Rozdział 10

11.1K 344 7
                                    

Przez całą noc wierciłam się z boku na bok, nie mogłam zasnąć. Wcale mnie to nie dziwiło zważając na wydarzenia tego dnia. Nie umiałam się opanować, ręce mi się trzęsły, a w głowie miałam mętlik. Carter to niebezpieczny i nieobliczalny drań, a jednak jest coś takiego w nim, że nie mogę mu się oprzeć. To jest strasznie chora relacja, do końca nawet nie wiem czego on ode mnie chce, a raczej wiem. Chce żebym była jego ale nie rozumiem czemu ja i jak on to sobie wyobraża skoro jest z Lucy. A przynajmniej uprawiają seks. Dla mnie to wystarczający powód aby go skreślić z mojej listy kandydatów, nie żeby były tam tłumy mężczyzn, bo tylko on ale wciąż. I te jego pożegnanie;
- Nie chowaj się przede mną, bo i tak Cię znajdę.
Co to w ogóle miało znaczyć? Miałabym uciekać z własnego domu, od przyjaciół i rodziny, bo on ma jakąś chorą fantazje do spełnienia? Oh, Carter. Nie zawsze dostaje się to czego się chce. I to zamierzam Ci udowodnić.
Od tamtego dnia minął tydzień. Dziwie się, że do tej pory jeszcze się nie pojawił, żeby mnie siłą zaciągnąć do swojego domu. Carter jest najwidoczniej głupszy niż myślałam, skoro uważa, że nie widzę jego ochroniarzy śledzących mnie z pracy do domu, czy jak jadą za mną z uczelni. Ciężko nie zauważyć tego samego samochodu, codziennie jadącego za sobą. Detektywi to z nich żadni. Wydaję mi się, że obcy z ulicy zrobiłby to lepiej, niż oni. Zanim weszłam do klatki, odwróciłam się z uśmiechem i pomachałam do nich. Mogłam zauważyć zmieszanie na ich twarzach. Zaśmiałam się i weszłam do mieszkania. Ostatnio czuję się trochę samotnie w domu, Nina teraz całe dnie i noce spędza z tym facetem z balu. Chyba można powiedzieć, że się zakochała. Mówiła, że za niedługo chciałaby nas sobie przedstawić. To nie przelotny romans, takich mi nie przedstawia. Ściągnęłam buty i ruszyłam do kuchni, myślałam, że w tej chwili serce mi stanie jak zobaczyłam, że Carter siedzi na stołku przy wyspie. Jak on się tu w ogóle dostał? Nie trudziłam się nawet pytać, bo wiem, że mogę zapomnieć o odpowiedzi. Chłopcy nie zdradzają swoich tajemnic. Ściągnęłam dłoń z klatki, jakoś odruchowo złapałam się za serce jak kogoś zobaczyłam.
- Co tutaj robisz? - Sięgnęłam do czajnika i zaczęłam sobie robić melisę, nie zwracając na niego większej uwagi, co nie znaczy, że straciłam czujność.
- Ciebie też miło widzieć, mała. - Nie mogę nic poradzić, na te słówko jakoś odruchowo kąciki ust mi się unoszą. Może dlatego, że żaden mój facet nie mówił tak do mnie? Opanowałam się w moment, nie chcąc, żeby zauważył jak się uśmiecham. Odwróciłam się do niego z kamienną twarzą i usiadłam naprzeciwko z herbatą.
- Nie mogę powiedzieć, że Ciebie również, bo bym skłamała. - Rzuciłam oschle.
- Twoje ciało mówi co innego. - Patrzył mi prosto w oczy, czułam jak policzki mi płoną. Laura, weź się w garść, nie daj się tak łatwo zbić z tropu.
- W takim razie źle czytasz moje ciało. Czego chcesz? Nie mam czasu na Twoje gierki.
- Panno Harper, wydaję się Pani strasznie spięta. - Uśmiechnął się lekko i ruszył w moją stronę. Ani nie drgnęłam, nie dam mu satysfakcji. Stanął za mną, położył dłonie na ramionach i zaczął masować wraz z karkiem. Z moich ust wydobył się niekontrolowany jęk z przyjemności, nie mogę skłamać, że to jest właśnie to czego potrzebowałam po nieprzespanych nocach. Byłam cała obolała, a jego ręce były delikatne, a jednak zwiększał lekko nacisk.
- Tęskniłaś za mną? - Wyszeptał mi do ucha, aż mnie ciarki przeszły wzdłuż kręgosłupa.
- Nie.. - Odszeptałam, nie myśląc za dużo nad odpowiedzią.
- Jesteś pewna?
- Mhmm.. - I koniec. Zabrał dłonie, a ja odrazu otworzyłam oczy. Siedział już na miejscu jak wcześniej i patrzył na mnie, chyba był zły. A przynajmniej na to wskazywały jego prawie czarne oczy. Skuliłam się lekko pod jego wzrokiem.
- Przyjechałem, ponieważ potrzebuję Cię dzisiaj wieczorem. Musisz mi towarzyszyć na spotkaniu biznesowym.
- Ja? Czemu nie weźmiesz Lucy? Przecież tak dobrze się dogadujecie. - Muszę opanować swój ton głosu jak mówię o tej kobiecie. Zauważyłam cień uśmiechu na jego twarzy. Co było takie zabawne, Jackson?
- Mam lepsze zajęcia niż chodzenie z Panem na jakieś spotkania, panie Jackson. - Tak lepiej, Laura, tak trzymaj. Jego mina zmieniła się o 180 stopni. Zauważyłam, że jak tak do niego mówię, jego cała aura się zmienia. Podoba mu się to. Na moją korzyść. Oblizałam usta i zagryzłam dolną wargę. Wiem, że igram z ogniem ale jakaś część mnie to lubi. Poprawił się na stołku i chwile patrzył na mnie zaciekawiony.
- Chodź tutaj. - Kurde. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Jak zaczęłam tą grę to teraz muszę ją skończyć. Wstałam niepewnie i podeszłam do niego zachowując bezpieczną odległość.
- Bliżej. - Zrobił krok w przód, chwycił mnie za biodra i już stałam między jego nogami. Nawet jak siedział to był ode mnie wyższy. Pochylił się, pocałował mnie w obojczyk i szedł wyżej do szyi, mimowolnie odchyliłam głowę do tyłu, żeby miał lepszy dostęp. Położyłam dłonie na jego udach. I cała moja gra poszła się jebać, uczeń nie przerośnie mistrza. Nagle wstał, wplątał swoje palce w moje włosy i namiętnie pocałował. Swoje dłonie położyłam na jego karku i szczęce. Tęskniłam za tym posmakiem truskawki w moich ustach. Po chwili oparł swoje czoło o moje.
- Nie próbuj mnie ograć we własnej grze, bo zawsze skończysz jako przegrana. - Odepchnęłam go od siebie.
- Bawienie się w Boga to nie jebana gra. To jakaś popierdolona fantazja, którą chcesz spełnić. Nie jestem przedmiotem, nie będę tańczyć jak mi zagrasz. Nie jestem Twoja i nigdy nie będę. Więc może lepiej jak mnie teraz zabijesz! - Wykrzyczałam do niego, powstrzymując łzy. Nie wiem dlaczego chce płakać, skoro sama to zaczęłam. To chyba bardziej z bezsilności, ten mężczyzna doprowadza mnie do szału, a jednocześnie nie umiem mu się przeciwstawić. Sama igram ze swoimi uczuciami. Muszę się zdecydować w którą stronę chce iść. Czy chce uciec od tego bogatego świra, czy zostać i zobaczyć jak się to wszystko dalej potoczy. Z jednej strony chce wiedzieć czemu akurat ja, czemu wybrał mnie, a z drugiej za każdym razem jak go widzę mam ochotę go zabić. Budzi we mnie jakąś mroczną uśpioną stronę.
- Ubierz jakąś sukienkę, będę po Ciebie o 20. - I po tym wyszedł. Żadnego pożegnania, żadnego proszę. On tak chce i tak ma być. Mam czas do 20, żeby zdecydować co chce z tym dalej zrobić. Mam dokładnie 4 godziny. Uciekać czy zostać?

SenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz