąć.

 Na całe szczęście zaczęła rozumieć co miała na myśli idealna wersja Percy'ego mówiąc, że musi zrozumieć dlaczego Percy stał się tym kim się stał. Z pierwszym wspomnieniem Annabeth nie miała problemu. Percy był wykpiwany, odrzucany, a na dodatek z pewnością miał kompleksy związane ze swoim wzrostem i posturą. Jego znajomi mu nie pomagali, wręcz przeciwnie, dokładali mu zmartwień, co sprawiło, że Percy zamknął się w sobie i zaczął szukać ucieczki w samotności. Kontakt ze zwierzętami zastępował mu kontakt z ludźmi. To było całkiem logiczne, dlatego Annabeth z łatwością rozgryzła sens wspomnienia.

- Podobno poszedł do lasu.... Jak zwykle ominą go ćwiczenia... Wstydziłby się, same z nim problemy...

 Annabeth usłyszała głosy dwóch dziewczyn, które szły w stronę stajni pegazów i aż uderzyła się w głowę. Jak mogła zapomnieć o lesie! To tak jakby nie szukać ryby w wodzie! Zerwała się i pobiegła w stronę okolicznych zarośli. Spędziła całkiem sporo nim wreszcie usłyszała szept i ciche powarkiwania. Zbliżyła się i wejrzała pod szeroki korzeń. Pod nim jak mogła się domyśleć siedział Percy, który przypominał już nieco swoją starszą wersję. W jego spojrzeniu czaił się już chłód i mrok, ale nabrał też nieco więcej mięśni i urósł. Szeptał do czarnego psiaka, który mógł mieć maksymalnie ze dwa lata. Annabeth znała ten szept. Tak samo szeptał do niej, z taką samą czułością i troską. Czuła, że skądś zna tego psa.

- To naprawdę ciężkie Cerberku - szeptał -  Jestem już tutaj trzy miesiące, a dalej czuję się obcy.

 Cerber, cerber , powtarzała sobie Annabeth, skądś Cię znam. Następnych słów nie dało się rozpoznać. Dziewczyna miała przeczucie, że te słowa po prostu były przeznaczone dla psa. Obiecała sobie nie odstępować Percy'ego na kawałek, ale on cały czas siedział w tym jednym miejscu. Opowiadał psu o swoich przeżyciach w tym tygodniu, o swoich rozterkach i problemach. Był kompletnie zdekoncentrowany, nie zauważył nawet, że od kilku chwil przyglądał mu się mężczyzna ubrany na zielono. Nawet Annabeth go zauważyła na chwilę przed tym nim postanowił się odezwać. Podszedł i kucnął naprzeciw chłopaka, który ze strachu podskoczył. Cerber wyparował. Mężczyzna widocznie uznał, że fakt, że psy znikają jest mało istotny i począł się Percy'emu przyglądać. Mężczyzna miał całkiem długą czarną brodę, ale był gibki i wyćwiczony. Miał szerokie bary i szramę na prawym policzku, co świadczyło, że walka nie jest mu obca.

- Co ty dzieciaku robisz w lesie? - zapytał szorstkim głosem - Las to nie miejsce dla gówniarzy. Tu jest niebezpiecznie.

- Nie... Nie boję się - Odparł Percy trzęsąc się - Las to mój dom.

Mężczyzna uśmiechnął się i wyciągnął do niego dłoń.

- Las to dom wszystkich. Miło to słyszeć od dzieciaka. Mów mi Ederon. Wiesz kim jestem?

- Pedofilem?

Ederon zaśmiał się, ale pogroził chłopcu palcem.

- Uważaj dzieciaku, zakrywanie strachu obelgami to nie jest dobry pomysł. Jak się nazywasz i co tutaj robisz?

 - Jestem Percy - odpowiedział chłopak patrząc mu w oczy - Jestem herosem.

 Mężczyzna zwany Ederonem usiadł obok i rozpiął sakiewkę, z której wydobył piersiówkę. Otworzył ją i wypił łyk.

- Młody heros powinien być chyba w obozie, co?

- Nienawidzę obozu - mruknął Percy - Nikt mnie tam nie lubi.

- Może powinieneś przemyśleć dlaczego?

- Wiem dlaczego. Bo nie lubię ludzi. Wolę być sam.

  Ederon słuchał cierpliwie tych deklaracji i przez cały czas przyglądał się synowi Posejdona. Jego brązowe oczy, pozornie skupione na twarzy chłopaka lustrowały przestrzeń w każdym detalu. Annabeth zauważyła, że facet jest uzbrojony, nosi miecz przy pasie, a to co początkowo wzięła za zielony płaszcz było opończą, którą ubrał na kolczugę.

- Myślę, że mamy coś wspólnego, gówniarzu.

- Przestaniesz tak do mnie mówić? - warknął Percy - Umiem walczyć.

- Nie wątpię - odpowiedział Ederon - Z innej beczki. Wiesz kim są Eselici?

 EDERON - zapiszczała w duchu Annabeth. Jasne, to jest mistrz Percy'ego, to on go wprowadzał we wszystkie tajniki leśnej sztuki.

- Nie wiem - przyznał Percy - jacyś frajerzy, co nie?

- Można tak powiedzieć. Frajerzy, którzy zajmują się drzewkami i zwierzątkami, a prywatnie najlepsi niezależni wojownicy na świecie. Zainteresowany?

 Oczy chłopaka zaświeciły się. Annabeth zwróciła uwagę, że Ederon idealnie wybrał sposób w jaki podejść jej przyszłego chłopaka. Mężczyzna wstał i podał mu rękę, zapraszając go by poszedł z nim.

- Mogę nauczyć Cię wszystkiego. Masz w sobie ikrę, młody. Podobasz mi się. Chcesz być Eselitą? Chcesz być wolny, chcesz robić to co będzie Ci się podobać?

- Pewnie, że Tak!

- To chodź za mną - odparł Ederon - I mów mi mistrzu. Chcesz łyka młody?

Percy prawie biegł starając się dotrzymać mu kroku.

- Chcę - sapnął i pociągnął łyka, a następnie się zakrztusił - Mistrzu, czy to wódka?

- Zgadza się młody. To zastępuje nam ambrozję i nektar.







Witajcie!

Przepraszam za opóźnienie, przepraszam za jakość, ale mówiąc szczerze chyba mam blokadę. Może to jest związane ze zmęczeniem,ale czytając ten rozdział mam ochotę go usunąć. To nie jest poziom, który powinnam wam dawać, za co przepraszam, ale nie jestem w stanie dać wam niczego lepszego na chwilę obecną, przepraszam.


 Trzymajcie kciuki, żeby wreszcie udało mi się zacząć pisać tak jak kiedyś, nie wiem co się dzieje.

 Jeszcze raz przepraszam, do następnego!






Light In The DarknessWhere stories live. Discover now