#11

691 58 104
                                    

- Mówię Ci - przekonywała Courtney - tędy jeszcze nie szliśmy.
  Percy nie chciał się kłócić, głównie dlatego, że wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku. Przede wszystkim, co niewątpliwie należało zapisać na plus, dzień zaczął być dniem. To znaczy, że przez coraz dłuższy czas było jasno, na tyle, że można było popatrzyć przed siebie na sto metrów i bez wysilania wzroku dostrzec kontury i zarysy rzeczy, które się tam znajdowały.
Ponadto Percy'emu bardzo odpowiadała dłoń Courtney, która cały czas znajdowała się w jego ręce. Potrzebowali siebie nawzajem. Zrozumieli to po tamtej nocy. W tym okropnym świecie, w którym na próżno szukać było dobra, ciepła, miłości i bliskości drugiej osoby oni odnaleźli siebie. Syn Posejdona nie wątpił, że Courtney czuje to samo co on. Ogromną ulgę, że ktoś jest obok.
Najważniejsza rzeczą był jednak fakt, że Percy zaczął przypominać sobie wcześniejsze życie. Nie umiał tego wyjaśnić, ale pewnego dnia poprostu obudził się i pamiętał swoje dzieciństwo i czasy szkolne. Pamiętał kpiny rówieśników i małego czarnego psa, którego uratował kiedyś przed smiercią. Pemiętał, że nazwał go Cerber.
- Jesteś dziś dziwnie zamyślony, coś się stało?
Courtney obserwowała go czujnym ruchem swoich pięknych oczu. Chłopak po raz kolejny przeklął w duchu wszechwidzący i czujny wzrok łowczyń.
- Nie - skłamał - Zwyczajnie chciałbym już wyjść z tego cholernego lasu. On źle na mnie działa.
- To wszystko przez to, że ten las jest martwy - przyznała mu rację dziewczyna - zwierzęta jeśli już mają na sobie mięso i skórę są chore i nie nadają się do jedzenia. Tak bardzo chciałabym zapolować i wydostać się z tego cholernego labiryntu.
Percy pokiwał głową. Ostatniej nocy wspomniał dziewczynie, że jeśli nie znajdą wyjścia w ciągu następnych dni, to sytuacja stanie się krytyczna. Courtney nagle stanęła jak wryta.
- Percy, czy potrafisz rozpoznać te drzewa?
Syn Posejdona wzruszył ramionami.
- Pewnie, to już mi dawno wróciło. Jak okiem sięgnąć same liściaste, głównie dęby, jesiony i buki. Dlaczego pytasz?
- Same liściaste. Poznajesz to po czym?
- Z całą pewnością nie po tym, że mają liście.
- Przestań sobie żartować, to poważne! - zawołała łowczyni.
Percy usiadł na przewróconym konarze. Nie rozumiał o co jej chodziło. Obawiał się, że zaczęło jej odbijać.
- Courtney - zaczął - Nie wierzę, że nie potrafiłabyś rozpoznać dębu. Powiedz, o co chodzi.
Dziewczyna nie usiadła. Była wyraźnie podniecona, zaczęła chodzić od drzewa do drzewa, oglądać je z bliska i obserwować z daleka. Schylała się patrząc na trawy i stawała na palcach, by sprawdzić grzyby rosnące na pniach. Wreszcie stanęła i odwróciła się cała uśmiechnięta ukazując w pełnej krasie swoje ostre, równe ząbki.
- Czy ty naprawdę nie widzisz nic szczególnego? Na przykład, no nie wiem, że te drzewa żyją?
Percy aż krzyknął. Jak mógł tego nie zauważyć. Zerwał się na równe nogi i razem z córką Persefony zaczął biegać wzdłuż pięknych, rosłych bukow. Las żył! Trawa była zielona, żołędzie duże i dorodne, a na gałęziach zieleniły się liście.
- Jak mogłem nie zauważyć! - wykrzyknął Percy.
Cieszył się ogromnie, w euforii wziął Courtney w ramiona, podniósł ją i obrócił w powietrzu, na co dziewczyna zareagowała śmiechem.
- Nie zauważyłeś, ponieważ zmiana nie była nagła - poinformowała go łowczy ni - Stopniowo krajobraz się poprawiał, odżywał, a my nie zauważaliśmy tego, z powodu mroku. Teraz dzień jest dłuższy i te zmiany są widoczne. Och Percy, idziemy dobrą drogą!
Percy nie mógł dłużej opanować śmiechu. Roześmiali się oboje i trzymając za ręce szli po zielonej przed siebie, delektując się widokiem każdej, nawet najmniejszej oznaki życia. Courtney zamknęła oczy i dała się poprowadzić Percy'emu. Nie musiała obawiać się żadnego kamienia, o który mogłaby się potknąć. Szła i nuciła jakąś pozbawioną sensu melodyjkę. Percy natomiast łowił każdy szczegół okolicy. Widział wiewiórki, które skakały z gałęzi na gałąź i sarnę skubiącą trawę, czynnie nasłuchującą co tak hałasuje. Z pewnością nie była przyzwyczajona, że po ich skrawku życia w podziemiu będą kiedykolwiek chodzić ludzie. Życie w środku Hadesu!
- Światło w środku ciemności! - zawołał Percy.
Faktycznie, było jaśniej. Oczywiście, nie było to światło słoneczne, takie jak na powierzchni ziemi. Bardziej przypominało to późny zachód słońca, ale zawsze to było zawsze coś.
- Percy, zatrzymajmy się tutaj - zaproponowała nagle Courtney.
- W tym miejscu?
- Tak - odpowiedziała dziewczyna z uśmiechem - Rozpalimy ogień, ja coś upoluję i zjemy coś ciepłego! A potem...
- Potem co?
- Potem pomyślimy nad czymś, żeby spalić kalorie - Courtney uśmiechnęła się i mrugnęła do Percy'ego - No co tak patrzysz? Nie chcesz?
Percy musiał chwilę pomyśleć by zrozumieć propozycję dziewczyny. Jednak gdy ją zrozumiał stwierdził nagle, że to świetny pomysł.
- To może idź już polować, a ja wszystko przygotuję? - zaproponował.
- No i wreszcie gadasz jak chłopak, któremu proponuje się seks - zaśmiała się - lecę.
Wspięła się na palce i pocałowała go, a następnie zdjęła łuk i weszła między krzewy.
Nie było jej już jakiś czas, ale Percy nie próżnował. Pozbierał stare, suche gałązki i ułożył je w stos, który podpalił. Następnie używając miecza poobcinał grubsze gałęzie, żeby mieć co dokładać do ognia. Gdy ogień już wesoło trzaskał, Percy porozkładał koce i śpiwór, który znalazł w plecaczku swojej dziewczyny.
Gdy Courtney wróciła było już całkiem ciemno. Łowczyni niosła kuropatwę i dwa zające, a na twarzy miała wyraz wielkiego zadowolenia. Usiadła i razem z Percym zaczęła skórować króliki. Nie mieli żadnego garnka, do którego mogliby wrzucić mięso by przygotować potrawę więc oskórowane króliki rozwiesili na Gałęzi by odpłynęła z nich krew. Z kuropatwą był mniejszy problem. Powyrywali jej pióra, śmiejąc się i rozmawiając wesoło, a następnie nabili ją na patyk i smażyli na ogniu, który rozświetlał okolicę. Po jakimś czasie odrywali usmażone kawałki ptaka i dziękowali bogom, że udało im się trafić w to miejsce.
- A więc - zaczął Percy - skończyliśmy jeść.

Leżeli na kocu wpatrzeni w korony drzew. Courtney zaśmiała się cicho, zdjęła bluzę, odsłaniając swoje drobne piersi, które zakrywał stanik - największy wróg wszystkich mężczyzn. Percy już wiedział, że ten sposób spalania kalorii będzie jednym z jego ulubionych. Courtney pocałowała go, sprawiając, że chłopak przestał myśleć. Oddał pocałunek i podniósł się. Courtney usiadła mu na kolanach, ale nie przerwała pocałunku. Percy nie myśląc powędrował rękami w stronę zapięcia jej stanika.
- No, no, no. Nie sądziłem, że zobaczę Percy'ego Jacksona w takiej sytuacji.
  Courtney zareagowała momentalnie. Krzyknęła i chwyciła bluzę zasłaniając się. Percy, cały czerwony i zaskoczony spojrzał w stronę, z której dobiegł głos.
Na ogromnym niedźwiedziu siedział gruby człowiek, z ogromną brodą.
Człowiek ten miał rogi i nogi kozła.  Percy nie wiedział dlaczego Courtney upadła na kolana i z twarzą czerwoną jak piwonia mamrotała coś pod nosem.
- Kimkolwiek jesteś - warknął Percy wyciągając miecz - Nikt nie przerywa mi przed rozpięciem stanika. Nikt!
Człowiek z rogami i nogami kozła zachichotał, a w głowie Percy'ego nagle zajaśniała myśl, jak rażona gromem.
To satyr.

Jak myślicie, kim jest satyr? 💙 Podoba wam się, czy oczekujecie czegoś innego? Jakieś sugestie, zażalenia, poprawki? Piszcie i oceniajcie, a nawet krytykujcie! Konstruktywna krytyka to coś wspaniałego! 💙💙

Light In The DarknessWhere stories live. Discover now