🔥 DAMA SKUTA LODEM 🔥

1.1K 37 16
                                    

          Sześć par oczu spoczęła na mnie. Każdy wzrok wypełniony był inną emocją. Jedne źrenice łypały na mnie groźnie, inne z błaganiem o pomoc , jeszcze inne z stracham i zdumieniem. Jednak tylko jedne z nich wzbudziły u mnie lęk. Kobieta w lodowej ścianie przed obrazem Aslana wpatrywała się we mnie z zainteresowaniem. Jej czarne tęczówki wlepione we mnie przebijały mnie na wylot. Były jak małe igiełki wbijające mi się w coraz mocniej we mnie. Pod ich pływem czułam się coraz gorzej. Jeszcze mocniej zakręciło mi się w głowie. Podparłam się o ścianę ledwo stojąc na nogach. Komórki zaczęły piec przeraźliwie, jak gdyby ktoś zamrażał je, a widoczność zmniejszyła się znacząco.

          Upadła na podłogę. Z trudem łapałam powietrze. Ostatkiem sił spojrzałam na kobietę. Ona wciąż patrzyła na mnie tym wzrokiem. Tak jakby byłam kimś wyjątkowym. Czułam  jak wchodzi do mojej głowy, odczytując myśli. Po chwili jej wąskie usta wyszeptały coś, a ja poczułam zapach kadzideł...

- Lydio! - zabrzmiał głos mojej matki- Po co byłaś w puszczy ojcem?

- Ja...chciałam zobaczyć wiewiórkę- odpowiedziałam cicho,  nie patrząc na nią. Było to kłamstwo, a jego wypowiedzenie kosztowało mnie o jeszcze większy strach. Próbując ukryć drżenie rąk zaczęłam miąć materiał mojej sukni. Był to błąd...Moja matka od razu spostrzegła te nerwowy ruchy. Ze złością uderzyła dłonią o stół, a ja podskoczyłam jeszcze bardziej przerażona. 

- KŁAMIESZ! - ryknęła kobieta- Mów lepiej po co byłaś w puszczy....Inaczej każe cię zamknąć w komnacie- dodała gniewnie.

- Ale ja...- zaczęłam jeszcze ciszej i mocniej skuliłam się w sobie. 

- Wstyd mi przynosisz Lydio! - odparła kobieta- Ilonio zaprowadź do komnaty i nie wypuszczaj dopóki ci nie pozwolę!

- Nie! - krzyknęłam zakrywając sobie uszy- To nie miało miejsca- powtarzałam w kółko. Moje ciało trzęsło się tak samo jak w wizji, a ból ponowie napełnił mi serce. Chciało mi się płakać i krzyczeć jednocześnie. 

- Jesteś pewna? - zapytała mnie kobieta troskliwym głosem.

         Spojrzałam na nią wyzywająco. Pomimo wciąż płynących łez na policzkach, podniosłam podbródek. Zacisnęłam zęby i podeszłam w stronę kręgu. 

- Jestem pewna miłości mojej matki- rzekłam- i żadna wizja tego nie zmieni- dodałam.

- Podziwiam twoje oddanie Lydio, ale zastanów się przez chwile- oświadczyła- Czy ona kiedykolwiek zrobiła coś, co było dla ciebie dobre? Przez nią musisz wyjść za mąż, przez jej wymysły opuściłaś dom i ukochanego Will'a. To ona pozwoliła Mirazowi zabić jedyną osobę, którą kochałaś... Twojego ojca...

- Nie- wyszeptałam i zakryłam usta dłonią- Ona nie mogła!- dodałam we łzami w oczach.

- A co do twojego wuja. Jemu również byłaś w stanie nieba przychylić. A co dostałaś w zamian za lojalność? Zimną cele w lochu, rany na nadgarstku, oraz nienawiść do niego- przypomniała mi i uśmiechnęła się do mnie uprzejmie-Pomogę ci się zemścić. I na twoim wuju i matce. Oboje zapłacą za swoje winy, tak jak pragnie twoje serce.  Tylko wyobraź sobie jak wspaniała byłaby twoja zemsta. Wyobraź sobie Lydio, jak zabijasz wuja... Czy właśnie nie tego pragniesz? By tyran zginą z twojej ręki?

        Oddychałam ciężko, wpatrują się w nią. Smutek rozpłyną się tak szybko jak się pojawił, a jego miejsce zajęła złość oraz żąda śmierci wuja. Ona miała racje i nie zamierzałam się z tym kłócić. Po za tym jej obietnice mnie kusiły. Były spełnieniem moich pragnień, a możliwość ich spełnienia była zbyt silna. Zamknęłam oczy, a przed oczyma widziałam scena śmierci Miraza. Obraz ten od razu wypełnił mnie, a sadystyczny uśmiech ozdobił mi usta. 

- Jak widzę dokonałaś wyboru- powiedziała wiedźma- Pomogę ci osiągnąć twój cel, ale pod warunkiem, że dasz mi kropelki twojej krwi. Bo wiesz...stąd nic nie zrobię. Jedna kropelka krwi Lydio, a będę mogła Ci pomóc. 

       Powoli sięgnęłam po mój miecz, nadal patrząc na kobietę. Brzdęk wyciągania żelaznej broni z pochwy rozniósł się po sali, a oczy każdego spoczęły na mnie.

- Lydia- odbiegł do mnie krzyk Piotra- Co zamierzasz zrobić?!- odwróciłam od niego głowę i uśmiechnęłam się beztrosko. 

- Posłuchaj mnie- rzekłam z wolna- Jakby ona nam pomogła...moglibyśmy wygrać tą wojnę...- mruknęłam i znów spojrzałam na kobietę w lodzie. 

- Ona kłamię!- odkrzyknął blondyn- Wiesz, że ona kłamie-dodał błagalnie, lecz już do nie słuchałam. 

         Podniosłam ostrze mojego miecza i przyłożyłam od swojej lewej ręki. Za wszelką cenę nie chciałam myśleć o boleści ani o konsekwencjach cięcia. Tu chodziło o coś większego niż tylko moje uczucia. Zamknęłam oczy i szybkim ruchem przecięłam skórę na dłoni. Syknęłam z bólu, a miecz sam wypadł mi z dłoni, robiąc przeraźliwy hałas dokoła mnie . Ciepła krew zaczęła napływać z rany, uśmierzając po części ból. Otwarłam oczy i zerknęłam na krwawiącą ranę, a cierpienie samo upuściło mnie. Przeniosłam wzrok na kobietę i jak zahipnotyzowana podążyłam w jej kierunku, nie zwracając uwagi na krzyki przyjaciół. Nie mogłam się teraz wycofać. Nie potrafiłam...

           Zbliżałam się do niej w otumanieniu, a moja krwawiąca dłoń sama podniosła się w kierunku, wyciągniętej w moją stronę dłoni nieznajomej. Kiedy nasze ręce miały się złączyć, zamknęłam oczy. Nagle usłyszałam trzask, a zaraz później o moją skórę odbijały się kryształki lodu. Upadłam na podłogę, próbując ukryć się przed bryłami. 

          W szoku otworzyłam powieki i od razu jęknęła z bólu. Zacisnęłam pięści, a kiedy znów ją otwarłam zobaczyłam coś okropnego. Z przerażeniem spoglądałam na ogromną ranę i instynktownie złapałam się za nadgarstek . Co ja właściwie chciałam osiągnąć? Po co rozcięłam sobie rękę?

           Podniosłam wzrok znad  skaleczenia. Błyskawicznie spostrzegłam szczątki lodowej ściany. Jej obraz wzbudził u mnie strach. Momentalnie odwróciłam się w stronę innych, a moje źrenice zatrzymały się na Piotrze. 

- Przepraszam- wyszeptałam cicho. 

         Król Narni podszedł do mnie, a ja czułam, że jest mną rozczarowany. Nie pamiętam co przed chwilą chciałam zrobić, ale widziałam, że było to złe i było mi za to wstyd. Jednak on, nie nakrzyczał na mnie, nie powiedział chodź by jednego słowa. Wziął jedynie w ramiona, mocno przytulając. Schowałam twarz w jego uścisku i zaczęłam płakać. Łkałam jak małe dziecko, w pierś matki. Nie zważałam, że ból w dłoni ustawał tak samo jak moje siły. Po pewnej chwili odeszłam ode niego, a obraz przed mną od razu się zniknął. Tak jakby film, który ciągnął się przed dłuższy czas teraz ustaną... Tak jak moje serce...

↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣↣



Złamana Zasada 🔥Piotr Pevensie🔥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz