Rozdział 23

7.8K 287 24
                                    

I nagle jak w zwolnionym tempie zobaczyłam przejeżdzające auto obok nas, a w nim bruneta z moich snów. Nasze oczy się spotkały i poczułam jak kręci mi się w głowie. Widziałam jak zaciska szczękę i mówi coś ale nie byłam go w stanie usłyszeć. Jedno wiem napewno, że powiedział „Laura". Ale skąd on zna moje imię?

Samochód się zatrzymał z piskiem opon, Jason patrzył na mnie z niecierpliwością. Wróciłam wzrokiem na niego, miałam zmarszczone brwi wciąż wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Nie byłam pewna co się dzieje, gdzie jestem i kim. Jakbym znowu miała amnezje i straciła pamięć ale tak nie było. Carter. Carter.
- O mój Boże. - Otworzyłam usta, byłam przerażona i zszokowana. Jason spojrzał na samochód i wtedy tak jakby cała jego maska opadła. Wall! Kurwa! Jak mogłam tego nie zrozumieć! Chciałam się od niego odsunąć i wpaść w ramiona Cartera mimo wszystko co nas poróżniło ale wtedy Jason złapał mnie za włosy i siłą wepchnął do samochodu. Zanim Carter zdążył dobiec ja już odjeżdżałam z piskiem w nieznaną mi stronę, z facetem który mnie oszukiwał i udawał kogoś kim nigdy nie był. Miałam amnezje ale jedyne czego nie potrafiłam sobie przypomnieć to Cartera, co nas łączyło i ten pierdolony wieczór kiedy wyszłam wściekła z jego domu.. czarne BMW i mężczyzna z bronią.
- Skurwiel! - Zaczęłam się wyrywać i próbować na marne otworzyć drzwi od jadącego pojazdu, nie myślałam trzeźwo. Jason złapał mnie jedną ręką za nadgarstki, a drugą za włosy aby przytrzymać mnie w miejscu.
- Szczerze myślałem, że ten plan wypali. Uwierzysz w te bzdury z naszym związkiem, a tak to nawet zaczęło mi się to podobać. Dobrałbym się do Twoich majtek bez żadnego wysiłku. - Uśmiechnął się obleśnie, to już nie był ten sam człowiek. Z uroczego i kochanego zamienił się w swojego ojca bezwzględnego i odrzucającego skurwiela.
- I naprawdę sądziłeś, że nigdy sobie nie przypomnę? Że nie wrócą wspomnienia z tej nocy jak mnie powaliłeś i zamknąłeś w tej jebanej piwnicy?! - Naplułam mu na twarz. Gardzę nim i jego ojcem.
- Jesteś tak samo żałosny jak Twój zjebany tatuś. - Wycedziłam przez zęby możliwe, że nie było to najmądrzejsze posunięcie ale nosiły mną teraz emocje. Jason uderzył moją głową o drzwi, wydałam z siebie krzyk z bólu.
- Zamknij mordę albo zabije Cię tutaj i teraz, głupia kurwo.
- Raz próbowałeś ale nawet tego nie potrafisz zrobić porządnie. - Zaśmiałam się, robiło mi się ciemno przed oczami. Mam nadzieję, że Carter za nami pojechał, że mnie znajdzie i nie będę jeszcze wtedy martwa.
- Zamknij ryj! - Uderzył moją głową jeszcze raz i wyciągnął telefon, sama upadłam wyczerpana na fotel.
- Ona wie, a Carter nas widział. - Wykrzyczał do telefonu. - Jesteś pewny, że to wypali? Okej. - Rozłączył się i spojrzał na mnie ze złością. - A mogło być tak pięknie. - Ostatnie co widziałam to jego pięść.
Pierwsze na co zwróciłam uwagę to związane ręce i nogi do krzesła, nie mogłam otworzyć jednego oka, to pewnie pamiątka po pięści Jasona. Podniosłam obolałą głowę i rozejrzałam się po pustym magazynie, a przynajmniej tak to wyglądało. Głowa mi pulsowała i czułam zaschniętą krew na wardze i pod nosem. Coś mi tu konkretnie nie grało, zostawili mnie tu samą?
- Halo? - Mój głos był o wiele cichszy niż miałam to w planach. Powtórzyłam głośniej. Nic. Co tu się kurwa dzieję?
- Jaaason? - Wykrzyczałam ze śmiechem. Nie wiem co się ze mną działo ale nie odczuwałam żadnego strachu. - Wiem, że tu jesteś. Czuję Twój zapach. Śmierdzi od Ciebie strachem. - Zaśmiałam się głośno.
- Ocknełaś się w końcu. Zaraz zdejmę Ci ten uśmiech z buzi. - Zobaczyłam go jak wychodzi z ciemności, miał w dłoni pistolet.
- Oh, wielki i groźny Jason nie poradzi sobie z małą kobietą bez broni? Co z Ciebie za mafioza. - Ruszył szybkim krokiem w moją stronę ale wtedy za nim wyszedł jego ojciec i złapał za ramię.
- Witaj, Lauro. Jak się czujesz? Nie wyglądasz najlepiej. - Teraz zauważyłam, że w pomieszczeniu są jego ludzie.
- Czuję się znakomicie, dziękuje. Będę się czuła jeszcze lepiej jak rozjebie Ci łeb. - Wykrzyczałam do niego i rzuciłam się na krześle. Uniósł brew zaskoczony i ściągnął z głowy kapelusz.
- Zadziorna. Teraz rozumiem co widział w Tobie Carter. Ale widzisz możemy oboje sobie pomóc. Ty dasz mi informacje jakich potrzebuje, a ja wypuszczę Cię do swojego kochasia. Wystarczy, że odpowiesz mi szczerze na pare pytań. - Podszedł do mnie i uniósł za brodę do góry tak, żebym na niego spojrzała. Uśmiechnęłam się, odsunęłam szybko głowę i ugryzłam go w rękę, wyrwał ją i uderzył mnie w twarz.
- Widzę, że brak Ci instynktu przetrwania. Dobrze, że mamy inne wyjście.
- Wiesz co? Mam wyjebane na Ciebie i Twojego synalka, a wiesz dlaczego? Ponieważ Carter już tutaj jedzie, a kiedy już tu będzie.. oh, rozjebie was wszystkich. - Uśmiechnęłam się i oparłam o oparcie krzesła. Nigdy w życiu nie byłam taka pewna jak tego, że przyjdzie mnie uratować.
- Umyka Ci jeden mały szczegół, kochana Lauro. - Poprawił swój płaszcz i odwrócił tyłem do mnie. - My na niego czekamy. - Zaśmiał się i ruszył ze swoimi ludźmi gdzieś na zewnątrz, zostawił mnie tu samą.
- Kurwa! - Zaczęłam się rzucać na krześle. Czułam gorące łzy na policzkach ale nie ze strachu.. byłam taka wściekła. Przewróciłam się na plecy z krzesłem i wydałam z siebie ryk, czymkolwiek byłam związana teraz poprzecinało mi skórę. Nie widziałam dla siebie teraz żadnego ratunku. Nie chce żeby Carter po mnie przychodził.. to pułapka.
Minuty wydawały się coraz dłuższe, a moje ciało coraz zimniejsze. Czułam jak ucieka ze mnie życie. Przed oczami zaczęły mi przelatywać wspomnienia z moją rodzinom, przyjaciółmi i Carterem. Kiedy dostałam te przeklęte zaproszenie na bal albo kiedy pierwszy raz go zobaczyłam pod restauracją jak na niego wpadłam. Przypomniał mi się jego dotyk i jak na mnie działał. Kiedy pierwszy raz mnie pocałował w swoim biurze, tęsknie za tym jebanym biurkiem, tęsknie za nim. Nie wiem nawet kiedy zaczęłam szlochać. Nie miałam siły się ruszyć. Straciłam już nadzieję na jakikolwiek ratunek, że ktoś się pojawi i mnie uratuje. I wtedy była tylko ciemność.
Ciemność i ja w objęciach Cartera, byliśmy w jego sypialni, słońce przebijało się przez okno i rozświetlało pokój. Leżeliśmy nadzy w łóżku, miałam głowę na jego klacie, a on rysował mi palcem po plecach. To było takie łatwe. Takie przepełnione spokojem i ciszą. Złożył mi pocałunek na głowie i zasnęłam. Tym razem nie miałam już żadnego snu. Była pustka i ostatni oddech. Nic więcej.

SenWhere stories live. Discover now