ROZDZIAŁ 10

1.6K 121 67
                                    

- Gdzie ono jest? - syknął Peter do dwójki mężczyzn, rzucającym sobie zdezorientowane spojrzenia.

Nastolatek w mgnieniu oka znalazł się przy Bannerze, kopiąc go w plecy, tak, że tamten poleciał na ścianę, zostawiając na niej niewielkie wgniecenie. Zwrócił swoją uwagę na geniusza, zachodząc go od tyłu, skacząc mu na plecy, jednocześnie owijając swoje dłonie wokół gardła Starka. Oboje z przytupem runęli na ziemię, a chłopak złapał mężczyznę za głowę, przyciskając ją do podłoża, w tym samym czasie trzymając w mocnym uścisku szyję miliardera. Iron-man sapnął, gdy jego policzek spotkał się z twardymi panelami.

- Gadaj, gdzie ono jest, albo obiecuję ci, że ty i ten twój koleżka nie opuścicie już tego cholernego pokoju. - szepnął mu do ucha dzieciak, takim tonem, iż mężczyzna wzdrygnął się mimowolnie.

- Słuchaj młody, nie mam pojęcia o czym mówisz, ale możemy to załatwić na spokojnie. - wydusił z trudem starszy, gdyż drobne palce w dalszym ciągu były mocno zaciśnięte na jego krtani.

- Łżesz. - warknął Peter, gwałtownie podrywając się na nogi.

Złapał koszulę mężczyzny i przycisnął go do ściany, kilka razy nim potrząsając. Geniusz jęknął cicho z niewielkiego bólu, wynikającego z nagłego kontaktu z betonową powierzchnią.

- Łżesz. - powtórzył chłopiec, obrzucając miliardera nienawistnym spojrzeniem, przez które przebijał się ledwo zauważalny żal. - Łżesz, bo tylko to potrafisz robić. Wciskasz ludziom kit, w który oni ślepo wierzą. Masz wszystkich w garści, ponieważ nikt nie odważy się tobie sprzeciwić. Boją się. Boją się, że stracą twój respekt. Ale wiesz co? - dzieciak przybliżył się do twarzy mężczyzny, obdarowując go nikłym uśmieszkiem, wyrażającym czystą pogardę. - Ja się ciebie nie boję. Nie obchodzi mnie to, co o mnie pomyślisz. W dupie mam co powiesz innym. Jesteś dla mnie nikim i nie widzę problemu w tym, żeby cię tak traktować. - splunął na geniusza, ciesząc się z szoku, który wymalował się na jego twarzy i, który szybko z niej zniknął, tak jakby mężczyzna nie chciał, aby chłopak widział jego reakcję. - Żałosny... - mruknął głównie do siebie, kiedy kątem oka dostrzegł coś leżącego nieopodal przy szafce nocnej. A dokładnie to jego część, tej nie znajdującej się pod meblem.

Nastolatek stracił całkowicie zainteresowanie osobą znajdującą się przed nim. Puścił ubranie miliardera i w błyskawicznym tempie znalazł się przy łóżku. Szybkim ruchem zabrał spod szafki fotografię, tak jakby bał się, że ktoś zwinie mu ją sprzed nosa. Zwinnym ruchem starł rękawem łzę, która nie miała okazji spłynąć mu po policzku. Nie mógł sobie na to pozwolić. Nie mógł okazać jakiegokolwiek przejawu słabości. Nie po tym jak zbłaźnił się przed Iron-manem. Nie po tym jak mężczyzna zobaczył go w tak żałosnym stanie. Odsłonił się przed tym skurwielem i nie zamierzał robić tego ponownie.

Schował zdjęcie do kieszonki i wstał. Powitał go widok Tony'ego Starka celującego w niego swoim repulsorem.

- Nie ruszaj się, dzieciaku. - powiedział miliarder z neutralnym wyrazem twarzy. - Poddaj się, nie masz dokąd uciec.

Mężczyzna naprawdę miał nadzieje, że chłopiec odpuści. Naprawdę nie chciał robić mu krzywdy. Ale teraz nie mógł pokazywać swojej niezdolności do prawdziwej walki. Musiał być twardy, bo inaczej nie miał szans z dzieciakiem. Młody widząc współczucie i litość bez skrupułów by to wykorzystał. Nie mógł sobie pozwolić na kolejną porażkę. Nie mógł puścić tego dziecka, żeby znowu musiało się o siebie martwić. Ten świat nie mógł go więcej niszczyć.

- Pierdol się. - fuknął Peter, nadal stojąc w miejscu.

Miliarder zdziwił się, gdy dzieciak faktycznie nie wykonał żadnego ruchu. Nie pozwolił jednak, by jego mimika go zdradzała. Twarz pozostała bez wyrazu.

- Naprawdę? - spytał lekko rozbawiony chłopiec. - Będziesz tak stał i się na mnie gapił?

Iron-man powoli opuścił rękę, otuloną zbroją i zaczął zbliżać się do nastolatka. Młodszy zaśmiał się w duchu z naiwnej ufności Starka. Wykorzystał jego osobę do odbicia się i dzięki swoim pajęczym umiejętnością przyległ do sufitu.

- Friday powiadom... - zaczął Banner, widząc jak chłopiec kierował się w stronę kratki wentylacyjnej.

- Nie, Bruce! - krzyknął Stark. - Nikt nie może się dowiedzieć. - wrócił wzrokiem w miejsce, gdzie ostatnio widział dzieciaka, ale nikogo nie zastał.

- Ale...

- Proszę Bruce. - błagał miliarder. - Oni nie wiedzą o tym dzieciaku tego co ja, mogą mu coś zrobić.

- Czemu niby mieliby krzywdzić dziecko? - spytał sceptycznie naukowiec. - Przecież to nasi przyjaciele, znasz ich, nigdy by nie skrzywdzili dzieciaka.

Do geniusza trafił sens własnych słów i spanikował. Po prostu spanikował. Powiedział za dużo. A jeśli mężczyzna domyśli się prawdy? Jeśli jakimś cudem połączy kropki i dowie się wszystkiego? Przecież nie był głupi. Dowie się, że dzieciak był tym przestępcą i powiadomi drużynę. Zamkną dziecko lub jeszcze gorzej. Nie widzieli jego cierpienia i zapewne nie będzie ich obchodziło nic więcej, niż skończenie w końcu tej sprawy. A jeśli wezwą i Nicka Fury'ego? On nie będzie miał żadnych skrupułów. Nawet przed torturowaniem piętnastolatka dla informacji.

- Hej, hej! - z rozmyślań wyrwał go głos Bannera. - No dalej Tony. Wdech, wydech, wdech... Tak, dobrze, uspokój się. - miliarder nawet nie zdawał sobie sprawy, że zaczął się dusić.

- Dzięki, Bruce. - mruknął. - Ale obiecaj mi, że nikt nie dowie się o tym dzieciaku... - przerwał i spojrzał na przyjaciela. - Na razie to musi zostać między nami.

- Dobrze, dobrze obiecuję. - odpowiedział mężczyzna, nie chcąc pogarszać zdrowia drugiego. - Ale i tak oczekuję wyjaśnień. To co tu się stało nie było normalnie.

- Tak, tak jasne... - bohater machnął ręką. - A teraz pomóż mi go znaleźć.

Stark musiał złapać dzieciaka przed którymś z Avengersów. Gdyby młody natknąłby się na innego mieszkańca wieży... No cóż, nie byłoby kolorowo.

***

Peter wyskoczył z otworu wentylacyjnego i bezszelestnie wylądował na podłodze. Rozejrzał się, klnąc cicho pod nosem. Pomieszczenie było nieprzyjemnie znajome. Ta sama kanapa, ten sam plazmowy telewizor, ten sam barek i ta sama kuchnia. Ten sam pieprzony salon, w którym został upokorzony przez cholernego Tony'ego Starka.

- Ej ty! - chłopiec wzdrygnął się nieznacznie z zaskoczenia. - Nie ruszaj się!

Dzieciak stał tyłem do właściciela tego znanego przez wszystkich głosu. Nie mógł się mylić. Tym mężczyzną był sam Steve Rogers, Kapitan Ameryka, kolejny wielki bohater ludzkości. Peter przewrócił oczami. Kolejny fałszywy przebieraniec.

- Odwróć się! I ręce do góry!

Chłopak zastosował się do polecenia, zakładając maskę przerażonego chłopca.

- P... proszę, nie rób mi krzywdy... - wychlipiał mistrzowsko imitując płaczliwy ton.

Twarz Rogersa wyrażała pierwsze szok, zaskoczenie, skończywszy na litości i współczuciu.

- D... Dziecko? - szepnął w osłupieniu, głównie do siebie.

Chłopiec spojrzał na niego wielkimi oczami, wypełnionymi strachem, które świeciły od łez.

Jednak prawda była inna.

Teraz to on miał ich w garści, dyktował zasady w grze, w której był skazany na zwycięstwo.

_________

Ohayo!

1043 słowa

To się porobiło ಠ◡ಠ

Mam nadzieję, że się podobało<3

Miłego dnia/nocy

PRETENCE  irondadWhere stories live. Discover now