ROZDZIAŁ 14

1.2K 101 67
                                    

Peter wiercił się w łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Materac gniótł nieprzyjemnie w boki, tak jakby ktoś zadawał mu ciosy w żebra. Kołdra przygniatała całe ciało, uniemożliwiając poprawne oddychanie. Poduszka była za to jak dłoń, która uniemożliwiała wołanie o pomoc. Po policzkach nastolatka zdążyły już spłynąć słone łzy, a usta wykrzywiły się w niemym krzyku. Chłopiec brał głębokie wdechy, ale do płuc nie dochodziła wystarczająca ilość tlenu. Nie zwracając uwagi na bolesne odczucia, przycisnął ciało do łóżka. Zacisnął kurczowo dłonie na poduszce, naprężając mięśnie, w próbie obrony. Zastygł rozciągnięty na całej długości materaca, co jakiś czas lekko się wzdrygając.

Nastolatek siedział na kanapie, wpatrując się pustym wzrokiem w ekran telewizora. Podciągnął kolana pod brodę i oparł na nich głowę. Oplutł rękami nogi i skulił się, tak jakby chciał zajmować jak najmniej miejsca. Tak jakby mógł się w sobie schować. Chciał po prostu zniknąć.

Zadrżał usłyszawszy przekręcanie zamka w drzwiach wejściowych. Na początku słychać było głuchy trzask, jakby ktoś nie trafił kluczem do zamka. Peter wiedział, że nie był to żaden nieznajomy, tylko jego ojciec. Po krótkiej chwili mężczyzna z frustracją walnął w drewno. Klamka została szarpnięta kilka razy, zanim do środka zatoczył się jego rodziciel. Chłopiec nie odrywał oczu od ekranu, nerwowo przełykając ślinę. Serce zabiło mu szybciej w piersi, a on zwinął się w jeszcze mniejszą kulkę, o ile było to w ogóle możliwe.

Mężczyzna chwiejnym krokiem skierował się w stronę salonu, kilka razy tracąc równowagę. Nastolatek wyczuł od starszego woń alkoholu, a jego wnętrzności skręciły się boleśnie. Nie miał odwagi poruszyć się choćby na milimetr. Jego ojciec stanął przy kanapie, ilustrując zaćmionym wzrokiem chłopca, który zacisnął mocno powieki, przełykając gulę formującą się w gardle.

Straszy opadł ciężko obok nastolatka, na co tamten lekko się wzdrygnął. Peter nie miał odwagi spojrzeć na ojca, nie będąc pewnym do czego był zdolny w takim stanie. Mężczyzna zaśmiał się cicho pod nosem i owinął młodszego ramieniem. Chłopak przycisnął kolana bliżej piersi, po niespodziewanym geście. Nie miał pojęcia co zamierzał starszy. Z jednej strony spodziewał się krzywdy ze strony ojca, ale z drugiej, przecież siedzieli teraz razem, oglądając telewizję. Przynajmniej takie sprawiali wrażenie, albowiem ani jeden ani drugi nie zwracał uwagi na program telewizyjny.

Chłopiec rozluźnił się nieco, nie wyczuwając zagrożenia ze strony mężczyzny, mimo, iż ten był pod wpływem alkoholu, co najczęściej nie kąńczyło się za dobrze. Spuścił nogi na podłogę i oparł głowę na ramieniu starszego. Nastolatka ogarnął strach, lecz, gdy Parker nie przejął się ruchem dzieciaka, ten przysunął się do niego jeszcze bliżej. Nie przeszkadzał mu wstrętny zapach alkoholu. Skupił się na tej chwili bliskości, której tak bardzo mu brakowało. Peter bardzo przeżywał śmierć matki i nie potrafił sobie poradzić z ogarniającym go żalem. Pragnął pociechy, kogoś kto byłby dla niego podporą. I kto jak nie własny ojciec, mógłby udzielić mu takiego wsparcia? Jednak on zaniedbał syna i się od niego odciął. Interesował się nim tylko wtedy, kiedy młodemu coś nie wyjdzie. O wszystkie złe rzeczy oskarżał nastolatka i twierdził, że zasługuje na karę. Chłopak starał się wytrzymywać wszelkie ciosy i fizyczne krzywdy. Nieraz powstrzymywał się od łez, by potem wypłakiwać sobie oczy w poduszkę. Nigdy nie pokazałby takiej słabości przed mężczyzną, bo wiązało by się to ze słowami poniżenia. Tak jak mógł jakoś znieść ból fizyczny, tak ten psychiczny niszczył go najbardziej. Nie mógł słuchać tego jak to jest beznadziejny, jak śmierć matki była jego winą, że bez niego każdemu żyłoby się lepiej. Te słowa bolały jeszcze bardziej ze świadomością, że ich autorem był jego własny ojciec. Rodzic obarczał winą swoje dziecko, zamiast je wspierać. Peter starał się zrozumieć starszego. Wmawiał sobie, że tamten też cierpi, przecież stracił żonę. Pomimo tego, że w podświadomości wiedział, że to właśnie mężczyzna był mordercą kobiety. Chłopiec był naiwny i wierzył, że był to tylko nieszczęśliwy wypadek. Jego mózg starał się wyprzeć prawdziwą wersję zdarzeń. Chciał zrobić z ojca ofiarę równą sobie. I chociaż bał się starszego, to starał się go zrozumieć. Starał się zrozumieć jego coraz częstsze sięganie po alkohol, po którym chłopak nie mógł liczyć na spokojną noc.

Był rozdarty pomiędzy miłością, a nienawiścią do mężczyzny.

Jednak teraz, gdy czuł bliskość drugiego ciała, które zapewniało mu poczucie komfortu miał nadzieje, że jeszcze wszystko mogło być dobrze. Że po strasznej tragedii jest możliwość normalnego i szczęśliwego życia. Bo przecież jego ojciec nie mógł być zły. Prawda? Nie ważne ile razy starszy go skrzywdził, on nadal miał głupią nadzieję, na to, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Że to tylko tymczasowy kryzys. Przecież każdy taki miewa. Chłopiec łudził się o to, że ojciec żałuje wszystkiego czego się dopuścił. Że w takim samym stopniu przeżywa stratę kobiety, choć to on był jej katem. Miał nadzieje, że czyny mężczyzny nie odzwierciedlają jego duszy.

Nadzieja była jednak matką głupich.

Parker skierował wzrok na twarz syna, wciąż nie będąc w pełni trzeźwym. Złapał w palce podbródek młodszego, mocno go ściskając i kierując głowę nastolatka w swoją stronę. Peter w swoim świecie, w którym mężczyźnie na nim zależy, odebrał ten gest jako czuły, nie rejestrując w pełni nieprzyjemnego bólu.

- Dlaczego? - powiedział cicho Parker, dobitnie wpatrując się w oczy syna.

Palce starszego zacisnęły się jeszcze mocniej na szczęce chłopca, zapewne zostawiając siniaki. Tym razem nastolatek sapnął cicho z bólu. Łagodny wyraz twarzy mężczyzny powoli przeistaczał się w gniew.

- Dlaczego! - krzyknął. - Dlaczego, aż tak bardzo przypominasz tamtą sukę! - puścił podbródek chłopaka i rzucił go na kanapę.

Peter ze strachem spojrzał na starszego, a poczucie bezpieczeństwa pękło jak bańka mydlana. Parker usiadł na synie okrakiem i złapał go za gardło. Chłopiec czuł niesamowity ścisk zarówno na plecach, klatce piersiowej jak i na szyi. Czuł się jak pod wodą, nie mogąc dostarczyć płucom tlenu lub ogromną ilością betonu. Nastolatek zaczął panikować, starając się złapać pełny oddech.

- Aż tak bardzo chcesz dołączyć do swojej nędznej matki!? - wypluł mężczyzna.

- N...nie, proszę. - wychrypił z trudnością chłopiec, gdy w kącikach oczu zabłysły mu łzy, spływając po policzkach.

- To przestań do cholery wyglądać jak ona! - starszy zadał mu cios w szczękę, na co dziecko załkało bezradnie. - Przestań na każdym kroku mi o niej przypominać! Za każdym razem, kiedy patrzę na twoją twarz mam ochotę zrobić ci to co jej! - mówił, okładając pięśćmi nastolatka. - Nie mogę na ciebie patrzeć. - warknął, obejmując na powrót szyję chłopka.

Nagle po pomieszczeniu rozniósł się dzwonek od telefonu. Mężczyzna przeklnął pod nosem i z zachwianiem zszedł z mniejszego, zostawiając go na kanapie.

Chłopiec kaszlnął słabo, zanim wszystko spowiła ciemność.

Nastolatek obudził się z krzykiem, który stłumiła ręka na jego ustach.

_________

Ohayo!

1068 słów

Chyba mnie natchnęło XD

Coś w jakże diabolicznym planie Peterka się zjebie hehe

Mam nadzieję, że się podobało<3

Miłego dnia/nocy

PRETENCE  irondadWhere stories live. Discover now