98

916 82 22
                                    

Donghyuck biegł przez labirynt szpitalnych korytarzy. W normalnej sytuacji już dawno dostałby zadyszki, jednak teraz liczyła się każda sekunda. Musiał jak najszybciej znaleźć Marka.

Odnalezienie odpowiedniego numeru sali było dla niego swojego rodzaju zbawieniem. Próbując wyhamować złapał stojąca przed drzwiami pielęgniarkę w ramiona i drżącym głosem zapytał o chłopca, którego nazywał miłością swojego życia.

- Nie mogę udzielić panu takich informacji. Proszę usiąść i poczekać na kogoś z rodziny pacjenta.

Zgodnie z prośbą usiadł na niezwykle niewygodnym plastikowym krześle i ukrył twarz w dłoniach, które nie chciały przestać się trząść. Mimo, że nie wierzył w Boga, to spod jego nosa można było usłyszeć ciche mamrotanie przypominające modlitwę.

Nie mógł uwierzyć w to wszystko, co się działo. Gdyby tylko przyszedł odrobinę szybciej, może nie doszłoby do całej tej sytuacji. Nie rozumiał, dlaczego Mark postąpił w ten sposób. Obiecał, że mu pomoże, że zrobi wszystko, żeby było dobrze. Najwidoczniej obietnica nie była wystarczająca.

Trzydzieści dwie minuty. Tyle spędził na czekaniu na jakikolwiek znak, a każda z nich dłużyła mu się w nieskończoność i przepełniona była ogromnym cierpieniem. Rodzice ciemnowłosego nawet nie raczyli pojawić się w szpitalu, kiedy ich syn walczył o życie. To wszystko nie mieściło się w głowie młodszego Lee. W jego oczach nie byli już dłużej ludzkimi stworzeniami, a kreaturami pozbawionymi uczuć.

- Skoro tyle to już trwa, to znaczy, że wszystko będzie dobrze, prawda? Zaraz do niego wejdę, złapię go za rękę i po paru dniach razem wyjdziemy z tego piekła. Jeszcze zobaczę jego uśmiech i powiem mu te wszystkie rzeczy, które chciałem powiedzieć. Wszystko będzie dobrze, uspokój się Donghyuck - mówił sam do siebie łkając. Wierzył, że jego słowa staną się prawdą.

Nagle usłyszał dźwięk drzwi otwieranych tuż przed nim. Gwałtownie wstał z nadzieją patrząc na wychodzącego z sali lekarza. Ten tylko spojrzał na niego oczami zza grubych oprawek okularów. Jego wzrok nie wyrażał żadnych uczuć, nawet tych złych. Jednak kiedy wypowiedział jedynie dwa słowa Donghyuck wiedział już wszystko.

Każdy, kto znajdywał się w pobliżu mógł usłyszeć w tamtym momencie tylko przerażający krzyk i huk ciała uderzającego o zimną podłogę.

gestures ➵ markhyuckWhere stories live. Discover now