Królowa

7 1 0
                                    



Królowa siedziała na fotelu obrotowym, który oddawał stęknięcia i skrzypnięcia w swoim fotelowym języku przy każdym ruchu jej ciała; a drapała się po wewnętrznej stronie uda. Całość swojego istnienia zwiesiła przygarbieniem w dół, jedynym elementem ruchomym była dłoń zakończona średniej długości paznokciami. Królowa siedziała w podkoszulku i majtkach, słuchając pracy wiatraka komputera, ciężko zmierzającego się z jej kudłami i kurzem, którym obrosłojej Królestwo.

Tak się składa że Królowa piastowała urząd nad godziną trzecią nad ranem, nadany jej przez posiłek spożyty między godziną pierwszą a drugą oraz skrupulatnie oddychającymi pixelami na ekranie komputera przedstawiającymi jej postać, gotową do podjęcia działania przy najlżejszym ruchu myszki. Być może Królowa poprzez drapanie się postanowiła sprawdzić, gdziez najduje się jej fizyczne ciało.

Grę w która grała reklamowano jako najlepszą,najbardziej wciągającą, najbardziej grywalną nowością tego roku. Przed chwilą zakończyła misję polegającą na wybiciu wszystkich stworów przypominających skrzyżowanie modliszek z Jung Ji-Hoonem pod Drzewem Przeznaczenia, dzięki czemu Królowa uchroniła Klan Rusałek Śnieżnych przed eksterminacją, zdobywając ich dozgonną przyjaźń. Wobec tak przejmującego wydarzenia Królowa zapadła się w zastanowienie.

Jeżeli prawdą jest co mówią rusałki- drap,drap,drap- i jestem wybrańcem, jeżeli oznacza to że dzisiaj słońce także wstanie dzięki mnie, jeżeli oznacza to, że każdy mieszkaniec tego miasta będzie mógł w spokoju pójść do pracy,pocałować żonę, pójść do biblioteki, nawet nie zdając sobie sprawy ze mnie, siedzącej tutaj jak ostatni człowiek na ziemi, to...-drap,drap,drap- jeżeli prawdą jest co mówią Rusałki i zawsze będę miała ich przyjaźń- drap, drap,drap- trafiają na listę dłużników, nie ma wyjścia.

Wyciągnęła ręce wzdłuż biurka, omijając kubki z pajęczynami pleśni na starych torebkach po herbacie, talerzy z zaschniętym serem i ketchupem oraz stosy zagadkowych notatek i papierzysk, by wydobyć spod nich zeszyt szkolny A5 96 kartek. Był on wypełniony jej starannym pismem ponad połowę. Zapisała.

„Rusałki Śnieżne. Twierdzą że zawsze pomogą gdy „będzie za gorąco" ".

Wpis znalazł się pod

„Rodzina Yetich. W zamian za zwrócenie glinianego garnka po Hu'angeh, zobowiązały się do rozwiązywania zagadek logicznych"

Pod jedną z kartek znalazła działający jeszcze telefon.Odblokowała klawiaturę, spoglądając w głąb urządzenia. Godzina oraz data którą zobaczyła na wyświetlaczu sprawiły że ściągnęła brwi w niezadowolonym grymasie. Nie podobał jej się ludzki czas umowny, ale czasami człowiek nie ma wyjścia i musi brać w nim przymusowy udział. Wygląda na to, że zostały jej trzy godziny do pobudki, cztery do dopełnienia aktu tożsamości ubiorowo-makijażowego, a pięć do znalezienia się na przystanku autobusowym. W wypadku pomyślnych okoliczności opierających się na przedostaniu się od punktu A do punktu B, za mniej więcej osiem godzin będzie opakowana w seledynową sukienkę i Dobry Humor, na tyle dobry, o ile go w sobie znajdzie i zaprosi do współpracy.Królowa przypuszcza, że z przystanku autobusowego czeka ją osobisty odbiór autem, jak źle nadanej przesyłki, przez jeszcze trzeźwego kierowcę, kilkanaście minut świergotu wydobywającego się z jej ust i radosnego paktu w którym kierowca może z zadowoleniem traktować ją niczym ośmiolatkę z wielkim libido, dzięki czemu stawić się będzie mogła bezpiecznie w miejscu, w którym musiała się znaleźć przez wypowiedzenie słów „Ależ oczywiście, że będę na twoim ślubie! Przecież jesteśmy przyjaciółmi, no nie?" patrząc w dal ziejącą przeraźliwą pustką nad ramieniem mężczyzny, którego zdążyła pokochać. Może się jednak już tego domyślać.

Zapala papierosa smakującego wędzoną rybą. Jakże pasuje do otoczenia brunatny zapach, i dym muskający łagodniej sprzęty użytku domowego bardziej, niż ją ktokolwiek!

Wzniosła gniewnie oczy w środek sufitu. Na dzień dzisiejszy miał jej więcej do powiedzenia, niż wobec wszystkich przeszłych wieczorów które pamiętała, albo przynajmniej była zdolna przypomnieć sobie przez podobieństwa. Dzisiaj jej koszulka jednak- co zaskakujące- była świeża i pachniała proszkiem doprania jak starym, dobrym znajomym który wchodząc do twojego mieszkania mówi „łojojoj". Być może ta koszulka była pierwszą oznaką frapujących zmian które miały się wydarzyć.

Wobec majtek Królowa przejawiała podobną niechęć co do pościeli, ale jak do tej pory nikt nie zdążył zrozumieć prawdziwości tej parafrazy.

To, co Królowa czuła, to złość. Po raz pierwszy papieros wzbudził w niej wściekłość, być może przez nagłe smagnięcie poczucia winy objawiającego się wizją samej siebie w seledynowej sukience, konstruującą rozmowę z innymi palaczkami na ślubie. Być może oznaczało to pewną jakość myślenia przyszłościowego na kanwie nawyku, i dlaczego, i z jakiego powodu ma dzielić to z innymi pannami, ubranymi jak pawie w strojach kąpielowych wobec cudu przejawionego, otwartej możliwości spłodzenia potomka po ówczesnym zapewnieniu żony że się wobec tego nadaje. Pewnie najlepiej żeby był syn- pomyślała gniewnie zaciągając się dymem- jest tutaj wiele kobiet siedzących na golasa i roztrząsających swoje życie które potrafiło się skończyć w przeciągu kilku słów ułożonych logicznie w zdaniu, poprzedzających logiczne finałowe wnioski wobec swoich poprzednich wyborów w których nigdy, ale to nigdy nie będę tym który się panu akurat wylosuje z matrycy wszelkich prawdopodobieństw. Jestem naprawdę wdzięczna Yetim, że pozwolili sobie właśnie oddać mi z powrotem garnek po Hu'angeh z otwartą prawdą, jak z podręcznika, że ktoś tutaj się nie liczy ze mną, wciśniętą w fotel, sporządzającą notatki długów i zażaleń, po nieprzespanej nocy. Zachichotała.

Jak długo ten chichot zdolny był przeprowadzić Królową ponad jej przyzwyczajenia, dowiemy się wkrótce.



WeseleWhere stories live. Discover now