🔥TYM CZASEM W KOPCU... 🔥

1.1K 45 14
                                    

~◊~LYDIA~◊~

              Zostałam sama, pomimo zamieszana dokoła mnie. Osamotnienie przyszło zaraz po tym jak nasza armia zniknęła w lesie. Niepokój przeszywał moją duszę za każdym razem gdy wracałam myślami w stronę walczących Narniczyków. Działo się prawie cały czas, gdyż jak na złość nie potrafiłam rozmyślać o niczym innym. Bałam się, że polegną w walce.

              Że on polegnie, chodź nawet się z nim nie pożegnałam, nie powiedziałam tak ważnych dwóch słów kiedy miałam czas, nie pocieszyłam życząc jednocześnie powodzenia, nie pocałowała chodź powinnam. Wbrew temu, jak potraktował mnie na naradzie, nie mogłam przestać się o niego martwić. Strach, że te wszystkie radosne chwile z nim spędzone, w jedną noc mogą stać się tylko ponurym wspomnieniem, sprawił, że na prawdę zaczęłam w to wierzyć. Chcąc złagodzić napełniając mnie rozpacz zaczęła rozpamiętywać zdarzenia z blondynem, lecz to sprawiło, że jeszcze bardziej cierpiałam. Nie mogąc dłużej poradzić sobie z ogarniającym mnie smutkiem, pozwoliłam łzom spływać po moich policzkach. Dałabym wszystko żeby wielki król wrócił z twierdzy Miraza cały i zdrowy.

                       Ze załzawionymi oczami spojrzałam na podobiznę Aslana na ścianie przed kamiennym stołem. Widok dumnego lew, lekko podniósł mnie na duchu. Miałam dziwne wrażenie, że Wielki kot, gdzieś jest i czeka aż ktoś z nas do niego przyjdzie i poprosi o pomoc w walce  z moimi rodakami. Wiedziałam również, że tą osobą musi być Łucja. Młoda Pevensie posiadała niezwykłą więź ze zwierzęciem, który tylko jej pokazał się kiedy byliśmy nad przełęczą. To od razu powinno rzucić się nam w oczy i każdy z nas musiałby wtedy przyznać racje, że dziewczynka jest zmuszona wyruszyć w poszukiwanie Wielkiego Lwa. Z drugiej strony nikt z nas nie puściłby dwunastolatki samej w las w poszukiwaniu zwierzęcia, zwarzywszy iż w lasach jest pełno zdziczałych lwów. Westchnęłam ciężko i nadal wpatrywałam się w podobiznę Aslana. Powoli jak gdyby ktoś wypompował ze mnie  całą energię, zaczęłam robić się zmęczona. Niewiele myśleć usiadłam na złamanym stole i ociężale przejechałam po jego chropowatej powłoce. Chwile później leżąc na kamiennej konstrukt ziewając co jakiś czas ze znużenia.

- Pomóż nam Aslanie- powiedziałam prawie szeptem i zamknęłam oczy, dając odpocząć mojemu ciału.

           Bose stopy dotykały chłodnej ściółki w lesie. Niezależnie od tego, że małe patyczki i kamienie znajdujące się pod moimi stopami kuły mnie okropnie, ja nadal nie zamierzałam założyć szmaragdowych pantofli. Zapach płonącego drewna oraz wszech obecnej wilgoci w lesie unosił się w powietrzu mieszając się z kwiatowym zapachem driad, które wirowały wokół płomieni i drzew. Dokoła mnie rozniósł się radosne krzyki faunów, oraz śpiew nimf leśnych tworząc wspaniałą melodie, która zagłuszała wszystkie inne dźwięki. Zadowolona zaczęłam wirować wraz z istotami wokół ogromnego ogniska. Z tego co opowiadał mi tata, to ta uroczystość nazywana jest Solstitium. Sama nazwa była nawet śmieszna i z trudem wypowiadałam bez parsknięcia śmiechem. Tatuś mówi, że to ważne święto i nie mogę się z niego nabijać, niestety ja nie potrafię, co go bardzo smuci.

Złamana Zasada 🔥Piotr Pevensie🔥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz