#20

825 70 57
                                    

NICO

- I w ten właśnie sposób znalazłem się tutaj - zakończył Percy i puścił oko do Ver, która trzepnęła go w ramię.

 To było dziwne uczucie, siedzieć i pić whiskey z człowiekiem, który właśnie wrócił zza grobu, ale cieszyłem się jak pies, którego zaprasza się na spacer. Wszyscy się cieszyliśmy, każdy Eselita. Powrót Silvana oznaczał, że wreszcie wszystko może wrócić do normy. To miejsce naprawdę było piękniejsze z nim. Teraz, gdy siedzieliśmy tak we trójkę, w jego starym domu, Cerber chrapał spokojnie przy kominku, a Percy kończył butelkę whiskey poczułem się jakbym naprawdę miał rodzinę. Poczułem jak jakieś niewidzialne dłonie zdejmują z moich barków odpowiedzialność, która ciążyła na mnie od jego śmierci. Teraz wszystko wróci do normy. Musi.

 Pierwszą rzeczą, którą Percy zrobił po powrocie  było wybranie się do lasu w samotności. Nie mam pojęcia co tam robił, wiem natomiast, że liście na drzewach zaczęły odzyskiwać swój dawny kolor, że przez las przetoczył się świeży wiatr, pachnący kwiatami. Ja męczyłem się nad tym prawie cały rok, a on w ciągu trzydziestu minut sprawił, że przyroda znów zaczęła                      " oddychać".  Potem wziął mnie i Ver do siebie i opowiedział nam o swoich przygodach w Hadesie. Był zadziwiająco spokojny, ale widziałem po jego twarzy, że coś ukrył. Nie pytałem. Jeśli Silvan nie chce czegoś powiedzieć to po prostu tego nie mówi.

- Szefie - Ver podrapała się za uchem - Nie uważasz, że czas pogadać z Annabeth?

  Percy uśmiechnął się sarkastycznie i wstał by nalać sobie kolejną szklankę alkoholu. Odwyk chyba źle mu zrobił. Zasadniczo Silvan ma mocną głowę, ale w obecnej sytuacji nie byłem pewny czy podróż do domku numer sześć o godzinie trzeciej w nocy po osuszeniu butelki dwudziestoletniej whiskey jest dobrym pomysłem. Percy chyba również był tego samego zdania.

- Najpierw obowiązki potem przyjemności. Zostawiłem wam las na kilka miesięcy, a wy doprowadziliście prawie do katastrofy klimatycznej - wbiliśmy wzrok w podłogę przyjmując krytykę, ale Percy machnął ręką - Żartuję. Znacie mnie, wiecie przecież, że w normalnej sytuacji zgrabne blondynki, które mogę wziąć do łóżka  są dla mnie ważniejsze niż losy świata, ale ta sytuacja nie jest normalna. Dałem słowo bogu dzikiej przyrody, a ja zawsze dotrzymuję danego słowa. Zawsze.

 Zaśmiałem się na samą myśl o tym, że Percy mógłby spróbować zaciągnąć do łóżka Annabeth, najbardziej racjonalną i odpowiedzialną osobę jaką znałem, ale zaraz spoważniałem. Ten gość ma w sobie coś co sprawia, że dziewczyny ślinią się na jego widok. Tylko kurwa co? Percy wypił kolejną szklankę i chwycił za swoją skórzaną kurtkę.

- Nie chcę was wyganiać - zaczął - Ale musicie już iść. Chcę się przejść.

- Nie za późno na spacery? - zapytała Ver.

- Nie. Dlaczego?

 Zaśmialiśmy się skierowaliśmy się w stronę dębowych drzwi. Powitała nas gwieździsta, letnia noc tak ciepła, że skóra, którą Percy miał założoną, była całkowicie zbędna. Zacząłem go obserwować. Zdawał się być zupełnie nieobecny myślami, czyścił drewnianą fajkę i w ciszy szedł przed siebie. Ver skierowała się już w kierunku swojego domu zostawiając nas samych. Myślałem, że kto jak kto, ale Silvan nie zmieni się nigdy. Myliłem się. Stał się jeszcze bardziej cichy i tajemniczy. Jego szept był jeszcze zimniejszy, a oczy, które zawsze błyszczały morską zielenią teraz były lodowate. Percy był najmroczniejszą postacią jaką znałem, typowym buntownikiem, takim, których możecie spotkać w swoich szkołach, zawsze kroczącym własną ścieżką. I, o ile to możliwe, on stał się jeszcze bardziej mroczny. Teraz szedł wolnym krokiem w kierunku plaży.

Light In The DarknessWhere stories live. Discover now