22

16K 627 25
                                    

Luciano

To moja rodzina. Moja! Ten skurwiel już nie żyje. Tulę Lilly w ramionach i uspokajam ją, ale sam aż się trzęsę. Niech tylko dopadnę tego skurwiela. Na razie liczy się dla mnie tylko ona. Biorę ją w ramiona, Lilly bardziej oplata mnie i przytula się do mojej szyi. Boże jej zapach. Taki cudowny. Taki uzależniający. Idę do naszej sypialni. I kiedy tylko kładę ją na łóżku, przykrywam ją oraz całuje w usta. Spoglądam w jej załzawione oczy i mówię.

-Kocham Cię skarbie. Proszę, odpocznij.

Ona spogląda na mnie i zanim odejdę łapie mnie za dłoń. Słyszę jej załamany głos i mam ochotę wyć.

-Nie odchodź, nie zostawiaj mnie. Proszę.

Kładę się przy niej, przytulam do siebie mocno i całuję w głowę.

-Nigdy was nie zostawię! Nigdy kochanie. Śpij, ja jestem tutaj.

Po chwili jej płacz słabnie i czuję, jak jej ciało się relaksuje i odpływa. Leżę tak jeszcze przez chwilę i obmyślam plan. Muszę zadzwonić do Moo, dowiedzieć się wszystkiego o tym skurwielu.

Powoli wychodzę z łóżka. Idę do gabinetu. Wybieram numer do Moo i każę mu natychmiast przyjechać.

Słyszę pukanie.

-Co jest szefie?

-Ten skurwiel jest mój- rzucam mu zdjęcia tego frajera.

Moo łapie je i spogląda na nie, po czym marszczy nos.

-Marcela ojciec?

-Ja nim jestem! - wstaję i uderzam w biurko- to tylko skurwiel, który grozi mojej rodzinie! Który już nie żyje!

-Grozi ?

-Tak. Lill mi się przyznała. Że ten pajac chce ich odzyskać, a do tego używa szantażu.

-Co jest kurwa! -Zauważam jego wściekłość.

Ostatnimi miesiącami równie mocno się przywiązał do Lill i dzieciaka. Zresztą nie da się ich nie kochać. Więc on czuje to samo co ja. Po chwili wyciąga telefon i pisze coś.

-Za pięć minut będziemy mieć wszystko szefie.

-Dobrze- siadam za biurkiem i spoglądam na zegarek.

Dzięki Bogu mały jest w szkole jeszcze przez parę godzin. Nie wiem, jak długo Lill będzie spała ani ile zajmie mi załatwienie spraw. Nagle słyszę krzyk Moo.

-Mamy go szefie. Kancelaria prawna na Broadway street.

Wstaję łapię za telefon oraz swoją kurtkę skórzaną i mówię ostro.

-No to na co kurwa czekamy.

Podjeżdżamy pod kancelarię i kiedy kierujemy się do drzwi, zauważam tego skurwiela. Oboje stajemy i spoglądamy na siebie. Jego uśmieszek mnie wkurwia. Wyciągam dłoń i pokazuję mu co go czeka. Jego uśmiech szybko znika z jego gęby. I dobrze! Teraz ja się uśmiecham. Podchodzę do niego i staję twarzą w twarz. Za swoimi plecami czuję Moo.

- Lowson! - warczę na niego.

-Deltorrie.

Kiedy słyszę swoje nazwisko, jestem zaskoczony. On to zauważa i od razu mnie informuje.

-Zdziwiony? Chyba nie masz mnie za głupka- chce mu coś powiedzieć, ale nie jestem w stanie- Przecież mieszkasz na razie z moją rodziną.

Co za skurwiel na jego słowa nie wytrzymuję i łapię go za jego tani garnitur.

-Miałeś kurwa chyba na myśli MOJĄ RODZINA! I tak pozostanie! Nie chcesz ze mną zadzierać. Słyszysz mnie Lowson!

On łapie mnie za dłonie i ściąga z siebie, po czym mówi.

-Panie Deltorrie Lilly i Marcel to moja rodzina. Zawsze tak było i zawsze będzie. Ona należy do...

Nie daję mu dokończyć, tylko uderzam go w ten jego pojebany ryj. Kiedy pada i widzę krew z jego nosa. On zaczyna się śmiać i po chwili mówi.

-Pożałujesz tego Deltorie.

Kiedy już mam zamiar go podnieść i ponownie przywitać z moją pięścią. Zauważam ludzi, którzy przyglądają się nam z zaciekawieniem. Po chwili czuję rękę Moo. Spoglądam na niego.

-Szefie, nie tu nie teraz.

Spoglądam na Matta i na ludzi obok nas. I poprawiam kurtkę. Po czym uśmiecham się i mówię.

-Do zobaczenia wkrótce Matt.

Kiedy idziemy do samochodu, warczę do Moo.

-Dowiedź się wszystkiego. Musimy załatwić to bez żadnych problemów.

-Jasne szefie.

Wsiadamy do samochodu, piszę wiadomość do Lill. I mówię do Moo.

-Jedziemy po Marcela.

-Jasne szefie.

Potrzebuję spędzić z nimi czas. Uśmiecham się do siebie, kiedy dostaję wiadomość od Lill.

Kochanie,

Bardzo fajny pomysł. Myślę, że Marcel będzie zachwycony.

Zamawiam pizzę i nastawiam film. Do zobaczenia.

Kocham Twoja Lill.


Podjeżdżam pod szkołę i nadal nie mogę uwierzyć, że ten mały geniusz tutaj chodzi. Uśmiecham się i mówię do Moo.

-Marcel będzie mieć wszystko czego tyko zapragnie.

-Dopilnujemy tego szefie!

Idę do jego sali i kiedy go widzę na stołówce, obserwuję go. Jest taki szczęśliwy. Każdy słucha, czegoś co on tłumaczy. Taki właśnie jest ten malec. W ciągu pięciu minut każdy jest nim zachwycony. Po chwili zauważa mnie i uśmiecha się, po czym krzyczy na całą stołówkę.

-Tata!!!

Nadal na dźwięk tych słów mam ochotę się rozpłakać. Kiedy tylko do mnie podbiega, mocno go przytulam i mówię.

-Cześć szefie. Co powiesz na pizzę i film ze mną i mamą?

-Takkkk!

Ostatni Taniec- ZAKOŃCZONAWo Geschichten leben. Entdecke jetzt