ROZDZIAŁ 8

1.6K 134 26
                                    

Nastolatek szarpnął po raz kolejny za klamkę drzwi od łazienki, niestety i ta próba zakończyła się niepowodzeniem. Jak oparzony zabrał dłonie z gałki i wstrzymał oddech. Wyciągnął splamione krwią ręce przed siebie i wbił w nie swój wzrok.

- Nie, zostaw mnie! Trzeba jej pomóc!

Peter wzdrygnął się, całą swoją wolą starając się odwrócić wzrok od szkarłatu, wywołującego bolesne wspomnienia.

- Proszę! Pomóż jej!

Dłonie zaczęły mu niekontrolowanie drżeć, a on sam pozostał nieruchomy. Stał wpatrzony w tę części ciała, które bezskutecznie próbowały uratować swoją mamę. W jednej chwili jego twarz nie wyrażała już tego przerażenia, a zastygłe w odrętwieniu rysy twarzy wyrażały pogardę. Pogardę i wstręt do samego siebie. Bo co z niego za syn, skoro nie potrafił ochronić najważniejszej osoby w swoim życiu? Co z niego za bohater, skoro nie potrafił uratować obywatela w potrzebie? Chłopiec wmawiał sobie, że teraz pomaga ludziom, że nadal jest bohaterem, który jest w stanie chronić. Musiał chronić. Musiał chronić innych za to, że nie udało mu się ochronić jej. Nie mógł pozwolić na to, żeby inni cierpieli tak jak on. Zwykli obywatele nie zasługiwali na taki los. Ale on? On zasłużył na to, że nie ma gdzie wrócić. Zasłużył na to, aby chodzić głodnym. Zasłużył na marznięcie w zimie, ponieważ nie było go stać na kupno ciepłych ubrań. Zasłużył na znikome porcje jedzenia i rzadkie syte posiłki.

Zasłużył na taki los, ponieważ zawiódł.

Dzieciak zmarszczył brwi, a na jego twarz wkradł się gniew. Choć on zasłużył na taki los, to był on niesprawiedliwy. Bo dlaczego niby każdego dnia musiał walczyć o życie, a tymczasem cholerny Stark żył w luksusach? Dlaczego mężczyzna nie poniósł konsekwencji za swoją porażkę? Peter zawiódł mamę, ale za to miliarder zawiódł go jak i kobietę. Dlaczego nie ponosił konsekwencji? Widać, że nastolatek jednak się nie mylił. Że nie obwiniał Iron-mana bezpodstawnie. Mężczyzna zasłużył sobie na tą nienawiść. Stark nie był bohaterem. Nie potrafił nawet żałować za błąd. Nie przejmował się swoimi niepowodzeniami. Miał gdzieś życie zwykłych ludzi. Gardził nimi. Pragnął tylko uwielbienia i chwały. Szczerzył się do kamer i zmieniał swoje oblicze. Jak kameleon potrafił wpasować się do różnych sytuacji. Ale jak naprawdę był potrzebny, go nie było. Co robił, gdy nastolatek przeżywał koszmar? Gdzie był, gdy Parkerowi runął cały świat? Nie obchodziło go to, że potwór odebrał mu wszystko.

W dniu, w którym zmarła matka Petera, w telewizji leciał na żywo wywiad ze Starkiem, który wychwalał swoje 'heroiczne' wyczyny.

Wtedy chłopiec zrozumiał jedno.

Na świecie nie ma prawdziwych bohaterów.

Więc sam się nim stał.

Chłopiec przymknął powieki, nadal nie mogąc w pełni spojrzeć na swoje dłonie. Po omacku sięgnął do buta, gdzie zawsze trzymał mały scyzoryk. Syknął ze złości, gdy zdał sobie sprawę z tego, że nie miał na nogach obuwia. Jego serce podskoczyło, a ręce powędrowały w stronę klatki piersiowej. Cały świat jakby zatrzymał się w miejscu. Palce bezradnie ścisnęły miejsce, w którym znajdowała się wewnętrzna kieszonka. Była pusta. Chłopiec nie wyczuł tam tego małego zawiniątka. Nie było go. Nie było zdjęcia, które było dla niego ważniejsze od samego życia. Nie było tam jego jedynej pamiątki po niej. Stracił część siebie. Część, która przytrzymywała go przy życiu. Zgubił jedyną rzecz, która motywowała go do działania. Bo robił to dla niej. Codziennie ryzykował życie dla swojej mamy. Pomagał innym w wierze, że byłaby z niego dumna. Tylko po to żył. Ale teraz? Teraz musiał za wszelką cenę znaleźć swój skarb. A kto mógłby mu go odebrać?

Tony Stark.

Parker gwałtownie odwrócił się plecami do drzwi, wciąż uparcie unikając widoku swoich dłoni. Skierował wzrok wprost na ściane, przy której ostatni raz widział miliardera. Zastało go tylko kilka plamek krwi. Chłopca satysfakcjonował ten widok w przeciwieństwie do czerwonej cieczy na jego ciele.

Wzdrygnął się lekko, gdy poczuł ciężar na swoim ramieniu. Zanim zdążył zareagować coś zimnego chwyciło go za nadgarstki. Nastolatek spojrzał na mężczyznę spod przymrużonych powiek, które skrywały czekoladowe tęczówki pogrążone w rozpaczy i wściekłości. Oddech dzieciaka niebezpieczne przyspieszył. Omiótł spojrzeniem kolejno swoje dłonie, rękę otuloną zbroją, która je przytrzymywała i ślady krwi na ścianie.

- Nie... - szepnął przerażony chłopiec, widząc bezwładne ciało swojej rodzicielki.

Skierował się w jej stronę, nie zwracając uwagi na to co się wokół niego działo. Upadł na kolana przy ciele kobiety i przytulił się do niej.

- Proszę, mamo. - zalewał się łzami. - Nie zostawiaj mnie. Błagam, otwórz oczy. - oderwał głowę od jej klatki piersiowej i delikatnie nią potrząsnął. - No już, wstawaj mamo. Nie żartuj sobie. To nie jest śmieszne. - jego głos załamał się przy ostatnim zdaniu. - Proszę... - objął dłońmi jej zakrwawioną głowę i zetknął ich czoła. Zapłakał cicho, a jego głowa zjechała na zgięcie szyi kobiety. Wtulił się w nie, zanosząc się szlochem. - Proszę... Otwórz oczy... Powiedz coś...

Silne pociągnięcie za ramię wyrwało go z tego jednostronnego uścisku. Mężczyzna złapał nastolatka za nadgarstki i mocno ścisnął. Dzieciak zbladł, gdy zobaczył znajdującą się na nich krew.

- I czego ryczysz, smarkaczu? - warknął jego ojciec. - Zamknij się.

Pociągnął otępiałego nastolatka do salonu, w pobliże kanapy. Peter stał kilkanaście kroków od ciała kobiety. Chłopiec podniósł głowę, kiedy poczuł, że mężczyzna go puścił. Widząc starszego, piętnastolatek spuścił wzrok. Ojciec złapał go brutalnie za podbródek i skierował jego głowę w stronę matki.

- Nie ruszysz się stąd, jasne? - syknął. - Jestem łaskawy i może pozwolę ją uratować... ale... - jeszcze mocniej zacisnął palce na podbródku syna. - Nie powiesz nikomu co tu się stało. Bo jeśli piśniesz choćby słówkiem, zabiję ją i ciebie. Rozumiesz?

Dzieciak energicznie pokiwał głową. Mógł uratować swoją mamę, więc zrobi wszystko co będzie trzeba.

Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco, odchodząc. Ta suka nie żyła i każdy głupi, by to zauważył, ale nie jeden przerażony bachor.

Nastolatek odwrócił się od ciała kobiety, słysząc swojego ojca rozmawiającego przez telefon. Brzmiał na tak autentycznie przejętego i zdruzgotanego, opowiadając o tragicznym 'wypadku' swojej żony.

- A teraz specjalnie dla państwa głos zabierze sam Tony Stark, Iron-man, bohater ludzkości.

Dzieciak skupił swoją uwagę na włączony telewizor.

- Jak to jest być bohaterem, którego wszyscy podziwiają, panie Stark?

- Cudowne, śliczna. No wiesz, każdy chcę być mną. Nie dziwię się, jestem niesamowity. - Stark sprzedał reporterce swój firmowy uśmiech.

- Opowie nam pan o jakimś swoim bohaterskim wyczynie?

- Ehh... Muszę się zastanowić. Tyle jest historii, w których jestem tak heroiczny, że...

Czerwień zasłoniła wizję Petera...

Po chwili była tylko wszechogarniająca ciemność.

________

Ohayo!

1029 słów

Uwaga, uwaga ogłoszenia parafialne!

Więc tak, na tablicy napisałam o Q&A. Gdyby ktoś chciał zadać jakieś pytanie, to śmiało pisać na priv. Opublikuję Q&A (oczywiście zakładając, że pojawią się pytania xD) razem z następnym rozdziałem, żeby nie robić bałaganu.

I mam nadzieję, że rozdział się podobał<3

Miłego dnia/nocy

PRETENCE  irondadWhere stories live. Discover now