ROZDZIAŁ 7

1.7K 144 56
                                    

Stark podniósł ręce w obronnym geście, wpatrując się w nieufne oczy nastolatka. Stali na przeciw siebie, mierząc się spojrzeniami. To chłopaka wyrażało złość i nieufność, natomiast miliardera szok i niezrozumienie. Mężczyzna uważnie obserwował jakąkolwiek zmianę w postawie młodszego. Jednak ten jedynie zrobił krok do tyłu i przyjął pozę do walki.

- Gdzie ja jestem? - spytał podejrzliwie chłopiec.

Pytanie to zaskoczyło miliardera. Czy on nie wytłumaczył wszystkiego kilka minut temu? Widząc, że dzieciak nie żartował zdecydował się odpowiedzieć na jego wszystkie pytania. Nie miał zamiaru go denerwować i utrzymywać w niepewności. To by go tylko zdezorientowało i wystraszyło. A ten wiedziony przez strach zaatakowałby geniusza.

- W Stark Tower.

- Po co tu jestem? - Peter nie spuszczał wzroku z rąk Starka, upewniając się, że ten niczego nie spróbuje.

- Zemdlałeś w zaułku.

- Czemu mnie tam nie zostawiłeś? Nie próbuj udawać bohatera. Dobrze wiem, że wcale nie chciałeś mnie uratować.

- Uwierz mi, nie chciałem cię skrzywdzić. Gdybyś tam został to ktoś inny mógłby ci coś zrobić.

- A więc nagle ci na mnie zależy? - prychnął chłopak. - Nie tak dawno chciałeś zamknąć mnie w więzieniu.

- Wtedy nie wiedziałem, że...

- Że co? - przerwał mu nastolatek. - Że jestem głupim bachorem? Daruj sobie.

- Nie to miałem na myśli. - westchnął starszy.

- Myślisz, że sobie nie poradzę? Myślisz, że potrzebuję bohatera, który mnie ocali? - kpił Parker. - Dziękuję, ale jak widać radzę sobie sam.

- Myślę, że nie radzisz sobie tak dobrze jak myślisz. - odparł mężczyzna, zanim zdał sobie sprawę z tego co powiedział.

Oczy nastolatka pociemniały, gdy podszedł do miliardera i spojrzał wprost na niego. Starszego przeszedł dresz, lecz starał się nie okazywać swojego niezapokojenia.

- Och, tak? - syknął. - Moim zdaniem radzę sobie całkiem nieźle. Ja przynajmniej rzeczywiście pomagam ludziom, a nie tylko udaję bohatera, gdy zajdzie taka potrzeba. - spojrzał w oczy mężczyzny i uśmiechnął się kpiąco. - Świat nie potrzebuje takich ludzi jak ty.

- Dzieciaku, nie... - Iron-man ponownie chciał spróbować uświadomić nastolatka, że jego postępowanie nie mówi o nim jak o bohaterze. Że ludzie wcale go tak nie widzą. Że to co robi i jak to robi wcale nie jest słuszne. Jednak nie dokończył zdania, gdy powietrze zostało wytrącone z jego płuc. Sapnął, gdy pięść trafiła go w żołądek. Skulił się i złapał za brzuch, podnosząc głowę. Spotkał się z gniewną twarzą piętnastolatka.

- Nawet nie próbuj mącić mi w głowie. - ostrzegł chłopiec, spoglądając na Starka. - Już ja znam te twoje żałosne sztuczki.

- Próbuje ci tylko pomóc, dzieciaku. - wychrypił geniusz, wyrównując oddech. - Mogę ci pomóc z ojcem. Nie będziesz musiał się go więcej bać.

- Co?! - wściekł się nastolatek, zaciskając gniewnie pięści. - Kto ci to powiedział?! Nie potrzebuję niczyjej pomocy! - kopnął wciąż klęczącego mężczyznę w twarz. - Nikogo się nie boję!

Stark splunął odrobiną krwi, która poplamiła mu zęby i potarł obolałą szczękę.

- Nie musisz udawać, młody. To żaden wstyd.

- Zamknij się! - krzyknął Peter, tracąc cierpliwość i resztki samokontroli.

- Skoro nie dasz sobie pomóc, zrób to przynajmniej dla swojej matki, wiem, że się o nią troszczysz. - miliarder zmienił taktykę. Jeśli dzieciak nie chciał sobie pomóc, to może przyjmie pomoc, aby chronić tych których kocha.

- Coś ty powiedział?! - chłopak złapał go za gardło i przycisnął do zimnych płytek. Owinął palce wokół szyi bohatera i mocno je na nim zacisnął. - Jak śmiesz o niej wspominać?! Jesteś żałosny! A więc tak chcesz mnie pokonać?! A może chcesz udowodnić wszystkim, że jestem głupim dzieciakiem płaczącym za matką?! Aż tak zależy ci na upokorzeniu mnie?!

- Co? Nie! - wydusił miliarder, starając się złapać oddech. - Chcę wam tylko pomóc. Proszę, pozwól mi dzieciaku.

- Jakim 'wam'? - warknął chłopak, przyciskając bardziej ciało mężczyzny do ściany. - Ona nie żyje! Nie żyje przez ciebie! - po jego wychudzonych policzkach spłynęły łzy. - Nie żyje... - mruknął bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego.

- Ohh... - wyszło z ust Starka, którego twarz opuściły kolory z niedostatku tlenu. Westchnął z ulgi, gdy poczuł, że nic już nie napierało na jego gardło. Zamiast tego ręce chwyciły go za kołnierz i powtórnie został przyciśnięty do płytek. Pozwolił, by jego myśli płynęły, gdy zasypywały go ciosy w twarz. A więc to dlatego dzieciak go nienawidził? Obwiniał go za śmierć swojej rodzicielki? Ale czy to znaczyło, że młody mieszkał sam ze swoim ojcem? Stark z chęcią wysłałby tego mężczyznę do piekła. Przecież ten dzieciak śmiertelnie się go bał. Nic dziwnego, że był nieufny wobec innych, gdy jedyne czego doświadczył ze strony drugiego człowieka to ból i strach. Iron-man był teraz pewny, że nie pozwoli zamknąć tego dzieciaka. Nie ważne czy będzie musiał stanąć przeciwko Avengersom, czy Nickowi Fury'emu. Nie obchodziło go to ile razy młody, by go obrażał lub bił. Bo przecież był tylko dzieckiem, które zostało skrzywdzone. Dzieckiem, które nie znało świata. Dzieckiem, którego nikt nie nauczył odróżniać dobra od zła. Dzieckiem, któro zasługiwało na posiadanie kochających rodziców. Dzieckiem, któro powinno czuć się bezpieczne i ważne. Chłopiec miał rację, zawiódł go. Nie ochronił go ani jego matki. Nie uratował ich. Nie był bohaterem. Podczas, gdy on siedział w swojej wieży, interweniując tylko w przypadkach wielozasiegowych problemów, temu dzieciakowi zawalił się cały świat. I on był niby bohaterem? Co z niego za bohater, skoro nie obchodził go los innych? Czyż nie to powinien robić? Czy nie powinien pomagać ludziom? Oczywiście powstrzymywanie ataków kosmitów lub najniebezpieczniejszej organizacji terrorystycznej było bardzo ważne, ale co ze zwykłymi mieszkańcami? Co z tymi, którzy nie potrafią sami się ochronić? Co gdy im się coś stanie? Gdzie był wtedy ich bohater?

Przez to zrodził się samozwańczy bohater, który napełniał serca ludzi strachem.

- Nie uratowałeś jej, więc przestań grać cudownego bohatera! - do uszu miliardera dotarły krzyki nastolatka. - Nic o mnie nie wiesz! Przestań mnie oceniać! Mnie nie nabierzesz, dobrze wiem jaki jesteś!

Peter ostatni raz wymierzył cios prosto w nos starszego i puścił jego koszulę. Stark zsunął się po płytkach, czując jak dosłownie po całej twarzy spływa mu szkarłatna ciecz. Skrzywił się czując niewielki ból, spowodowany prawdopodobnie złamanym nosem. Chłopak obdarzył go pełnym pogardy spojrzeniem i odwrócił się od niego. Mruknął coś pod nosem, po czym skupił swoją uwagę na drzwiach od łazienki. Chwycił za klamkę i zesztywniał. Spojrzał na swoje dłonie, umazane czerwienią i wstrzymał oddech. Niewyraźne wspomnienia przemknęły mu przez umysł, na co zadrżał.

Mężczyzna widząc wachanie dzieciaka, ostrożnie podniósł się do siadu. Jęknął i złapał się za głowę.

- Fri, zamknij drzwi. - wysapał.

________

Ohayo!

1021 słów

Tym jakże miłym akcentem kończymy dzisiejszy rozdział:)

Mam nadzieję, że się podobało<3

Miłego dnia/nocy

PRETENCE  irondadWhere stories live. Discover now