ROZDZIAŁ 29

723 66 36
                                    

Świat stał się przeszkloną pułapką, zwodzącą jego wzrok, gdy ten starał się odnaleźć w nim wsparcie.

Nie widział go. Ignorował. Trwał uwięziony w sidłach bezradności. Ślepy na otoczenie. Obojętny na ludzi.

Bo jego świat już dawno przestał istnieć. Teraz jest nim tylko zamazana linia pomiędzy dobrem a złem.

A może to on nie dostrzegał tego zagubionego chłopca? Może to właśnie nastolatek był niewidoczny dla społeczeństwa?

Może to właśnie on był zwierciadłem odbijającym ludzkie emocje?

Wszechświat. Prawda. Kłamstwo. Ludzie. I ten jeden dzieciak.

To wszystko niczym tafle szkła, odzwierciedlało złość, ból i smutek. Niczym gładka powierzchnia, która zamyka bezmiar, pozostawiając pustkę i wgląd na własną duszę. Na nikogo więcej. Nic więcej ani mniej. Ni szerzej, ni głębiej. Odbicie pieczętujące samotność.

Tylko gładka jak oszlifowany diament i nieskazitelna jak słona łza ściana. Nie pozostawiająca suchej nitki, jednocześnie wymazując wszystko dookoła.

Widząc jedynie siebie, lecz dostrzegając tym nieskończenie wiele.

Nie beton. Nie stal. Nie żelazo. Lecz szkło. Delikatne i kruche jakoby egzystencja ludzka, stwarzająca pozory murowanej ściany. Jak kuloodporne szyby, których nie sposób skruszyć. Niewzruszone i osche, jednak ukazujące to, co się za nimi kryje.

Tak jak człowiek, choć dumny, to wystarczy jedno słowo, jeden gest, by rozsypał się jak mozaika, której nie sposób na powrót ułożyć.

Świat nie widział Petera.

Peter nie widział świata.

Otumanieni przez własne odbicia, nie widzieli niczego poza sobą.

Bo odłamek kruchego szkła potrafił skomponować szkarłatną symfonię.

Kreślił swą prozę, gdy krew spływała, łącząc się w idealnym brzmieniu. Dźwięk szoku i niedowierzania. Gdyż lubował się w byciu powodem zdezorientowania. Ciecz jak aksamit oplatała skórę, zuchwale ukazując swą wartość. Wartość wyższą od wszelkich kosztowności. Królewski materiał okalający najznajemitsze osobowości. Karmozynowa krew droższa od klejnotów. Drogocenniejsza niż złoto. Mając moc większą od monarchy. Gdyż jego rządy dobiegają końca, gdy ostatnia kropla splami tron.

Karminowa czerwień jak życiodajne źródło i ulatująca dusza.

Burgund i eozyna.

Intensywny odcień egzystencji i blada barwa zapomnienia.

Delikatność szkła.

Szkarłat krwi.

Jak noc i dzień.

Życie i śmierć.

Prawda i kłamstwo.

One były wszystkim.

Słuchał. Co innego miał zrobić? Siedział i słuchał. Słuchał słów tak niepodobnych dla tego mężczyzny, który w jego oczach był kryminalistą najgorszego sortu. Wrząca w nim nienawiść została ugaszona przez słabości. Chwile zawahania i niepewności. Z początku bzdury z czasem okazały się nie być jedynie fałszywymi mrzonkami. To co niegdyś brał za wybujałe fantazje swojego mózgu, teraz mógł nazwać prawdą.

Zatrzymał się, by posłuchać. By wysłuchać własnego siebie, którego ignorował, zaślepiony przez chęć zemsty. Może to wcale nie było najlepsze rozwiązanie? W momencie, gdy Stark okazał mu troskę, zrozumiał jak bardzo za nią tęsknił. Jak bardzo jej potrzebował. I być może było to żałosne. Nieprofesjonalne i gówniarskie, ale za to prawdziwe. Istniejące uczucie i kojący dotyk. Nie mrzonki o dokonaniu w jego mniemaniu słusznego wyroku. Peter nigdy nie uważał się za dziecko. Nie odkąd z tego świata odeszła ostatnia osoba, obdarzająca go bezwarunkową miłością. Stracił własną tożsamość. Istniał, by pomścić matkę. Nic innego nie miało znaczenia. Bo czemu miałoby? Jaki sens ma życie, które zostało zniszczone? Po co trudzić się marszem, skoro jest się jedną nogą w trumnie? Próbował. Pragnął tego. Chciał, aby światło dzienne już nigdy nie smagało jego twarzy. By ziemia pochłonęła marzenia i troski, aby już nikt ich nie ujrzał. Nie chciał być sam. To było tak niewiele. Dlaczego nie mógł mieć chociaż tyle? Co jest złego w pragnieniu zobaczenia ponownie ukochanej osoby? Bycia ze swoją mamą? Jak matka i syn. Rodzic i dziecko. Jak rodzina. Dlaczego Stark nie rozumiał? Zawzięcie twierdził, iż zależy mu na dobru nastolatka. Dlaczego więc kazał mu cierpieć? Czyżby kłamał? Może był to tylko sposób na zdobycie jego zaufania? Tak ciężko było zrozumieć powód samobójstwa? Że chłopak nie pragnął skoczyć, bo oszalał? Dlaczego ludzie nie potrafią zrozumieć? Czemu grają pieprzonych bohaterów? Ale jak mogliby? Co taki przeklęty miliarder mógł wiedzieć? Czy on wogóle zna takie słowo jak strata? Bo co on mógłby stracić? Ma pieniądze. Kto je posiada, ten ma władzę. Wszystko jest w zasięgu jego ręki. Patrzy na wszystkich z góry, jakby sam nie był człowiekiem. Przyziemne problemy go nie dotyczą. Jest ponad nimi. Człowiek ze stali. On nie ma słabości.

PRETENCE  irondadWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu