#13

681 69 19
                                    

 PERCY

 Gdyby ktoś przeszedł obok nas, stanął z boku i obejrzał tę scenę pewnie uśmiechnąłby się, ponieważ scena była iście komiczna. Spróbujcie wyobrazić sobie grubego jak wszyscy diabli satyra, prawdopodobnie starszego niż świat, obok którego stały najróżniejsze stworzenia leśne, od ptaków na bobrach skończywszy. Na przeciwko niego stałem ja, mierząc w niego mieczem, który dopiero co wyrósł z długopisu, a za mną klęczy Courtney, która rozpaczliwie stara się ukryć cycki. Wstęp do filmu porno? Nie, dzień z życia półboga.

- Perseuszu, odłóż ten miecz. Nie przyda Ci się.

 Głos satyra brzmiał jak powiew wiatru, jak świeża bryza , jak delikatny szum. Nie wiedzieć dlaczego, ale uwierzyłem mu. Opuściłem miecz i miałem ochotę pójść w ślady mojej dziewczyny i uklęknąć, ale byłem zbyt wkurwiony. Nie przerywa się w takich momentach, to niehumanitarne, jestem pewien, że na coś takiego jest jakiś paragraf w prawie.

- Percy - szepnęła Courtney zza moich pleców - To jest Pan...

 Nadal nie uklęknąłem. Odwróciłem się tylko i spojrzałem wielkimi oczami na łowczynię. Odnalazła już swoją bluzkę i teraz patrzyła na mnie wielkimi, błagającymi oczami. Zauważyłem w nich też pewną ciekawość, a ja sam poczułem ogromną ochotę by napić się whiskey.

- Żartujesz sobie? - zapytałem, a ona pokręciła głową.

- Jestem Panem, dziecko. Naprawdę cieszę się, że Cię tutaj znalazłem, Percy.

 Nie rozumiałem kompletnie nic. Starałem się w telegraficznym skrócie przypomnieć wszystko i skleić w całość. Umarłem, trafiłem do jebanego Hadesu,  spotkałem niestety jeszcze nie jebaną Courtney, stałem się poszukiwaczem, mam wrócić na ziemię, a teraz spotykam boga dzikiej przyrody, który cieszy się na mój widok. Nie pamiętałem swojego poprzedniego życia, ale coś czułem, że tamten Percy napiłby się w takiej chwili.

- Chyba powinieneś mi coś wyjaśnić - powiedziałem do satyra.

- Ależ wyjaśnię - zaśmiał się -  Wszystko w swoim czasie. Pani Artemida przesyła pozdrowienia, Courtney. Wstańże z tych kolan.

 Brunetka zaczerwieniła się aż po czubki uszu i wymamrotała coś pod nosem i stanęła obok mnie.

- Zamieniam się w słuch - mruknąłem do boga - Czego ode mnie chcesz?

 - Widzę, że wraca Ci dawny charakterek - sapnął  satyr - To dobrze. Chcę Ci pomóc się stąd wydostać. To ja sprawiłem, że nie umarłeś całkowicie. To ja, wraz z Twoim ojcem, prosiłem Hadesa by dał Ci szansę się stąd wydostać. Zamierzałem pozwolić Ci zrobić to samemu, ale sprawy na ziemi mi na to nie pozwalają. Lasy na ziemi umierają, a Ty zamiast jak najszybciej się stąd wydostać robisz... To ...

Courtney mamrotała pod nosem, nie podnosząc wzroku z ziemi.

- Robiąc co? - warknąłem - Nic nie zrobiłem. Nie było mi to dane.

 Satyr podrapał jelonka za uszami, a ten beknął z radości. Spojrzałem mu w oczy. Były zielone, zielone jak coś bardzo dla mnie ważnego. Ta zieleń była spokojem, informacją, że na świecie jest dość miejsca dla każdego gatunku człowieka i zwierzęcia. Oczy te mówiły, że w naturze wszystkiego jest pod dostatkiem, jeśli tylko nie będziemy zbyt zachłanni.

- Przepraszam - spuściłem głowę - Usiądźmy, opowiesz mi wszystko, a ja obiecuję, że nie będę przerywał, Panie.

 Bóg uśmiechnął się, stuknął laską, którą się podpierał i z ziemi wyrosły trzy trony. Największy, z bluszczu i wiosennych krzewów dla satyra, który rozsiadł się na nim wygodniej.

- Wiem, że to pogmatwane, Percy - zaczął - Wiem, że to okropne uczucie żyć ze świadomością, że ktoś inny wie o Tobie więcej niż Ty sam, łatwo jest Tobą manipulować, ale musisz mi zaufać. Przyszedłem tu by wam pomóc. Nie powinienem Ci tego mówić, ale na górze, na ziemi, lasy wariują. Ty nie byłeś byle Eselitą, byłeś ich przywódcą. Jako jedyny umiałeś panować nad swoim żywiołem, po Twojej śmierci lasem zajął się Nico, to na niego spadła ta odpowiedzialność i choć dwoi się i troi to nie jest w stanie Cię zastąpić. Jesteś tam cholernie potrzebny.

 Podrapałem się po głowie. Czułem na sobie wzrok Courtney, która w ciszy patrzyła na mnie. Czułem, że czasy jej dowodzenia się skończyły. Wiedziałem, że bóg mówi prawdę, ale ciężko mi było w to uwierzyć. Byłem kimś niezastąpionym? Kimś od kogo zależały losy całej natury? Miałem ochotę zadać miliard pytań, ale satyr uniósł dłoń.

- Nie ma czasu na pytania. Posłuchajcie mnie uważnie, zabłądziliście. Wyprowadzę was z tego lasu, zostanie wam do przekroczenia Wielka Woda, a potem już prosto na dziedziniec Hadesa. Naprawdę musicie się pospieszyć. Świat natury umiera, a to jest ważne zarówno dla Eselitów jak i Łowczyń. Courtney, jesteś rozważna i inteligentna, cieszę się, że Percy spotkał akurat Ciebie. Razem tworzycie przepotężny duet, tylko musicie współpracować.

 Dziewczyna uniosła głowę i ścisnęła mnie za rękę uśmiechając się przy tym.

- Percy - zwrócił się do mnie - Masz serce wojownika, wierzę, że się nie poddasz. Znam Cię od małego dziecka. Zawsze byłeś moim ulubionym herosem, dlatego nie mogłem pozwolić Ci umrzeć, mam nadzieję, że to rozumiesz. Chciałbym powiedzieć Ci więcej, ale mój czas tutaj się kończy i muszę wracać na ziemię. Jednakże spełnię swoją obietnicę. Idźcie na północ, tam jest polana. Potem już będziecie wiedzieć co robić. Nie ma czasu do stracenia.

 Wstałem natychmiast, nie rozumiałem tego wszystkiego, to wszystko działo się stanowczo zbyt szybko. Nie wiele robiąc upadłem na kolana przed bogiem dzikiej przyrody.

- Przysięgam, że jak wrócę to zbuduję CI największą kaplicę jaką dam radę. Dziękuję.

 Satyr zaśmiał się. Wziąłem Courtney za rękę i pobiegliśmy we wskazanym kierunku. Czułem wyraźną zmianę. To spotkanie, przypomniało mi coś, przypomniało mi siebie i czułem to.  Przedzieraliśmy się przez kolczaste krzewy i zarośla. Wycinałem drogę orkanem, czując ogarniające mnie podniecenie. Uśmiechnąłem się do biegnącej za mną dziewczyny i zobaczyłem łzy w jej oczach, ale śmiała się, szczęśliwa i wpatrzona we mnie. Nie wiedziałem co spowodowało łzy, ale były teraz ważniejsze sprawy.

 Przed nami wyrosła wspomniana przez boga polana. Nie wyróżniała się niczym, no może tym, że na jej środku przysiadł sobie i czyścił serca wielki orzeł. Poza tym normalka. Podbiegliśmy do niego, a on dotknął mnie czule swym dziobem , w którym zmieściłbym się cały, gdyby chciał mnie pożreć.

-Cześć malutki - powiedziałem ze śmiechem - Wiesz gdzie masz nas zabrać?

 Ptak pomachał skrzydłami na znak, że można wsiadać. Wspiąłem się jako pierwszy i podałem Courtney rękę.

- Jesteś pewny? - zapytała.

- Mała - kąciki moich ust lekko się podniosły - Niczego w życiu nie byłem bardziej pewny.

 Dziewczyna zaśmiała się, wsiadła i objęła mnie w pasie.

- Wróciłeś - szepnęła mi do ucha i dała buziaka w policzek.

- O tak - mruknąłem - Słyszysz Ty jebany świecie? Nadchodzę!

 Ptak wystartował, a ja poczułem wiatr we włosach. Słyszałem krzyczącą za mną Courtney, ale to się nie liczyło. Nie pamiętałem wszystkiego, nie pamiętałem większości, ale pamiętałem już swój charakter, a to już bardzo dużo.

Koniec nudnego, ciepłego Percy'ego.

 Nadchodzi Król Lasu.












Wracam po urlopie! Powiem Wam, że już naprawdę dawno nie napisałam nic z takim uśmiechem na twarzy. Naprawdę dobrze mi zrobiła ta przerwa. Powiedzcie co sądzicie o rozdziale!

Ps: Przez święta obejrzałam kreskówkę z mojego dzieciństwa : Xiaolin pojedynek mistrzów i chyba mam nowy ship xD

PPS: Rozdział miał być w przyszły poniedziałek, ale dodaje dla spokoju serca pewnych osób 💙😂
Kocham Was! 💙💙💙

Light In The DarknessWhere stories live. Discover now