🔥RAZEM?! AŻ PO GRÓB SKABRIE!🔥

1.1K 42 12
                                    

- Powstań Lydio-rzekł aksamitny głos lwa, a ja momentalnie to uczyniłam. 

Wbrew, że nie obawiałam się go, moje ciało zaczęło drżeć. 

- Zastanawiasz się pewnie, dlaczego chciałem z tobą porozmawiać- kontynuował.

Miałam zamiar mu odpowiedzieć, lecz głos ugrzązł mi w gardle. Zmieszana rozejrzałam się po moim otoczeniu, aż wreszcie spotkałam jego wzrok. Złote tęczówki wpatrywał się we mnie z wyrozumiałością. Wiedziałam, że mogę mu zaufać i to też zrobiłam.

-Aslanie...Co mam począć?- zapytałam cicho- Mój udział w wojnie jest kompletnie zbyteczny. Poza tym nie wiem czy starczy mi odwagi by kogoś zabić.

- I właśnie po to tu jestem- odparł lew.

-Nie rozumiem - odpowiedziałam mu skołowana i spojrzałam na swoje buty oraz miecz.

- Nie wydaje Ci się dziwne to, że większość dzieciństwa spędziłaś z Narnijczykami choć jesteś Telmarem?- zapytała Aslan, a ja jeszcze bardziej się zdziwiłam. Co do mojej odwagi lub miejsca w bitwie ma moje dzieciństwo oraz pochodzenie?

Wielki Lew zaśmiał się radośnie, a ja zmarszczyłam jeszcze bardziej brwi. Cała ta sytuacja była absurdalnie głupia, a śmiech kota dodawał jej dziwności. On jednak w ogóle się tym nie przejmował. Uśmiechnął się w moją stronię, a ja westchnęłam cicho. Chcąc nie chcąc zastanowiłam się nad jego słowami i po chwili spojrzałam na niego zdziwiona. 

- A więc uważasz, że to ja jestem następczynią Mercy? Przecież to niedorzeczne!- wypaliłam- Jestem Telmarką. Sam to przed chwilą potwierdziłeś -dodałam nerwowo.

- Nie powiedziałem, że jesteś czysto krwistą Telmarką- odpowiedział mi lew, a ja prychnęłam pod nosem.

- A więc według ciebie jestem także Narnijczykiem? To się kupy nie trzyma! Moja matka jest siostrą Miraza, a ojciec jednym z lordów- mówiłam szybko i gwałtownie, nie analizując słów lwa- Ja w to nie wierzę!

- A wierzysz we mnie?- zapytał Aslan nie wzruszony moim napadem złości, a to zbiło mnie z stopu. Zerknęłam na niego i ściągnęłam brwi. 

- Ja...- zaczęłam- Tak wierzę w ciebie, ale...

-Posłuchaj mnie córko Ewy, kiedy Mercy umarła wielkie proroctwo zmieniło się i aby utrzymać równowagę w magii, wybrało jednego ze dzieci wroga na swojego wybawcę. A więc idź na bitwę i wykonaj swoje przeznaczenie.- powiedział i delikatnie na mnie chuchnął. 

 || ⚔⚔⚔ ||

Szybko siadłam z konia i spojrzałam przelotnie na Kaspiana, który po chwili stał koło mnie. Nie wiele myśląc spojrzałam na ubitą ziemię gdzie Piotr toczył walkę z Mirazem i wstrzymałam oddech. 

Król Wielki leżał na pozostałościach po kamiennych płytach. Koło niego stał mój wuj patrząc na niego jak na swoją kolejną ofiarę. Łzy napłynęły mi do oczy. Oddychałam szybciej niż powinnam a głuchy łomot mojego serca zagłuszał wszystkie krzyki dokoła mnie. Krew wrzała okropnie. Zacisnęłam wargi i spojrzałam na mojego kuzyna. 

Jęk bólu Piotra poniosła echo, a ja odczułam jakby ktoś wbił mi sztylet w serce, które ostatkiem sił podskoczyło. Samotna łza spłynęła po mi po policzku. Błyskawicznie ją starłam, choć wiedziałam, że za niedługo pojawią się kolejne. Nie byłam zła, lecz powinnam kipieć gniewem. Doznałam rozpacz, którą musiałam ukrywać.

-Piotrek!- ryknęłam, kiedy ostrze Miraza wbiło się w ziemie zaraz przy głowie blondyna. Od razu rzuciłam się biegiem, lecz ramiona Kaspiana szybko mnie zatrzymały. Łypnęłam na niego gniewnie, lecz moje załzawione oczy zdradziły, że zła na niego nie byłam. Nasze spojrzenia spotkały się, a uścisk zelżał. 

Złamana Zasada 🔥Piotr Pevensie🔥Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz