Epilog

536 41 62
                                    

No to mamy to :) Dziękuję Wam wszystkim za pomoc i zapraszam na przeczytanie zakończenia, które wybraliście WY, pod koniec będzie trochę więcej mojej paplaniny.

Epilog

– Mari... - wyszeptał jej imię, kiedy był już tylko dwa metry od niej. Kobieta jakby tylko czekała na jakiś znak, bo kiedy tylko usłyszała swoje zdrobnione imię, głośno i wyraźnie rzuciła przeprosiny w eter i odbiła się od stołu puszczając ręce swobodnie...

– NIE! – Wrzask Adriena nie mógł już tego zatrzymać, mógł tylko próbować.

Doskoczył do niej w tej samej chwili, w której jej obie nogi oderwały się od chwiejnego stołu. Ten krótki moment, w którym zawisła w powietrzu wystarczył blondynowi, aby przynajmniej chwycić jej stopy i pociągnąć je najwyżej jak umiał. Sznur napiął się jak struna, a jego szorstka faktura zaczęła wpijać się w gardło Marinette sprawiając problemy z oddychaniem.

– Puść mnie. – błagała, kiedy nabrała wystarczająco powietrza w płuca.

– Nie ma mowy. – wysyczał wściekły na nią, że wpadła na tak okropny pomysł.

– Plagg! Tikki! Przynieście jakiś nóż i przetnijcie ten cholerny sznur! Czemu nikt, nie wpadł na to wcześniej! – skarcił gromadę kwami, które dzięki otwartej szkatule, krążyły przy kobiecie wiszącej na sznurze. Czarne kwami szybko zareagowało lecąc w stronę kuchennej szafki.

Marinette stawała się coraz cięższa i starała się zgiąć kolana by jeszcze bardziej utrudnić zadanie Adrienowi. Nie miała zamiaru tak łatwo rezygnować, choć już wiedziała, że na śmierć przez powieszenie nie ma co liczyć. W końcu w powieszeniu chodzi o złamaniu rdzenia kręgowego, a nie uduszenie. Czysta, prosta i bezbolesna śmierć... chyba, że ktoś Ci przeszkodzi, wtedy staje się męczarnią, w której zaczynasz walczyć o każdy oddech.

– Nawet nie próbuj umierać! – rozkazał jej blondyn mocniej ściskając jej nogi i wznosząc jeszcze te dwa dodatkowe centymetry do góry.

Tikki i Plagg zaczęli razem trzeć ostrzem po grubym sznurze pomniejszając jego średnicę. Adrien zaczął drżeć, prawie godzinny bieg, upojenie alkoholowe całkowicie go wykończyły, a mięśnie zaczęły o sobie przypominać.

– Wytrzymaj. – rozkazał samemu sobie widząc, że kwami zaraz przetną sznur. W końcu ostatnie włókna ustąpiły przed ostrzem noża, a ciało Marinette bezwładnie runęło prosto w ramiona Adriena, który jednak nie utrzymał całkowicie równowagi i opadł wraz z nią na zabrudzoną podłogę. Przyciągnął ją mocno do swojego torsu jedną ręką, a drugą pozbawiał ją sznurowego naszyjnika.

Jej głowa jakby pozbawiona mięśni trafiła na jego ramię, a policzki były wilgotne od łez. Kompletnie nic nie czuła: ani złości, że się nie udało, ani wdzięczności, że ktoś jej pomógł. Po prostu była jedną wielką pozbawioną uczuć kulką, która nie ma celu w życiu. Jednak coś bardzo głęboko w niej krzyczało: jesteś bezpieczna. Już zawsze będziesz.

– Mari... - szeptał jej imię wręcz z czcią, głaskając jej spocone czoło.

Tego wieczoru podjął kilka ważnych decyzji w swoim życiu: pierwszą i najważniejszą, było nigdy już nie opuszczać Marinette. Kolejnymi mniej istotnymi, była sprzedaż willi w Paryżu i całkowite odcięcie się od domu mody Agreste. Cały czas w głowie miał tylko jedną myśl... być przy niej. Choćby ona go nie chciała.

Adrien siedział na ziemi z głową Marinette leżącą na jego nogach i cały czas głaskał ją po policzku, starając się zmusić ją do jakiejkolwiek reakcji. Jednak ona, mimo że żywa to milczała jak zaklęta. Skupiony na chwilowej opiece nad ukochaną prawie przegapił moment, w którym okno zaskrzypiało, a na jego parapecie ujrzał kobietę w stroju królika, która z zaskoczeniem patrzyła na parę bohaterów.

Przeznaczenie - Biedronka i Czarny KotWhere stories live. Discover now