Czarno biały blues

2 1 0
                                    



Słońce wpadało przez zakurzoneokiennice przenajsłodszej parafii. Drobinki kurzu ścigały się zesobą w zmatowiałym promieniu słonecznym, pielęgnującym drewnianąpodłogę ze startym dywanem. Pomieszczenie oddychało nieruchomym,cichym powietrzem,a w kącie sufitu drgała z namysłem pajęczyna,śpiewając niezauważalnym dla ludzkiego oka drżeniem pieśńwszechświata. W ciszy cisza kontemplowała cicho swoją ciszę, apokój chłonął z namysłem tę starą medytację. Cichutkie,wyważone tik, tak maleńkiego zegarka stojącego na biurku uczyłozamknięte powietrze w pokoju pierwszych i ostatnich sylab. Naukatrwała .Jedynie nieznaczne pobudzenie sensoryczne głodnego pająka pokój przyjmował z nieznacznym niezrozumieniem. Pająk na togwizdał; głodny był; rad by był, gdyby ktoś otworzył okno iwpuścił do środka podniecone okrzyki ptaków, głoszroszonej przestrzeni oraz jakąś zagubioną, stetryczałą muchę.

Nagle pokój wzdrygnął się.Gęsia skórka przeszła od drzwi wejściowych po podłodze,przechodząc przez każdą nitkę dywanu, pełznąc po ścianach ażpo sufit. W drzwiach pojawił się czarny mokasyn,a wraz z nimwzburzone dźwięki dialogu, które wcześniej odbijały sięechem od ścian korytarza.

Tak pająku; oto twój sługaboży, ten którego drgnięcia ramion powodują otwarcie okna idostarczenia tobie pożywienia, tych ramion, które spoczywającczęsto na parapecie podtrzymują sanktuarium czaszkowo-mózgowetego niezmordowanego pielęgnacją ogrodnika jaźni; oto jest bohaterpierwszych kroków jezusowych nieśmiałych, budzących siędopiero w wierze serduszek owiec bożych i tego, którego twarzjest w mąkach i jajkach każdych mazurków i murzynkówczekających na domowe odwiedziny i kieliszek ''czegoś dobrego'',oto jest ten właśnie niezmącony żadnym podmuchem niewiary ,człowiek o śnie kamiennym a życiu uczucio... uczciwym; ksiądzCiacho.

Tak pająku, ten osobnik obok niego,niższy od księdza Ciacho o głowę, nie patrzący w oczy, wpodłogę, w okno, a najmniej na swoje dłonie, to pretendent dorodzynka w tym cieście. To właśnie jego uszy, oraz nie najgorzejrozwinięty zmysł słuchu, a także poprawnie ukształtowany ośrodekmowy dzięki któremu może zadawać pytania sprawia, żewchodzi do pokoju za księdzem. Ciacho energicznie otwiera okno, anacierająca przez cały ranek zewnętrzna rzeczywistość wdzierasię ekstatyczną eksplozją do pokoju. Ksiądz Ciacho wciąż mówi;gdybyś miał uszy pająku, zdolny byś był do usłyszenia jegomowy. Gdybyś także miał mózg nieco większy niż kropka nad"i", byłbyś w możności ułożyć jakiś sens tychwypowiedzi. Może mógłbyś także wydać osąd, opierającysię zarówno na twoich przekonaniach, jak i na obserwacji. Narazie jednak czujesz jedynie wibracje i drgnięcia, a sam Ciachopozostaje wobec ciebie zupełnie bez znaczenia, mimo tego co sam osobie mniema.



WeseleWhere stories live. Discover now