#17

611 54 27
                                    

 Percy

- Czyli podsumowując - Courtney zmrużyła oczy - Przyśniła Ci się jakaś blondynka, która powiedziała Ci, że ta rzeka jest rzeką strachu, tak?  Percy, wybacz, ale czy jesteś pewny?

 Patrzyła na mnie jak na kogoś kto pieprzy głupoty, nie wierzyła mi, to było oczywiste. Uśmiechnąłem się drwiąco.

- A czy masz na tyle odwagi by zaryzykować? Bo ja nie.

 Łowczyni zamyśliła się na chwilę. Spojrzała na mnie, następnie zlustrowała rzekę i zamek, który piętrzył się na wzgórzu przed nami. To było niezwykle irytujące, być tak blisko celu, niemal na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie tak daleko. Courtney również była zirytowana.  Nie lubiła czegoś nie wiedzieć, niemal widziałem trybiki obracające się w jej głowie, jak gorączkowo szukała wyjścia z tej sytuacji. Nawet kogoś mi to przypominało, ale nie potrafiłem powiedzieć kogo.

- Jesteś synem Posejdona, nie mógłbyś jakoś pogadać z tą rzeką?

- Hej, rzeko! - zadrwiłem - Co u Ciebie słychać? Widzę, że zmokłaś trochę na mój widok...

- Matoł - westchnęła dziewczyna.

 Oczywiście, spróbowałem użyć swoich mocy, ale nie zdziwiłem się specjalnie gdy okazało się, że nie działają one w królestwie innego boga. Courtney właśnie przyglądała się półce skalnej naprzeciwko nas, postanowiłem więc jej nie przeszkadzać. Odwróciłem się i przeszedłem kawałek wzdłuż brzegu. Miałem o czym myśleć. Tamta dziewczyna, seksowna blondynka, która mi pomogła, intrygowała mnie. Co jeśli faktycznie jest moją dziewczyną i czeka tam na mnie? Co jeśli będę musiał wybrać? Czułem się trochę jak dziwnie, ale jak to mówią od przybytku głowa nie boli.  Który chłopak narzekałby gdyby kręciły się koło niego dwie seksbomby? Dziwiłem się też, że podróż przez podziemie minęła nam tak... bezpiecznie? Poza kilkoma epizodami nie atakowały nas specjalnie żadne potwory. Miałem nawet pomysł dlaczego. Może ta wędrówka nie polegała na przebiciu się z mieczem przez stado piekielnych ogarów, ale na wędrówce ducha? A może wyglądaliśmy już tak paskudnie, że żaden potwór się do nas nie zbliżał? Co do mnie to wiem, że śmierdziałem na kilometr i sam mój zapach mógł odstraszać. Naturalne feromony.

- Percy! Wymyśliłam coś!

 Odwróciłem się i przeczesałem włosy dłonią. Były tłuste i zdecydowanie za długie. Gdy nosiłem je rozpuszczone sięgały mi już za ramiona, dlatego nosiłem je związane, by nie przeszkadzały mi za bardzo.  Courtney trzymała w ręce łuk i strzałę, którą obwiązała liną. Skąd ona wzięła linę?

- Co tam, kocie?

- Umiesz chodzić po drzewach, prawda?

 Mówiąc to uśmiechnęła się w taki sposób, że zacząłem martwić się o siebie. Nagle wizja pozostania w podziemiu nie była już taka straszna. Podążyłem za jej wzrokiem, który utkwiony był w drugim brzegu. Konkretniej rzecz ujmując w niewielkim usypisku kamieni, w który powinna wbić się strzała z liną, na której się tam przedostaniemy. Jestem geniuszem, prawda?

- Muszę wyjść na jakąś gałąź i strzelić - wyjaśniła - Jeśli się uda, będziemy mieli szansę na przejście.

- Jak wielką?

- Niewielką, ale nic lepszego nie wymyślę.

 Pokiwałem głową. No cóż, trzeba będzie zaryzykować. Złożyłem dłonie by podnieść Courtney na najniższy rząd gałęzi. Dziewczyna zwinnie chwyciła je i niczym niezwykle seksowny szympans w mgnieniu oka znalazła się w koronie smukłej jarzębiny i napięła cięciwę. W następnej chwili rozległ się charakterystyczny świst i głuchy stuk. Trafiła. Pokiwałem głową z niedowierzaniem.

- Przypomnij mi - mruknąłem sadowiąc się na gałęzi obok - Przypomnij mi, żebym nigdy nie wchodził Ci w drogę.

- Już wszedłeś - spojrzała na mnie drapieżnie - Ruszaj, Jacskon.

  Lina chwiała się, a ja miałem wrażenie, że zerwie się ona pod moim ciężarem. Zrobiłem krok i straciłem oparcie. Liczyła się już tylko siła moich ramion. Powoli, w ślimaczym tempie ruszyłem, jedna ręka, potem druga i jeszcze raz. Starałem się nie patrzyć w dół. Nie ze strachu przed wysokością. Nie chciałem się rozpraszać. Połowa była za mną, gdy lina zatrzeszczała i rozluźniła się. Pierwsze nicie zaczęły się przecierać, a na mojej twarzy pojawiły się pierwsze krople potu. Nadludzkim wysiłkiem woli zmusiłem się by nie przyspieszać. Słyszałem szybki oddech Courtney. Brzeg zbliżał się, był już niemal pod moimi nogami, gdy lina puściła.  Odruchowo podkuliłem nogi i to mnie uratowało. Lina przetarła się od strony Courtney, więc zadziałała jak huśtawka ciągnąc mnie na brzeg. Upadłem i przeturlałem się.

- Żyję - wycharczałem.

- Bogom niech będą dzięki! - w głosie Courtney słychać było ulgę - Teraz ja!

 Druga strzała z liną poszybowała i wbiła się tuż obok pierwszej. Courtney  zbliżała się szybko, dużo szybciej niż ja. Była skupiona do granic możliwości, w tej chwili istniała tylko ona i jej lina. Puściła się, gdy była już nade mną. Złapałem ją i poczułem jak drży.

- To było... coś.

 Postawiłem ją na ziemi, a ja zrozumiałem, że znajduję się tuż przed metą.  Drobna dłoń brunetki wcisnęła się w moją. Zrozumiałem, że niecierpliwi się prawie tak samo jak ja. Ruszyliśmy bez słowa. Droga była oświetlona neonami z okolicznych latarni. Piekielna cywilizacjo? Nadchodzimy.

- Percy - Courtney ścisnęła mnie za rękę - Mogę Cię o coś spytać?

 W jej głosie słyszałem wahanie. Zdziwiło mnie to, ponieważ  łowczyni zawsze była pewna.

- Co jest?

- Tak sobie pomyślałam - zająknęła się - Jak to będzie na powierzchni? Co będzie z nami?

- Nie wiem - odparłem zgodnie z prawdą - Nie wiem, mała. Obiecuję, że Cię stąd wyprowadzę, ale nie mogę zagwarantować Ci jakiejkolwiek przyszłości. Ja wrócę do swoich ludzi i opierdolę ich za zniszczenie świata. Zostawić ich chociaż na minutę...

 Zaśmiała się i mocniej ścisnęła moją dłoń. Panowie, jeśli jakaś dziewczyna jest przy was smutna, widzicie, że łapie doła to reagujcie natychmiast. Jak już złapie doła to macie przesrane. Lepiej zapobiegać niż leczyć. Lepiej i łatwiej, w przypadku kobiet.

 Droga wiła się pomiędzy skałami, ale nachylenie stopniowo się zmniejszało. Pojawiły się pierwsze latarnie i reklamy balsamu do ciała dla dusz potępionych, reklamy domków letniskowych na wyspach błogosławionych, a także własnej kępki trawy na Asfodelowych łąkach. Nie ma co, wujek Hades ma poczucie humoru. Wisielcze, że tak powiem. Zamek zbliżał się, pojawiły się pierwsze dusze. Na pół przezroczyste, majaczące widma, które obojętnie sunęły obok nas. Spojrzałem na wieże pałacu. Z jednej baszty zerwał się jakiś wielki kształt, który rozłożył skrzydła.  Kształt leciał prosto na nas w zawrotnym tempie. Odruchowo sięgnąłem po Orkan, który znalazł się w mej kieszeni. Wygląda na to, że naszym komitetem powitalnym była Erynia.

- Kurwa - westchnęła Courtney.




 Dodaję rozdzialik dzisiaj, ponieważ jutro mogę nie zdążyć. Przyzwyczajcie się, że raczej rodziały będą wlatywały w niedzielę. Zbliżamy się powoli do końca! Jak wam się podoba? :>

Light In The DarknessWhere stories live. Discover now