Rozdział 3

13.5K 342 12
                                    

Obudziłam się cała spocona i przestraszona. Przez całą noc się budziłam, śniło mi się, że to ja byłam na miejscu tego faceta z wczoraj. Klęczałam przed tymi mafiosami czy bóg wie kim oni są. Wciąż nie mogę przestać myśleć co się z nimi stało. Czy mnie widzieli albo usłyszeli i dlatego się tak szybko zebrali? Czy ten mężczyzna przeżył? Muszę przestać o tym myśleć. Nic dobrego z tego nie wyniknie, co najwyżej ból głowy. Zrzuciłam z siebie kołdrę i powędrowałam w stronę kuchni, żeby zrobić sobie świeżej kawy, może to mnie postawi na nogi po nieprzespanej nocy. Po Ninie nie było żadnego śladu. Możliwe, że pojechała do pracy albo wcale jej nie było w nocy. Usiadłam z kawą na stołku i zaczęłam przeglądać coś na telefonie. Zajrzałam też na pocztę jak to codziennie mam w zwyczaju, nic szczególnego tam nie było, chociaż jeden mail przykuł moją uwagę.
Potwierdzenie obecności na balu;
Witaj, Lauro.
Niżej wysyłamy Ci łącznik do potwierdzenia obecności. Bardzo prosimy o wypełnienie go do końca dnia, inaczej zostanie Pani wykreślona z listy gości.
<kliknij>
Co? Wykreślą mnie z listy? Skąd w ogóle mają mojego maila? Kto to jest? Próbowałam wyszukać w internecie kto organizuje w tym czasie bal charytatywny ale nic nie potrafiłam znaleźć.
- A z resztą. - Powiedziałam do siebie na głos i weszłam w podany link.
Witaj, Twoja obecność będzie potwierdzona po wypełnieniu mini ankiety;
Podaj imię;
Wiek;
Czy pojawisz się w towarzystwie osoby drugiej?;
Wszystko wypełniłam, zaznaczyłam, że tak, ponieważ zamierzam zabrać ze sobą Ninę i zatwierdziłam.
Dziękujemy, dzień przed balem zostanie Ci wysłany dokładny adres i szczegółowe dane. Bardzo prosimy o wieczorowy strój i maski zakrywające całą bądź część twarzy.
Maski? No fajnie. Wysłałam Ninie smsa z wiadomością, że potwierdziłam naszą obecność i jaki jest wymagany strój. Oczywiście na wieść o tym zarządziła obowiązkowe zakupy, co wcale mnie nie zdziwiło. Po upiciu ostatniego łyka kawy, umyłam po sobie kubek i zrobiłam sobie śniadanie.
Poranek minął mi bardzo szybko, akurat to był jeden z dni kiedy musiałam iść na wykłady. Kiedy dotarłam na miejsce, jeszcze połowy studentów nie było. Zajęłam miejsce na końcu i usadowiłam się wygodnie, wiedząc, że dzisiejsze wykłady będą dosyć nudne. Wyciągnęłam z torebki zeszyt i długopis dla niepoznaki i kiedy podniosłam głowę zobaczyłam, że koło mnie usiadł jakiś chłopak. Przez chwile na niego patrzyłam, aż moje oczy zrobiły się jak pięć złotych. Boże to jeden z tych typów z wczoraj. Chciałam już wstać, żeby się przesiąść albo uciec, jedno z dwóch napewno, kiedy ten złapał mnie mocno za ramię i usadził na miejscu. Wciąż trzymał mnie za rękę, bolało jak cholera, próbowałam ją wyrwać z jego uścisku.
- Siedź cicho, nic Ci nie zrobię dopóki będziesz grzeczna. - Wyszeptał mi do ucha. Aż mnie dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa. Czułam jak policzki mi płoną.
- Nikt nie wie, że wczoraj widziałaś, co widziałaś? - Odwrócił moją głowę tak, aby mógł mi spojrzeć w oczy. Zagryzłam wnętrze policzka, nie wiedząc czy mam z nim w ogóle rozmawiać. Poczułam, że zaciska dłoń na moim ramieniu mocniej przez co się lekko skrzywiłam z bólu.
- Nie, nikomu nic nie mówiłam, a teraz mnie puść. To, kurwa boli. - Zacisnęłam zęby, próbując się opanować. W końcu ten mężczyzna jest niebezpieczny. A przynajmniej takie sprawia wrażenie. Teraz dopiero zwróciłam uwagę, że wyglądał może na 28 lat, miał blond włosy i zielone oczy. Był przystojny jak na faceta, który jest z mafii.
- Dobrze, a teraz zbierz swoje rzeczy, wychodzimy.
- Co?! Nigdzie z Tobą nie idę. - Ściszyłam ton swojego głosu, nie chciałam robić afery. Pewnie sobie myślicie; czemu ta idiotka nikomu nie powie, że to jakiś groźny typ, ale wyobraźcie sobie, człowiek nie myśli w takich sytuacjach.
Poczułam mocny ból w ręce i jak podnoszę się ze stołka. Kurwa, kurwa, kurwa. Wzięłam szybko torebkę i szłam w ciszy starając się nie zwrócić na nas uwagi. Już i tak uzyskałam pare dziwnych spojrzeń. Kiedy już wyszliśmy z sali i wiedziałam, że jesteśmy sami zaczęłam się wyrywać, kiedy udało mi się zaczęłam biec w przeciwną stronę. Biegłam ile sił w nogach już prawie otwierałam drzwi ewakuacyjne, kiedy poczułam dłonie na brzuchu i jak stopy odrywają mi się od ziemi. Sukinsyn mnie podniósł i zaczął iść na parking.
- Czego ode mnie chcesz?! Zabijesz mnie, bo znalazłam się w nieodpowiednim czasie w nieodpowiednim miejscu?! Kim ty, kurwa, jesteś?! - Zaczęłam się znowu wyrywać. Poczułam, ze stawia mnie na nogi, już myślałam, że mnie puści. Nadzieja umiera ostatnia, jak to mówią. Złapał mnie mocno za włosy pociągnął tak, że musiałam na niego spojrzeć, wydałam jęk z bólu i sięgnęłam ręką do jego, próbując ją ściągnąć, na marne, niestety.
- Posłuchaj mnie, nie jestem Twoim kolegą, chłopakiem czy przypadkowym gościem. Jestem tu w określonych celach. Nie zabije Cię, jeszcze. I jedyne czego chce to, żebyś kurwa zamknęła mordę, bo jestem w twoim towarzystwie jakieś 5 minut, a już mnie wkurwiasz. A teraz wsiadaj do jebanego samochodu. - Otworzył drzwi i praktycznie wepchnął mnie na tylne siedzenie SUVa. Czułam jak łzy spływają mi po policzkach, nie wiedziałam co mam robić i czego się spodziewać, oprócz najgorszego. Wsiadł na miejscu kierowcy i zaczął jechać. Byłam tak przerażona, że siedziałam w ciszy, co jakiś czas widziałam jak spogląda w lusterko i patrzy co robię. Sam nie odezwał się ani słowem.
- Czy mogę chociaż wiedzieć gdzie mnie zabierasz? - Zapytałam ochrypniętym głosem po płaczu. Zero reakcji.
- To może kim jesteś? - Cisza. Boże oszaleje.
- Przynajmniej imię? - Gdzieś z tyłu głowy wiedziałam, że przesadzam. Ale co mogę w takiej sytuacji zrobić? Siedzieć cicho i w spokoju dać się zabić jakiemuś obcemu? Patrzyliśmy chwile na siebie w lusterku, kiedy w końcu westchnął.
- Sam. Mam na imię Sam. - I to było ostatnie zdanie jakie zostało wypowiedziane przez resztę drogi. W końcu zatrzymaliśmy się gdzieś, na jakimś parkingu. Wyszedł z auta, okrążył je i otworzył moje drzwi. Przez chwile patrzyłam w przestrzeń, analizując czy uda mi się uciec. Kiedy doszłam do wniosku, że szanse są znikome, wysiadłam z samochodu. Sam złapał mnie pod ramię i zaciągnął przed bagażnik.
- Boże, nie. Proszę, obiecuje nikomu nie powiem. Przysięgam. - Zaczęłam szlochać i wyrywać mu się, bez skutku. Zacisnął rękę i nagle usłyszałam, że podjeżdża inny samochód. Odwróciłam się, mocno wyrwałam i zaczęłam biec w stronę pojazdu. Zatrzymał się tuż przede mną. Podeszłam do drzwi pasażera i zaczęłam błagać o pomoc. Z samochodu wysiadło 3 mężczyzn. Kiedy zobaczyłam, że mają broń, zakryłam dłonią usta, wiedząc, że to nikt kto mógłby mi pomóc.
- Nie potrafisz utrzymać przez 5 sekund jakiejś szmaty na miejscu? - Powiedział jeden do Sama. Złapał mnie za kark i popchnął tak, że upadłam na kolana. Przez głowę przeszedł mi obraz tego faceta z wczoraj. Zaczęłam płakać, objęłam się rękoma i czekałam. Czekałam na cokolwiek, smierć ale nic się nie działo. Otarłam oczy i spojrzałam w górę. Przede mną stał Sam i jakiś inny osiłek. Reszta wyciągała coś z bagażnika. Kiedy się zorientowałam, że to ten sam człowiek, którego wczoraj widziałam to z jednej strony spadł mi kamień z serca, że jeszcze żyje, a z drugiej przemknęło mi, że załatwią dwie niewygodne sprawy za jednym razem. Z moich ust wymknął się szloch, pociągałam nosem. Próbowałam się opanować.
- Poznajesz tego Pana? - Jeden z nich złapał mnie za włosy i pokazał palcem. - To człowiek, którego wczoraj mieliśmy zamiar zabić, ale pojawiłaś się i wszystko zjebałaś. - Nic nie odpowiedziałam. - Odpowiadaj mi jak do Ciebie mówię, dziwko. - Pociągnął mnie tak, że patrzyłam na niego. Splunęłam mu w twarz.
- Nie mam takiej ochoty. - Patrzyłam groźnie na tego kutasa, otarł ręką swoją twarz i pochylił się z uśmiechem w moją stronę. Już się przestraszyłam, że mnie pocałuje. Próbowałam wycofać się trochę do tyłu, ale jego ręka mi to uniemożliwiała.
- Zaczniesz mieć ochotę, spokojnie. - Puścił mnie i odsunął się. Złapałam się instynktownie za miejsce za które mnie trzymał i próbowałam je rozmasować. Patrzyłam w zwolnionym tempie, jak celują temu człowiekowi w głowę. Słyszałam głośny wystrzał, zakryłam rękoma uszy i zacisnęłam mocno oczy. Siedziałam tak wieczność. A przynajmniej tak mi się wydawało. Mijały sekundy, minuty może nawet godziny. W końcu otworzyłam oczy. Po samochodach nie było śladu. Zobaczyłam blade ciało zaraz przede mną. Wciągnęłam szybko powietrze i odsunęłam się, szlochając. Rozejrzałam się, byłam na jakimś pustkowiu. Przez dłuższą chwile zastanawiałam się co mam zrobić. Byłam bez telefonu, pieniędzy wszystko zostawiłam w tym przeklętym SUVie. Powoli wstałam na nogi, byłam słaba, nie wiedziałam czy to sen czy rzeczywistość. Ale jednego byłam pewna. To było ostrzeżenie dla mnie, abym czasem nikomu nie powiedziała co się stało, albo skończę tak samo blada z dziurą w głowie na jakimś pustkowiu. Spojrzałam ostatni raz na tego mężczyznę i ruszyłam w stronę z której przyjechaliśmy. Bo co innego mi pozostało? Siedzieć przy martwym ciele i liczyć, że ktoś tędy przejedzie i nie zadzwoni na policję? A mnie nie wsadzą do więzienia? Szłam z dobre 30 minut, kiedy doszłam do stacji. Poznaje ją. Ona jest jakieś 20 minut od mojego domu. Minęłam stacje, nie odbyło się bez gapiów, była może jakaś 19? Doszłam do domu i zorientowałam się, że przecież nie mam kluczy.
- Zajebiście, kurwa. - Kiedy już miałam kopnąć w drzwi, zobaczyłam na skrzynkach swoją torebkę. Podbiegłam i zaczęłam szukać kluczy. Weszłam szybko do środka i zamknęłam za sobą na zamek. Oni wiedzą gdzie mieszkam, gdzie studiuje, co jeszcze wiedza? Złapałam się za głowę, wplątując palce we włosy. Nie umiałam złapać oddechu. Osunęłam się z płaczem po drzwiach. Siedziałam tak z dobre 10 minut, kiedy już nie miałam łez, wstałam i ruszyłam w stronę łazienki w drodze się rozbierając do naga. Puściłam chłodną wodę i stałam pod nią chwilę, starałam się zmyć z siebie brud. Kiedy wyszłam owinęłam się ręcznikiem, usiadłam na krawędzi wanny i zaczęłam obmywać kolana z zaschniętej krwi. Musiałam się poranić od żwiru po upadku. Kiedy już to zrobiłam ruszyłam do łóżka i położyłam się pod kołdrą. Spodziewałam się, że dzisiejszej nocy nie pośpię, ale kiedy zamknęłam oczy odrazu zasnęłam. Tej nocy nic mi się nie śniło. Na szczęście.

SenWhere stories live. Discover now