#14

652 70 24
                                    

 ANNABETH

 Świat wokół niej znów zawirował, sceneria zmieniła się po raz kolejny. Teraz stała pośrodku wioski, która do złudzenia przypominała jej obóz Robin Hooda z filmu "Książę Złodziei".  Domki, o ile tak można je nazwać znajdowały się w koronach drzew, połączone były ze sobą drabinkami, linami i prowizorycznymi mostami, jakie można zobaczyć w parkach linowych.  Zbudowane były w całości z drewna, co do najmniejszego szczegółu. W dole, pod nimi znajdowały się stajnie z końmi i pegazami, stodoły, w których przechowywana była reszta zwierząt hodowlanych, a także pola uprawne, na których krzątały się kobiety. Annabeth nie była w stanie powiedzieć co takiego one robią, być może kopały ziemniaki, ale córka Ateny nie potrafiła tego powiedzieć.

 Blondynka była zachwycona tym jak wszystko tutaj gra i współistnieje ze sobą. Każdy miał tutaj swoje miejsce, swoją pracę i rolę do spełnienia. Kobiety dbały o wygląd wizualny obozu, a także o prace, które wymagały mniej wysiłku. Mężczyźni polowali, pilnowali obozu, podkuwali konie. Annabeth czuła, że przeniosła się do jakiegoś średniowiecza, do miejsca, w którym liczy się tylko i wyłącznie praca ludzka. Nie wiedziała dlaczego, ale podobało jej się to.

 Ruszyła przed siebie, starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z tego miejsca. Ludzie mijali ją, nie zwracając na nią najmniejszej uwagi, ale do tego zdążyła się już przyzwyczaić, koniec końców była we wspomnieniu. Zafascynowana patrzyła jak dwóch chłopaków w jej wieku wyciąga z rzeki wielkie ryby i przekazuje je dwóm dziewczynom uśmiechając się przy tym zalotnie. Dziewczyny zachichotały i zadowolone z siebie pobiegły do wioski. Wszyscy byli tam zżyci, znali się i autentycznie cieszyli ze swojego towarzystwa.

- Szybciej Silvan - usłyszała szorstki głos- Musisz dać z siebie więcej!

 Silvan to było przezwisko Percy'ego, tak nazywali go Eselici. Oczywistym stało się dla niej, że ten obóz był w istocie obozem Eselitów. Nie poznała ich, bo nie mieli swoich tradycyjnych zielonkawych ubrań. Byli ubrani całkiem normalnie, jak wszyscy inni ludzie. Ruszyła za głosem, przedzierając się przez krzaki.

- Jeśli masz mnie kiedyś zastąpić to musisz się bardziej postarać, dzieciaku!

 - JESTEM KURWA ZMĘCZONY! - usłyszała dobrze znany jej głos.

 Odchyliła zarośla i zobaczyła wreszcie swojego chłopaka, takiego jakiego go zapamiętała. Percy ubrany był tylko w czarne spodnie, nie miał żadnej koszuli. Był trochę drobniejszej budowy, ale włosy, oczy, wszystko się zgadzało. Jedynie na jego plecach znajdowało się jeszcze mniej blizn. Naprzeciw niego stał mężczyzna, którego Annabeth poznała w poprzednim wspomnieniu, Ederon. Stał on w pozycji gotowej do walki, z lekko rozsuniętymi nogami. Córka Ateny już po tej postawie, pełnej luzu i swobody, ale jednocześnie spiętej i gotowej do działania, poznała, że ma do czynienia z wielkim wojownikiem. Na jednej z dolnych gałęzi drzewa za nim siedziała czarnowłosa dziewczyna, której twarz wydała się Annabeth dziwnie znajoma. Miała ciemną karnację i zagadkowo uśmiechnięte usta. Udawała, że czyta jakąś książkę, ale tak naprawdę bacznie śledziła przebieg treningu.

 - Jestem zmęczony, mistrzu - powtórzył Percy nieco spokojniej - Muszę odpocząć.

- Nie możesz odpocząć - wyjaśnił ze stoickim spokojem Ederon - Masz być przywódcą. Z tą myślą wziąłem Cię z Obozu Herosów.

 Percy osunął się i oparł plecami o drzewo. Złożył głowę w dłonie, ale nie powiedział nic. Annabeth była pod ogromnym wrażeniem jego umięśnienia w tak młodym wieku. Czystą przyjemnością było patrzenie, na jego brzuch, plecy, ramiona. Było to o wiele przyjemniejsze niż patrzenie w twarz, na której zamiast sarkastycznego uśmiechu, który powodował podniecenie nawet u najbardziej zimnych kobiet, znajdował się grymas bólu i zmęczenia. Ederon usiadł obok niego, a dziewczyna przesunęła się tak, by słyszeć o czym mówią.

Light In The DarknessWhere stories live. Discover now