Rozdział 7

11.6K 357 24
                                    

- Kurwa, kurwa, kurwaaaa! - Chodziłam po całym domu, przeszukałam już chyba każdy zakamarek tego jebanego mieszkania. Zgubiłam telefon. Ja pierdole. Tylko ja potrafię iść na bal i zgubić telefon. Pocieszenie jest takie, że jeśli go tam zostawiłam to nikt raczej się na niego nie połasił. Nigdy nie wiadomo. Ale oznacza to jednak, że muszę się tam wrócić do cholery. Z drugiej strony może go spotkam.. Chciałabym zobaczyć znowu jego twarz. Jezu, Laura. Nawet go nie znasz! W każdym razie muszę tam iść, bez telefonu czuję się jak bez ręki. Bez żartów. Umyłam się, zrobiłam na czubku głowy rozwalonego koka. Pożyczyłam od Niny te luźne, eleganckie spodnie z wysokim stanem do tego włożyłam obcisłą, białą koszulkę na ramiączkach i wsadziłam w spodnie. Do tego obcasy. W płaskich wyglądałam jak gremlin. Dotarcie na miejsce zajęło mi jakieś 40 minut, myślałam, że lepiej zapamiętałam drogę. Zatrzymałam się przed bramą i wcisnęłam dzwonek.
- W jakiej sprawie? - Usłyszałam kogoś w głośniku.
- Oh, dzień dobry. Wczoraj byłam tu na balu i wydaję mi się, że zostawiłam telefon. Czy jest szansa, żeby go odzyskać? - Przez chwilę panowała cisza, a zaraz po tym brama się otworzyła. Hm, łatwo się tu dostać. Ale z drugiej strony z taką ochroną też bym się nie bała wpuszczać obcych. Zatrzymałam się na podjeździe i ruszyłam w stronę drzwi. Ochrona mi otworzyła i szczerze bez ludzi panowała tu jeszcze większa szarość i samotność. Rozejrzałam się, zobaczyłam, że nikogo nie ma w pobliżu więc uznałam, że poszukiwania muszę poprowadzić sama. Na sam początek przeszukałam toaletę ale niestety tam nie było śladu po moim telefonie. Ruszyłam w tym wypadku do sali, gdzie wczoraj odbywał się bal, jakże byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam pusty, obwieszony obrazami ogromny salon. Tak, tu raczej też go nie zobaczę.
- Mogę w czym Pani pomóc? - Usłyszałam stukot obcasów i się odwróciłam, to była blondynka z wczoraj. Ona tu mieszka?
- Ee, w sumie to tak. Wczoraj byłam na balu.. - Wiem, pamiętam. Siedziałyśmy przy jednym stole. - Tak! I szczerze obawiam się, że zostawiłam tu telefon. Czy być może wie Pani coś na ten temat? - Uśmiechnęłam się nieśmiało. - Jaka Pani, Lucy. - Podała mi dłoń. - Laura. - A więc o telefonie nic nie wiem ale może ktoś z obsługi będzie miał pojęcie. - Chodź za mną. A więc, Lauro. Jak Ci się podobał wczorajszy bal? - Szłyśmy po schodach na górę. - Było naprawdę przyjemnie, dziękuję. - Za bardzo nie wiem jak mam się zachowywać. Kobieta wygląda na jakieś 25 lat, może ciut więcej ale jest taka obyta i poważna. A z drugiej jest dla mnie miła albo dobrze gra. - Poczekaj chwilkę, zaraz do Ciebie wrócę. - Po czym weszła do jakiegoś pomieszczenia i zniknęła. A ja stałam jak ten słup w korytarzu wielkości mojego mieszkania. Ściany były do połowy okryte jakimś ciemnym drewnem, zaś u góry wisiały ogromne portrety. Ciekawe kim są Ci ludzie. W ogóle kogo stać na taką chatę? Nie mnie. Parsknęłam sama do siebie. - I nigdy nie będzie. - Wyszeptałam pod nosem. Odwróciłam się i stanęłam jak wryta.
- Dzień dobry, Lauro. - Miał chyba dobry humor, bo to był pierwszy raz kiedy widziałam, że ten człowiek się uśmiecha. Albo się ze mnie śmiał, że stoję i gadam do siebie. Oh, boże. Czułam jak twarz mi płonie.
- Witaj, Carter. - Zagryzłam dolną wargę. Mam nadzieję, że tego nie słyszał. Niech mnie ktoś stąd teleportuje.
- Wróciłaś powiedzieć mi czego pragniesz? - Nie wiem kiedy to się stało ale stał tuż na przeciwko mnie. Co do..
- Właściwie.. - W tym czasie wróciła Lucy. - Znalazłam! - Uśmiechnęła się i podała mi telefon do ręki. - Oh, jejku! Dziękuje Ci bardzo za pomoc. - Odwzajemniłam uśmiech i zwróciłam swoją uwagę na Cartera, machając swoim telefonem w jego stronę. - Czy to wszystko czy jeszcze.. - Zaczęła Lucy, kiedy Carter podniósł rękę, uciszając ją. Dick move.
- Lucy zostaw nas proszę, samych. - Mówiąc to nawet na nią nie spojrzał. Czułam jej skrępowanie, przez chwile na nas patrzyła w szoku, a zaraz już jej nie było. Z jednej strony poczułam jak serce spada mi do podłogi, a z drugiej poczułam spływające ciepło do podbrzusza. Ciekawość, podniecenie połączone z zażenowaniem. Czego mogę się spodziewać po tym mężczyźnie?
- Tak w sumie to ja bym już.. Przyszłam tylko po telefon i już go odzyskałam więc.. - Nie umiałam złożyć porządnie zdania.
- Chodź ze mną. - Mówiąc to odwrócił się do mnie plecami i ruszył w stronę drzwi w których wcześniej stał. Miałam chwilę zawahania; iść czy nie iść? A jebać to. Wydaję mi się, że to było jego biuro. A przynajmniej tak sugerowało biurko przy dużym oknie, przez które był widok na miasto.
- Ładne widoki. - Rzuciłam w stronę okna. - Nie tak ładne jak te tu. - Odwróciłam się w jego stronę, żeby zobaczyć o czym mówi, a on opierał się o ścianę i patrzył na mnie. Zarumieniłam się. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- A więc co ja tu robię? - Z nerwów nie umiałam spokojnie ustać. - Miałbym ochotę Cię zerżnąć tu i teraz. - Czy ja kurwa dobrze usłyszałam? Otworzyłam ze zdziwienia usta ale żadne słowa się z nich nie wydostały. Ruszył powolnym krokiem w moją stronę. Mam uciekać czy stać? BOŻE. Jeszcze chwila i przysięgam padnę na zawał.
- Mam ochotę przygryźć Ci tą wargę. - Był już krok ode mnie, odruchowo zrobiłam krok do tyłu. I tak przez moment dopóki nie wpadłam na biurko. Usłyszałam jak coś leci na ziemie i miałam już się schylać, żeby to pozbierać kiedy przywarł mnie swoim ciałem do biurka. KURWA. CO SIĘ DZIEJE?!
- Wiem, że też byś tego chciała. Powiedz to. - Że kurwa, halo, co?
- Co? Ja nie.. - Nachylił się i oparł dłonie o biurko, żeby zachować jakiś dystans, musiałam usiąść na biurku i posunąć się trochę dalej od niego.
- To nie było za mądre. - Rzucił i wszedł między moje nogi. Chciałam coś zrobić ale byłam jakby sparaliżowana. Sięgnął ręką do mojej twarzy i schował kosmyk włosów za ucho. Pochylił się bardziej. Patrzył mi w oczy, spoglądał na usta. Badał moją reakcje? Przez chwile miałam wrażenie, że sama lekko pochylam się w jego stronę. Kurwa, chyba to jednak nie wrażenie. Pochylił się jeszcze bardziej i nasze usta się lekko dotknęły.
- Mm.. - Niekontrolowanie wydałam jęk. Mam nadzieję, że tego nie słyszał. Jezu, to się.. jego usta są takie miękkie i słodkie. Smakuje truskawką. Wyprostowałam się i zwiększyłam nacisk. Chce go bardziej poczuć, te usta.. Nie protestował i pogłębił pocałunek. Położył mi jedną rękę na karku i mocno złapał, drugą położył na lędźwiach i przysunął mnie tym samym do siebie. Zagryzł mocno moją wargę, uchyliłam usta i wsunął swój język. Przechyliłam głowę dając mu większy dostęp.
- Panie Jackson.. Oh, przepraszam. - Odsunęłam się od niego jak poparzona, kiedy usłyszałam jakąś kobietę. Mogę się założyć o stówę, że nie była tak zawstydzona jak ja. Zamknęła zaraz za sobą drzwi, a Carter ani nie drgnął. Patrzył się na mnie badawczo.
- Co tu się, kurwa, dzieje? - Chciałam go odepchnąć i wstać, jednak był znacznie silniejszy ode mnie. Złapał mnie za nadgarstki i skrzyżował moje dłonie na plecach.
- Co Ty..
- Przyznaj, że tego właśnie pragnęłaś i Cię puszczę.
- Kim Ty jesteś? Co to są za podchody.. Co ja tu w ogóle robię?! - Mam ochotę płakać. Sama nawet nie wiem czemu, chyba tylko dlatego, że ten okrutnie przystojny i arogancki dupek miał racje. Westchnęłam z bezsilności. - Tak, kurwa, chciałam tego. Pragnęłam! Zadowolony? - Lekko się uśmiechnął, puścił moje nadgarstki i odsunął na tyle, że mogłam zejść z biurka. Poprawiłam swoje spodnie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Pf, pierdol się. Oczywiście nie powiedziałam tego na głos. Usiadł za biurkiem jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy się przed chwilą nie całowali. Jakby nic się nie stało.
- Potrzebuje odpowiedzi i potrzebuje ich teraz! Kim jesteś? Dlaczego mnie zaprosiłeś na ten pierdolony bal i co to miało być?! - Rzucałam rękoma w powietrzu, a on siedział i patrzył na mnie jakby nie wiedział o co pytam.
- Nie ignoruj mnie teraz. Przed chwilą jeszcze byłeś mną niezwykle zainteresowany! - Po chwili się zorientowałam co powiedziałam i odrazu tego pożałowałam, patrząc na jego głupi uśmieszek. Wtf?!
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. A teraz, wybacz, ale mam pracę. - On sobie ze mnie żartuje? Co to jakaś ukryta kamera? - Żartujesz, tak? - Nawet nie podniósł na mnie wzroku. Jakby mnie nie było. Miałam już coś powiedzieć, kiedy do pokoju weszła Lucy, a za nią dwóch osiłków. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby to nie byli Ci sami co zostawili mnie przy trupie, gdzieś na pustkowiu. Cała ta sytuacja przeleciała mi przed oczami jakby film w przyspieszonym tempie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Mam nadzieje, że nie za wcześnie na ich pierwszy pocałunek! Ale chwila wydała mi się idealna! Dajcie znać co wy myślicie :)

SenHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin