Perfezione nelle imperfezioni

653 9 15
                                    

Kategoria: mafia

Autor: arte caduta

Liczba słów wg Wattpada: 5669

________________

Capitolo 1

To jest chyba kurwa jakiś żart! Otaczają mnie ludzie bez żadnych kompetencji do wykonywania najprostszych zadań. Mieli załatwić jedną, prostą sprawę i to spieprzyli. Nie wiem czemu posłuchałam się Rhysa i pozwoliłam dołączyć do Diavoli del Sangue poleconych przez jego ojca dwoje nowych członków. Powinnam nauczyć się cechy jaką jest asertywność, lepiej na tym wyjdę, jeśli zacznę częściej odmawiać. Niech nie myślą, że można mną pomiatać i się na wszystko zgodzę. Dam im jeszcze tydzień, ale jeśli po tym czasie nie zobaczę żadnej poprawy, to przysięgam, że ich wywalę. Nie chodzi tu o żadne błahostki, bo przez ich nieuwagę możemy zginąć z ręki Włochów należących do Cieli Caduti. Mam dość już robienia wszelkich poprawek, mimo że w naszym zespole mamy świetnie wykwalifikowanych członków, nie można zwalić na nich całej brudnej roboty. Mam nadzieję, że nie pożałuje pobytu tych patałachów przez najbliższy czas, szczególnie, że idziemy w piątek na ważną misje, której nie możemy spaprać.

Siedzę w naszym biurze i porządkuję wszystkie porozwalane papiery, powinniśmy w końcu zacząć sprzątać na bieżąco. Zawsze papierkową robotę zwalają na mnie, na szczęście lubie siedzieć w papierach dniami i nocami. Ha! Żart. Nienawidzę sprzątać tego główna. Mam nadzieję, że niedługo skończę albo los ześle mi kogoś do pomocy. Niestety nigdy mi nie sprzyjał, więc mogę się przygotować mentalnie na spędzenie w tych czterech, szarych ścianach trzech godzin. Mogłabym tych nowych zagonić do roboty, ale nie dość, że będę znowu po nich poprawiać, co zajmie mi jeszcze więcej czasu, to jeszcze nie ufam im na tyle, żeby dać im dostęp do naszych archiwów.

Kończyłam właśnie układanie ostatniej teczki, a do pokoju wszedł mój mąż z dwoma kubkami jakiegoś napoju, pewnie kawy.

– Pomyślałem, że chciałabyś się czegoś napić, więc przyniosłem ci kawę.

– Dobrze myślałeś, spadłeś mi z nieba!

Rhys postawił oba kubki na uporządkowanym już stoliku i zajął miejsce na białej pikowanej kanapie na przeciwko.

– Nie jesteś zmęczona? – Czarnooki brunet zawsze o mnie dbał, to w nim kochałam najbardziej. Troskę, którą obdarzał swoich bliskich. Wiem, że zawsze mogę ma niego liczyć, nie ważne jak bardzo durną rzecz mam ochotę zrobić, Rhys zawsze będzie mnie wspierał, a ja jego.

– Jestem, ale już kończę, więc nie będę zostawiać tego na jutro.

– Może ci pomogę? Nie odpowiadaj, usiądź sobie, dokończę to. – I tak zrobiłam, rozłożyłam się na kanapie i wzięłam biały kubek z napojem Bogów do dłoni. Cieszę się, że chociaż on stara mi się pomóc, bo pewnie reszta od razu po przyjściu z wyścigów walnęła się przed konsolę. Gdyby nie fakt, że sama mogłabym grać godzinami w GTA, to wywaliłabym tą ich konsolę za okno, żeby wzięli się do roboty.

– I jak? Niepokonany Rhys Rossi znowu wygrał?

– Nie ścigałem się dzisiaj.

Dobra co.

– Co? Jak to? Zawsze się ścigasz. Dlaczego teraz nie wziąłeś udziału? – Kto jak kto, ale Rhys nigdy nie przepuściłby okazji do zgarnięcia pieniędzy.

– Musimy się skupić teraz na innym zadaniu, a nie szlajaniu się po torach.

– Czekaj, to nie pojechałeś z nimi?

One Shoty 2020Where stories live. Discover now