🔥"PORWANY" KSIĄŻĘ 🔥

2.1K 64 11
                                    

            Dźwięk dzwonów rozbrzmiał budząc wszystkich, łącznie ze mną. Nie chętnie zwlekłam się z łóżka i podeszłam do okna. Powoli otworzyłam je, wpuszczając do środka światło księżyca. Mój pokój znajdował się na wprost głównego dziedzińca, co było jego wielką wadą. Jednak teraz okazał się to niesamowicie przydatna. Wyjrzałam przez okno i zmarszczyłam brwi. Kilkoro z żołnierzy w pośpiechu wjechało na dziedziniec krzycząc coś. W pierwszej chwili nie mogłam pojąć o co chodzi. Dlaczego żołnierze o tak późnej porze wyruszają w stronę lasu, najwyraźniej w pościgu. W pierwszej chwili pomyślałam o jakiś złoczyńcy, który zbiegł z więzienia. Było by to logiczne. Jednak jedna sprawa, nie dawała mi spokoju. Kiedy mój wzrok powędrował w stronę balkonu wuja spostrzegłam, że on raduje się z czegoś. Moje brwi zjechały jeszcze niżej. Po chwili u jego boku pojawiła się Pretecjonata z jakimś zawiniątkiem w ręku. Ich twarze promieniały szczęściem nawet w tak ciemną noc jak ta. Było to co najmniej dziwne. Przed chwilą ktoś uciekł z lochów, a oni w najlepsze cieszą się z czegoś. Kiedy znów spojrzała na dziedziniec, zauważyłam coraz większy tłum ludzi zbierający się pod balkonem. Wszyscy jak jeden mąż klaskali w wykrzykiwali coś w euforii. Ich krzyki mieszały się w jeden wielki huk z którego zrozumiałam jedynie dwa słowa... Nowy książę. 


       Od razu zrozumiałam co mają na myśli. Urodziła... Ciotka Pertecjonata urodziła syna... Od razu napełniła mnie radość. Uśmiechnęłam się pogodnie spoglądając na wuja i jego żonę, oraz na ich dziecko. Zapominając o dziwnym pościgu, zamknęłam okno i udałam się w stronę sypialni Miraza. Droga do niego była niezwykle długa i kręta. Szłam nią po raz pierwszy od czasu kiedy ponownie zawitałam w tym zamku. W prawdzie mój kuzyn mówił mi, jak trafić do jego komnaty to teraz zupełnie się zgubiłam. Z każdym krokiem coraz bardziej żałowałam swojego, bezmyślnego pomysły. Jednak było za późno by zawrócić. Przerażenie pojawiło się znienacka, tak samo jak obce kroki. Bez ociągania otworzyłam pierwsze drzwi najbliżej mnie i weszłam do środka. Zamknęłam szczelnie drzwi i odetchnęłam z ulgą opierając się o nie. Przymknęłam oczy radując się, że nikt nie zauważył mnie na korytarzu. Dziwny rodzaj szczęścia rozprzestrzenił się po moim ciele, nie pozwalając jednocześnie spostrzec gdzie się znajduje. Dopiero po paru minutach otworzyłam oczy. Mój wzrok szybko zatrzymał się na łóżku. Doszczętnie zniszczone. Wszędzie powbijane były strzały, które rozcięły kotarę i materac. Puch z poduszek leżał porozwalany wszędzie gdzie sięgnęłam wzrokiem. Wstrzymałam oddech podchodząc do łoża. Ktoś najwidoczniej zamierzał zabić osobę, która tu spała. Tylko kto i dlaczego? 

        Odsłoniłam szczątki kotary i spojrzałam na pościel. Żadnej plamy krwi lub szczątek. Oznaczało to  mniej więcej tyle, że osoba którą mieli uśmiercić uciekła, zanim tu przybyli. Wypuściłam cicho powietrze z płuc mając nadzieje, że to mi pomoże się uspokoić. Moje serce jak na złość waliło mi w piersiach, a mętlik w głowie wcale nie pozwalał mi  skupić się na jakimkolwiek śledztwie. Nie pewnie usiadłam na łóżku na skrawku pozbawionym strzał i wyciągnęłam jedną z nich. Wbrew temu, że wiedziałam do kogo należą, obejrzałam ją uważnie. Obracałam ją w dłoniach przyglądając się ostrzu. Nie wiedziałam, dlaczego z każdą sekundą mój niepokój wzrastał tak samo jak drżenie dłoni. Cichy głosik w głowie mówił mi, że ta barbarzyńska pułapka była na kogoś mi bliskiego. Kogoś, kogo znam od dziecka... 

             Nagle klamka od drzwi zaczęła powoli się przekręcać. W pierwszej minucie tego nie zauważyłam. Pochłonięta swoimi obserwacjami mogłam wpaść. Na moje szczęście drzwi lekko się zacięły, przez co osoba chcąca wejść do pomieszczenia była zmuszona mocniej szarpnąć. To właśnie przykuło moją uwagę. Dźwięk szarpania za klamkę był na tyle głośny, iż od razu doszedł do moich uszu. Momentalnie zesztywniałam, a strzała z moich rąk poturlała się po podłodze robiąc delikatny hałas. Wyciągnęłam głowę chcąc zobaczyć co dokładnie dzieje się w okolicach drzwi, a kiedy zdałam sobie sprawę co zaraz nastąpi szybko wstałam. Gwałtowny ruch sprawił, że moja suknia-która zahaczyła się o jeden z wbitych ostrzy- rozdarła się. Nie mając zbytnio czasu by wyplątać rozdarty kawałek jedwabiu szarpnęłam go mocniej rozrywając go doszczętnie. Na strzale został jedynie mały kawałek, którego nie spostrzegłam.  Pośpiesznie wślizgnęłam się do szafy i przymknęłam drzwiczki do mebla.

Złamana Zasada 🔥Piotr Pevensie🔥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz