ROZDZIAŁ 26

940 84 30
                                    

Czym była dla niego rodzina?

Z pozoru proste pytanie z jeszcze bardziej banalną odpowiedzią. Nic bardziej mylnego. Ludzie myślą, że znaczenie ma pochodzenie i tytuły nadawane poszczególnym osobom. Jednak rodzina to nie wyłącznie więzy krwi. W rzeczywistości biologiczne przynależnictwo nie ma żadnego znaczenia. Dom nie jest jedynie schronieniem i miejscem, gdzie można się zatrzymać. Dom to miłość i przywiązanie. Jest tam, gdzie są i ludzie, którym na nas zależy. Nie jest niczym materialnym i nie można nadać mu jednoznacznej definicji.

Miłość to dom, a dom to rodzina. Nie ma domu bez miłości, tak samo jak rodziny bez domu.

Ludzie używają terminu 'rodzina' nie zdając sobie sprawy z właściwej definicji tego określenia. Mówią tak o ludziach, którzy wykorzystywali, krzywdzili i gnębili w mniemaniu innych bliskie im osoby. Bo przecież w ich żyłach płynie ta sama krew. Biologia tak zadecydowała. Mężczyzna krzywdzący własnego syna jest jego ojcem. Kobieta poniżająca swoje dziecko jest jego matką. Są rodziną. Bo przecież nie można znaleźć bliskich w obcych. Jak można lekceważyć tak silne więzi, łączące ludzi? Nikt nie rozumie nas tak dobrze jak ludzie, z którymi dzielimy życie od samych narodzin.

Znają nas na wylot. I to może być nasze największe przekleństwo.

Stark zawsze czuł, że nie pasuje do wykreowanego przez jego rodziców obrazka idealnej rodziny. Nazywał ich ojcem i matką z przyzwyczajenia. Bo jak inaczej mógłby zwracać się do tych ludzi? Określenia te wychodziły z jego ust, zanim umysł miał szansę je zajerestrować. Nigdy nie odczuwał przywiązania, a szczególnie zrozumienia. Był dodatkiem. Dopełnieniem pięknego dzieła sztuki. Fantem, którego obserwowały miliony. Setki par oczu utkwione w jego twarzy. Bezgraniczne zainteresowanie. Każdy czychał tylko na to, aby choć wymienić z nim słowo.

Ludziom zależało. Lecz nie na nim.

Społeczeństwo jak hieny rzucało się na jego drobną wówczas sylwetkę.

Interesowali się. Lecz nie nim.

Wszyscy w zachwycie zerkali na spuściznę Howarda Starka.

Otaczali miłością. Lecz nie była ona skierowana w jego stronę.

Wykorzystywali go, aby dostać się do ich prawdziwego celu. Nazywali cudownym dzieckiem. Synem wybitnego inżyniera. Był tylko tym. Czyimś synem. Otaczanym uczuciem przez wzgląd na jego pochodzenie. Był kimś, będąc jednocześnie zerem. Bez tej dwójki byłby nikim. Gdyby tylko nie przyszedł na świat w takim otoczeniu, będąc spokrewnionym z takimi osobistościami, nikt by się za nim nie obejrzał. Jego inteligencja i umiejętności nie miały by znaczenia. Bo przecież nie byłby nikim wyjątkowym. Żyłby w cieniu wpływowych ludzi, którzy rzucali cień na przeciętnych mieszkańców. Bo to więzy krwi decydowały o losie człowieka. Według gazet Starkowie byli rodziną. Media rozpowiadały o cudownej parze i ich synie. Świat widział to, co chciał widzieć. Howard Stark pokazywał to, co wszyscy chcieli zobaczyć. Egzystencja była fantazją idealnego istnienia.

Tony Stark był zaś zbrukany wiedzą o ponurej rzeczywistości.

Ludzie patrzą. Ludzie mówią. Ludzie dyktują warunki. To oni ustalają zasady. Gdy oni obserwują trzeba być jak ich pionek. Być przykładną rodziną. Howard miał być wyrozumiałym i kochającym ojcem. Przedstawienie trwało, dopóki ostatni widz nie opuścił sali. Bo gdy oni znikną, nikt nie ogląda wystawianej sztuki. Kurtyna opada, tak samo jak maski, zakrywające prawdziwe oblicze aktora. Po salwie oklasków sen pryska jak bańka mydlana. Wówczas Tony nigdy nie usłyszał jak ojciec nazywa go synem. Czułe gesty były oznaką słabości, której żaden Stark nie powinien posiadać. Anthony czuł się jak karta przetargowa. Był przydatny do załatwiania biznesów ojca. Bo kto nie zechciałby zawrzeć umowy z tak wspaniałym człowiekiem, który stawia rodzinę na pierwszym miejscu? Który wzbudza zaufanie wśród klientów? Stark bogacił się, dzięki swoim kłamstwom, Tony natomiast był ozdobą u jego boku.

PRETENCE  irondadWhere stories live. Discover now