11. Nikogo nie ma w domu

537 38 19
                                    

11. Nikogo nie ma w domu

Głuchy stukot rozniósł się po mieszkaniu Marinette, akurat w chwili, kiedy kończyła zmywać naczynia. Podchodząc do drzwi, mokre dłonie niechlujnie wytarła w spodnie, pozostawiając na nich warstwę przyjemnej wilgotnej otoczki. Za drzwiami stał uśmiechnięty blondyn, którego wizyty się nie spodziewała tak wcześnie.

– Dzwoniłem, ale miałaś wyłączony telefon – od razu się wytłumaczył, zanim ona obdarzyła go znanym mu już z każdej wizyty „Co Ty tutaj robisz?". Spojrzała na niego niezrozumiale i skierowała wzrok na telefon leżący w salonie: działał, cały czas. Przeklęła w duchu współczesną technologię i samą siebie, kiedy przypomniała sobie o blokadzie, nałożonej na numer Adriena.

– Musiał się rozładować, wejdź. – zaprosiła go z zakłopotaniem i uchyliła bardziej drzwi. Blondyna zaskoczyło to neutralne przywitanie – w końcu od dwóch dni traktowała go dość oschle i nieprzyjaźnie. Starał się pozostać na razie na tym neutralnym gruncie, szczególnie, że w mieszkaniu znajdowały się też pociechy kobiety, które nie powinny na razie wiedzieć o ich zażyłych relacjach.

Marinette starając się zachować pozory, pospiesznie podeszła do komórki i ucieszona widokiem czarnego ekranu uniosła go ku górze i z tryumfem pokazała blondynowi ekran, który jak na złość w tej samej chwili, postanowił rozjaśnić się do błękitnego tła i nadać sygnał przypominający Marinette o nawodnieniu. Adriena nawet to nie zdziwiło i szybko zorientował się, dlaczego kobieta nie odbiera:

Pewnie w przypływie złości zablokowała telefon. Pomyślał. Czarnowłosa szybko pożałowała próby kłamstwa, spuściła głowę nisko, niczym przedszkolak przepraszający za rozlanie zupy, jednak słowo „przepraszam" nie umiało przebić się przez jej usta.

– Pewnie straciłaś zasięg. – Adrien szybko próbował wytłumaczyć ukochaną – chciałem się upewnić, że nasze spotkanie jest aktualne? Przejrzałaś ofertę? – spytał dyskretnie patrząc w stronę teczki z logiem jego firmy leżącą na stoliku kawowym, przy kubku niedopitej kawy.

– Zapewne będziesz chciał porozmawiać o czymś więcej, więc chodźmy na spacer. – zaproponowała przywołując swoich synów, krótką komendą „dzieci, spacer". Zupełnie jak wytresowane psy, dwójka chłopców przemknęła koło nóg Adriena i zaczęła przykładnie ubierać kalosze, czemu Adrien przyglądał się z fascynacją. Starszy, Hugo, jeżeli dobrze pamiętał, po tym jak ubrał swoją parę butów, ruszył z pomocą młodszemu.

Adriena tak pochłonęło patrzenie na dwóch pomagających sobie braci w tych prostych czynnościach, że nawet nie zwrócił uwagi, jak Marinette zniknęła w sypialni by przebrać się w bardziej odpowiedni strój na jesienny spacer. Kiedy wróciła, dzieci były już kompletnie ubrane w kurtki i małe czapeczki.

– A sweter założyliście? – Dopytała spokojnie za plecami Adriena. Dopiero teraz dostrzegł jej długi czerwony golf i pasujące do niego zamszowe kozaki. Poczuł się wręcz zakłopotany: mając na sobie jedynie rozciągnięty podkoszulek i wczorajszą koszulę, która stanowczo wymagała wprasowania. Cieszył się, że wszystko może ukryć pod ciepłym płaszczem.

Wybrali się do parku, który pamiętał lata ich licealnej młodości: Dzieci mogła się tam wyszaleć na placu zabaw, a oni jako dorośli już ludzie porozmawiać w spokoju. Park z biegiem lat wyglądał na lekko zaniedbany: farba z ławek, zaczęła odchodzić nieestetycznymi łuskami, a miejscami trawę zastąpiły wydeptane ścieżki, mające skrócić ludziom drogę, o jakże zawrotne pięć metrów.

Kiedy synowie Luki i Marinette pobiegli szczęśliwie pobawić się na pobliskim placu, Marinette i Adrien krążąc niedaleko niego zaczęli, z początku niewinną rozmowę.

Przeznaczenie - Biedronka i Czarny KotWhere stories live. Discover now