ROZDZIAŁ 12

1.3K 110 98
                                    

Rozdział dedykuję Neko4751 dzięki której go dziś napisałam ♥️

- Ostatni raz to powtórzę. - powiedział Rogers z zaciśniętymi pięściami. - Nie zmuszaj mnie do rzeczy, których będę żałować.

- To nie tak... - zaczął Stark, błądząc lekko spanikowanym wzrokiem po twarzach towarzyszy. Nie mógł się poddać, tak samo jak nie mógł powiedzieć prawdy. Utknął pomiędzy młotem a kowadłem. Nie może oddać dzieciaka pod opiekę Avengersów. Chłopak był nieobliczalny. Mężczyzna dobrze wiedział, że nastolatek udawał w tym momencie. Chce wzbudzić u innych litość i współczucie, co niewątpliwie mu wyszło. Tylko pozostaje pytanie po co to robił. Jaki miał w tym cel? Co chciał osiągnąć? To przerażało geniusza. Nie miał pojęcia co chodzi po głowie chłopcu, który tkwił w błędnym rozumieniu świata. Nie odróżniał dobra od zła. Jego sposoby na wymierzanie tak zwanej sprawiedliwości były wypaczone. Dzieciak utknął w rzeczywistości, w której rządziła siła. Jesteś silny wygrywasz, masz władzę, należy ci się bezwzględny szacunek. Słabsi natomiast musieli podporządkowywać się woli osób, które znajdowały się nad nimi.

Miliarder poczuł uścisk w gardle. Zalała go fala poczucia winy. Powróciła, by ponownie podważyć jego życiowe decyzje. Bo przecież on sam w pewnej mierze przyczynił się do tego, że życie tego nastolatka potoczyło się tak, a nie inaczej. W podświadomości wiedział, że być może nie był w stanie nic zrobić. Nowy Jork był wielki, a Iron-man nie był w stanie uratować każdej osoby w potrzebie. Było to po prostu niemożliwe. Lecz gdy patrzył na tego dzieciaka, gdy widział jak to jedno konkretne wydarzenie na niego wpłynęło, miał ochotę płakać. Po prostu płakać. Z bezsilności, okrucieństwa świata i tej wszechogarniającej niesprawiedliwości. Bo jak można było tak skrzywdzić dziecko? On nie był na to gotowy. Nikt nie był i nikt nigdy nie będzie. Chłopak nawet nie skończył szkoły, a już doświadczył najokropniejszych chwil w ludzkim życiu. Nastolatek wykorzystywał go, aby osiągnąć własne cele. Zwracał przyjaciół przeciwko niemu. Chciał go zniszczyć. Całkowicie oczernić. Młody nienawidził go całym sercem, a Stark nie miał mu tego za złe. Stracił ważną dla siebie osobę. Stracił matkę i to o wiele za wcześnie. Nic dziwnego, że wściekłość zagłuszyła jego racjonalność. A poza tym był dzieckiem. Tylko dzieckiem. Jak mężczyzna mógł obwiniać go za źle podjęte decyzje? Był młody, bardzo młody. Był niewinnym chłopcem, którego dotknęło zło świata. Chłopak mógł zaprzeczać, udając twardego człowieka, który bardzo dobrze wiedział co robi, ale prawdy nie da się oszukać. Bo jakby mądry nie był, jaką wielką siłę by posiadał, to dalej nie był dorosły i nie rozumiał wszystkich rzeczy. Bo do niektórych spraw było trzeba najzwyczajniej w świecie dorosnąć.

Była jeszcze jedna kwestia, która dręczyła Starka. Oprócz tego, że chciał pomóc chłopcu, bo tak najzwyczajniej w świecie wypada, czuł coś co od dawna próbował w sobie zdusić. Mężczyzna zdał sobie sprawę z tego, że... zależało mu na tym dzieciaku? Ale to przecież nie mogła być prawda. Robił to, bo tak trzeba. Bo tak postępują bohaterowie. Pomagają, ratują bez względu na zamożność czy rangę w społeczeństwie. Dla bohaterów wszyscy byli sobie równi. Nie było lepszych lub gorszych. Ktoś potrzebował pomocy, więc ją otrzymywał. Właśnie... A ten nastolatek jej nie otrzymał. Od nikogo. Nikt się nim nie interesował. Nikt nie spytał jak się czuje. Nikogo nie obchodziło to, czy chodził głodny. Może to właśnie dlatego dzieciak nie był mu obojętny? Że nie pozostawi go samemu sobie, gdy już rozwiąże problem. Nie. Za bardzo przypominał geniuszowi samego siebie. Jednak on znalazł dom i zrozumienie wśród Avengersów. Już nie był samotny i wiedział jak cholernie ciężko żyć samemu. Bez wsparcia. Bez zrozumienia. Bez miłości. Bez jakiejkolwiek osoby, której możnaby było się wyżalić. Chłopak był sam i też sam musiał radzić sobie z uczuciami. Nikt nie zapewnił mu emocjonalnego wsparcia. Wszystko dusił w sobie. Może to było przyczyną jego nagłych wybuchów? To i jeszcze wiele niepokojących zachowań wynikało z braku zaufanej osoby w życiu dzieciaka.

Jednak teraz nie był już sam.

A Stark tak cholernie pragnął tego, żeby nastolatek w końcu to zauważył.

Z transu wyrwały go ciche jęki i westchnienia, oznaczające odczuwany przez chłopca ból. Mężczyzna nawet nie zauważył, że jego ręce zacisnęły się na dzieciaku jeszcze mocniej, co na pewno pozostawiłoby siniaki. Do jego uszu doszły też głośne głosy, których ton nie zwiastował niczego miłego.

- Jeszcze raz powtórzę... - ten głęboki, donośny głos należał do Kapitana Ameryki. - Puść go i nawet niczego nie próbuj.

Geniusz spojrzał na niego z twardym wyrazem twarzy. Prędzej czy później bohaterowie odkryją sekret nastolatka, a wtedy nie będzie cackania się. Zrozumieją, że chłopak od początku ich oszukiwał i nie zauważą w dzieciaku niczego oprócz przestępcy, którego szukali.

- Nie chcę z tobą walczyć. - westchnął Steve, widząc, że miliarder nie miał zamiaru się poddać. - Nie wiem co się z tobą dzieje, ale daj nam sobie pomóc. Sobie i dzieciakowi. W tym momencie jesteś zagrożeniem, a ja naprawdę nie chcę cię nigdzie zamykać, ani nic w tym stylu.

- Zrozum, że ja go nie krzywdzę. - Iron-man zdał sobie sprawę z absurdalności tych słów. Bo kto niby teraz trzymał trzęsącego się chłopaka w bolesnym uścisku?

- To co niby robisz? - wypalił Barton, podchodząc do mężczyzny. - Jesteśmy przyjaciółmi, kolegami z drużyny, nie życzę ci źle, ale nie mogę stać bezczynnie, kiedy krzywdzisz chłopca. - łucznik skierował wzrok na nastolatka i jego spojrzenie złagodniało. - Stary, co ci odbiło? - spytał już bardziej opanowanie. - W tym momencie nie mogę powiedzieć, że cię znam.

Stark popatrzył na niego w szoku, gdy dotarł do niego sens słów Bartona. Otrząsnął się, nie czując przy sobie małego ciała.

Clint korzystając z chwilowego rozkojarzenia kolegi, wyrwał nastolatka z mocnego uścisku i skierował się z nim w stronę kuchni. Po drodze wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Rogersem, wierząc, że ten zajmie się miliarderem.

Ostrożnie posadził chłopca przy stole, który nadal był w szoku. Wpatrywał się tępo w blat, zaciskając nerwowo pięści na kolanach.

- Spokojnie, już dobrze. - powiedział przyjacielsko Barton, kładąc dłoń na ramieniu młodszego. Peter wzdrygnął się na dotyk, kierując niepewne spojrzenie na mężczyznę. - Cii, nie skrzywdzę cię. Ani ja ani ktokolwiek w tej wieży. - oznajmił Clint z delikatnym uśmiechem.

- Ale... Ale, P...pan Stark... - szepnął łamiącym się głosem Parker.

- On ci już nic nie zrobi. - zapewnił stanowczym, acz łagodnym tonem. - A może byś coś zjadł? Pewnie jesteś głodny. - mężczyzna zmienił temat, szczerząc się do chłopca, gdy ten niepewnie skinął głową. - Już się robi. - machnął ręką i odwrócił się w stronę lodówki.

Dzieciak korzystając z tego, że nikt nie zwracał na niego uwagi, odwrócił się w stronę salonu, gdzie nadal znajdowała się trójka mężczyzn i rudowłosa kobieta. Nastolatek odnalazł wzrokiem Starka, który wyglądał jakby miał zaraz powyrywać sobie wszystkie włosy z głowy.

Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Parker obdarował geniusza kpiącym uśmieszekiem.

_________

Ohayo!

1077 słów

Myślę, że jesteś usatysfakcjonowana, Ty mój żebraku ♥️

Nie sądzicie, że Peterek za mało cierpiał? Chyba trzeba to zmienić hehe

Mam nadzieję, że się podobało<3

PRETENCE  irondadजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें