Rozdział 37. Świąteczne przyjęcie u Slughorna

1.1K 83 93
                                    

I znowu śnieg prószył w oblodzone okna, szybko zbliżało się Boże Narodzenie. Hagrid, jak co roku, przywlókł już własnoręcznie dwanaście choinek do Wielkiej Sali, girlandy ostrokrzewu i włosy anielskie oplotły balustrady schodów, wiecznie płonące świece rozbłysły pod przyłbicami hełmów zbroi, a wielkie pęki jemioły zawisły na korytarzach. Za każdym razem, gdy nadchodził Harry, liczne grupy dziewczyn gromadziły się pod jemiołami, blokując korytarze; na szczęście podczas swych częstych nocnych wędrówek po zamku poznał już wiele tajemnych przejść, tak że mógł bez trudu omijać te pułapki.

Hermiona miała tyle zajęć, że Harry mógł z nią porozmawiać tylko wieczorami, kiedy Ron był tak pochłonięty obściskiwaniem się z Lavender, że w ogóle nie zwracał uwagi na to, co robi Harry. Ponieważ Hermiona odmawiała przebywania w tym samym pomieszczeniu co Ron, Harry spotykał się z nią zwykle w bibliotece, co oznaczało, że musieli rozmawiać szeptem.

- Może sobie całować kogo chce - powiedziała Hermiona, podczas gdy pani Pince, bibliotekarka, szukała czegoś na półkach za nimi. - Naprawdę guzik mnie to obchodzi. - postawiła kropkę nad „i" tak gwałtownie, że przedziurawiła pergamin. Harry nic nie odpowiedział. Przyszło mu do głowy, że jak będzie wciąż milczał, w końcu w ogóle zaniemówi.

Pochylił się niżej nad swoim egzemplarzem Eliksirów dla zaawansowanych i robił nadal notatki na temat eliksirów trwałych, od czasu do czasu odcyfrowując pożyteczne uwagi Księcia.

- A nawiasem mówiąc - powiedziała po dłuższej chwili Hermiona - powinieneś być ostrożny.

- Powtarzam ci po raz ostatni - odparł Harry szeptem nieco ochrypłym po trzech kwadransach milczenia - że nie oddam tej książki. Od Księcia Półkrwi nauczyłem się więcej niż od Snapa i Slughorna razem wziętych...

- Nie mówię o tym głupim rzekomym Księciu - powiedziała Hermiona, rzucając pogardliwe spojrzenie na podręcznik, jakby ją czymś obraził - ale o tym, co było wcześniej. Zanim tu przyszłam, wstąpiłam do toalety dla dziewczyn, było ich tam z tuzin, w tym ta Romilda Vane. Zastanawiała się głośno, jak ci podać eliksir miłości. One wszystkie mają nadzieję, że je zabierzesz na to przyjęcie do Slughorna, i chyba wszystkie kupiły sobie miłosne napoje u Freda i Georga, a obawiam się, że one naprawdę działają...

- Więc dlaczego ich nie skonfiskowałaś? - zapytał Harry, któremu wydało się bardzo dziwne, że akurat w tym przypadku Hermiona wyzwoliła się ze swojej manii przestrzegania regulaminu.

- Bo w toalecie nie miały przy sobie flakoników - oświadczyła z żalem Hermiona. - Dyskutowały tylko o taktyce. A ponieważ nie sądzę, by nawet ten twój Półkrwi Książę - spojrzała z obrzydzeniem na jego książkę - wymyślił jakieś jedno antidotum na tuzin różnych napojów miłosnych, radziłabym ci w końcu którąś zaprosić, to powstrzyma inne od myślenia, że wciąż mają szansę. Przyjęcie jest już jutro, a możesz mi wierzyć, one zaczynają świrować.

- Nie ma nikogo, kogo chciałbym zaprosić - wymamrotał Harry, myśląc o Ginny. Starał się ignorować uczucia, które do niej żywił, ale Ginny zaczęła być coraz bardziej podejrzliwa o jego dziwne zachowanie.

Hermiona uniosła brew, dobrze wiedząc, że jest jedna ruda, którą chciałby zaprosić, ale postanowiła nie ruszać tego tematu. - No, ale w każdym razie uważaj, co pijesz, bo Romildę Vane chyba stać na wszys... - Hermiona nagle urwała. Harry też to usłyszał. Ktoś poruszał się blisko nich między tonącymi w mroku półkami książek.

Po chwili zza regału wyłoniła się sępia sylwetka pani Pince. Niosła lampę, której mdłe światło padało na jej zapadnięte policzki, pergaminową skórę i długi haczykowaty nos. - Biblioteka jest już zamknięta - powiedziała. - Nie zapomnijcie odłożyć książek na właściwe... COŚ TY ZROBIŁ Z TĄ KSIĄŻKĄ, ZDESPEROWANY CHŁOPAKU?!

true friends ━ hinny ✓ ( w trakcie korekty!!!)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora