Niepewny pokój

26 3 3
                                    


Nebori - czyli przydzielony nam strażnik, zaprowadził nas do jaskini. Była cała oblodzona dzięki czemu też jasna. Szliśmy i szliśmy a końca nie było widać. Byłem mocno zmęczony a droga mnie dobijała, po 2 godzinach ciągłego chodu zaczynałem odczuwać wrażenie że coś nie pasuje, po mnie był Jess który szeptem zaproponował zapytanie się strażnika jak daleko jest ten władca to nas przeniesie. Greece stwierdził że droga jest dłuższa niż do jego brata, podzieliłem się z nimi informacją że nie pasuje mi coś. Były władca, oczywiście że jest cenny ale nie na tyle by prowadził do niego tak  długi korytarz. Moje podejrzenia okazały się być słuszne. Zobaczyliśmy rozstaj dróg.

-Ale... Tu nie miało być rozstajów...

Powiedział niepewnie Greece. Patrzyłem się podejrzliwie na Neboriego, okrążał nas i mówiąc "W rzeczy samej" po czym jak stanął za nami uderzył w ścianę i sufit runął zamykając jedyne sprawdzone wejście. 

-Pierwsza zasada Arktusa. Nigdy nie ufaj nikomu!

-Zdrajco! Jak śmiesz robić to po wypowiedzeniu słów pokoju?!

Byłem naprawdę mocno wściekły na niego. Słowa po łacinie od lat były tu znakiem całkowitego zawieszenia broni i żadne durne zasady nie miały wyjątków.

-Pokój nigdy nie jest rozwiązaniem!

I na tych jego słowach zakończyliśmy rozmowę. Greece i Jess oczywiście wedle tradycji zaczęli się ponownie kłócić i ponownie szybko im ją przerwałem.

-To chyba jakiś żart...

-Ile jeszcze mam ci mówić byś przestał ględzić?

Nim Greece odpowiedział krzyknąłem na nich.

-Zamknijcie się w końcu! Żartem jest to że wy ciągle się spieracie a ja, co nie zmrużyłem oka muszę tego słuchać! Jestem zmęczony, zziębnięty a przez was wykończony psychicznie!

Zamilkli od razu. Miałem nadzieję że na długo. Pan maruda przełknął głośno ślinę i zarzucił inicjatywę by skupić się na wydostaniu stąd, Jess tradycyjnie wypierał się poważniejszych zadań twierdząc że musi przeżyć. Chciał żebyśmy my się rozdzieli a on spróbuje zburzyć ścianę. Greece na to że każdy z nas musi żyć i mamy po prostu czekać na Kreneia bo "na pewno się zorientuje i nam pomoże." Zapytałem się czy nie lepiej krzyknąć do obu tuneli i zobaczyć w którym dłużej słychać echo, przez silne wiatry echo tunelu z wyjściem będzie dłuższe. Chyba lekko zdziwił ich mój pomysł ale zgodzili się. Jess krzyknął do pierwszego. Czekaliśmy z pół godziny aż zamilknie, z lekkim zrezygnowaniem po tym krzyknął do drugiego. Tak samo z 30 minut czekaliśmy. 

-Mam wrażenie że one są tak samo długie... I że to nie działa.

Stwierdził jak zawsze mądrze Jess. Jednak to nie było możliwe by oba tunele prowadziły do wyjścia, pewnie to jakaś pułapka. Rzuciłem na głos że musi być jakiś sposób by wyjść bez rozdzielania, na moje nieszczęście odpowiedział ten sam co szybko zauważył że echo nie pomogło.

-Racja, jest magia. Taka... Magiczna!

A Greece wziął to za pretekst do sprzeczki.

-Ty na serio masz masz 21 lat? Zachowujesz się jak dzieciak.

-Mówi najmłodsza z tej grupy osoba.

-Do czterech żagli, nie umiecie nawet w takiej sytuacji dać se spokój?! A co do magii, doskonale wiesz że za nią nie przepadam.

I kiedy miałem wrażenie że się ogarnęli ponownie na jakiś czas, okazało się że rozpocząłem coś gorszego niż ich wszystkie ostatnie kłótnie.

-A co mnie to obchodzi czy ją lubisz czy nie? Ważne że nam pomoże.

Greece na to zawinął mu usta rośliną strachu i stwierdził że to również pomoże. Jess poraził go piorunem i roślina puściła. Zaczęli nawzajem w siebie rzucać zaklęcia. Byłem zdany tylko na siebie, zmęczenie nie pomagało w tym. Chodziłem po małym pomieszczeniu z dala od dwójki magów próbując cokolwiek wymyślić. Nagle coś zaczęło na mnie kapać. Na niebiosa! Ci dwaj roztapiają jaskinię swoimi ciągłymi zaklęciami! Krzyknąłem do nich by się ogarnęli, ci jednak nawet mnie nie słyszeli jako że między rzucanymi czarami wrzeszczeli na siebie. Jaskinia coraz mocniej zaczynała się topić. Jestem w 100% pewny że wojsko już czeka na nas i zburzenie zaspy w głównym tunelu jest okropnym pomysłem, nie miałem innego wyboru. Inaczej mogło się to skończyć katastrofą. Z całej siły popchnąłem ich na zablokowany tunel, zrobili przejście obijając się lekko przy tym. 

-Moje biedne kości... Ale z tobą Greece nie skończyłem!

-Uspokójcie się w końcu nim zrobi to za was jaskinia! Przez te durne czary zaczyna się topić, musimy uciekać!

W końcu się mnie posłuchali, biegliśmy ile sił w nogach, udało się na szczęście. Przed wejściem Greece zauważył tabliczkę na której pisało "Jaskinia padającego dachu, wstęp wzbroniony ze względu na bezpieczeństwo."

-Czyli to stąd zaczęło w niej kapać...

Powiedziałem zmęczonym i lekko zrezygnowanym głosem. Dwójka geniuszy oczywiście ponownie się spierała i ponownie zaczął Jess.

-Magia którą wykorzystywaliśmy nie miała temperatury. Żadna magia nie ma temperatury chyba że konkretne zaklęcia ale to efekty ich. I tak nie zamierzam kończyć tej bitwy...

-Czego się tak mnie czepiłeś?

Powiedziałem im w prost że mam ich serdecznie dosyć i jeśli się nie uspokoją to wracamy na główną wyspę. Oni jednak kontynuowali. Wild miał rację, wzięcie ich na wyprawę to był fatalny pomysł.

-Nic nie poradzę że on marudzi ciągle!

Bronił się beznadziejnym argumentem Jess. Greece chociaż odpowiedział coś mądrego.

-Każdy ma własną opinię o danej sytuacji, jak moja ci się nie podoba to ją ignoruj.

-Co taki mądry się zrobiłeś nagle?

-Wracamy do domu. Z wami nie da się wybrać na tak poważną podróż.

Nigdy nie bolała mnie głowa jak teraz. Nawet po ugryzieniu przez jadowitego węża. Ten dzień z nimi to był jakiś koszmar, nie wyobrażałem sobie spędzić z tą dwójką więcej czasu. Posłusznie poszli ze mną na statek. Nie chciałem kończyć tej wyprawy ale nie miałem wyboru. W duchu liczyłem na jakiś cud. Usłyszałem w nocy jak ktoś zaczyna chodzić po statku. Wstałem mocno zaspany i postanowiłem pójść za dźwiękiem...

Zaklęta PogońWhere stories live. Discover now