ROZDZIAŁ 3

2.3K 169 63
                                    

- Czy wszystko jest sprawne, Fri? - spytał mężczyzna opadając na krzesło.

- Tak, Szefie. - z sufitu rozległ się głos AI.

Stark przetarł twarz rękoma i westchnął z ulgą. Rozmasował bolące skronie, wstając na nogi. Zachwiał się ze zmęczenia, opierając się o stół. Długie godziny pracy z pewnością mu nie służyły. Mogłoby się wydawać, że Tony Stark jest przyzwyczajony do długich nocy spędzonych w laboratorium. Jednak tym razem było inaczej. Geniusz nie był w stanie się skupić, a jego myśli odbiegały od celu. Przez te wszystkie godziny prowadził ze sobą wewnętrzną walkę. Zastanawiał się, czy faktycznie postąpił słusznie. Może mógłby to rozegrać inaczej? Mógłby być bardziej wyrozumiały. Mniej ostry. W końcu to był chłopiec. Tylko dzieciak. Może tylko pogubił się w tym świecie i wystarczyła mu niewielka pomoc. Może potrzebował kogoś, kto by go nakierował? Może wystarczyła rodzicielska nagana? Taka zwykła rzecz. Wystarczyłoby, gdyby rodzic powiedział mu co jest słuszne. Ale, czy dzieciak takowych posiadał? Czy miał gdzie wrócić na obiad? Czy ktoś czekał na niego z otwartymi ramionami? Czy komuś na nim zależało? Czy ktoś kochał go za to, że był?

Miliarder odepchnął się od mebla i ruszył w kierunku drzwi. Nie śpiesząc się dotarł do windy, w której oparł się o ścianę.

- Salon. - rzucił, z namacalnym zmęczeniem w głosie.

Gdy tylko drzwi się otworzyły, mężczyzna skierował się w stronę barku z alkoholem. Wyciągnął szklankę i napełnił ją whisky. Opadł na kanapę, opierając głowę na miękkim zagłówku. Zamknął oczy, rozkoszując się ciszą i spokojem. Nie trwało to długo, ponieważ miliardera dopadło to samo wspomnienie. Ilekroć zamykał oczy, widział tą twarz w momencie, gdy ściągnął nastolatkowi kominiarkę. I nie była to mina, której Stark spodziewałby się w takiej sytuacji u dziecka. Nie ukazywała ona strachu, czy niepokoju. Nie... Ten chłopak miał wypisany gniew i kpinę w oczach. Aż tak go rozgniewało to, że mężczyzna zobaczył jego twarz? W sumie mogłaby być to prawda. Przecież był postrzegany jako przestępca. Szukała go policja oraz Avengersi, którzy z początku wcale nie byli chętni do tej roboty. Twierdzili, że to nie problem na ich skalę działania. Jednak, gdy wzrosła liczba przestępstw, bohaterowie zrozumieli, że cel był niebezpieczny, a zwykła policja nie sprosta zadaniu.

Miliarder wziął łyk alkoholu i westchnął z rezygnacją. Dzieciak tego nie rozumiał. Nie rozumiał, że robił coś źle. Nie rozumiał, że ludzie postrzegali go jako przestępcę. Bali się go. Bali się o swoje zdrowie i życie. Stark nie byłby, aż tak zdziwiony działaniami chłopca, gdyby wiedział, że działa pod pretekstem zemsty lub z podobnych przyczyn. Nie przeżyłby szoku, gdyby był to dorosły. Nie czułby się tak dziwnie, gdyby tylko zrozumiał. Pragnął zrozumieć i wyrzucić nastolatka z głowy. Ale nie mógł. Nie mógł, ponieważ ta osoba nie była dorosła. Był to dzieciak, który robił złe rzeczy. I do tego robi to co robił, w przekonaniu, że jest to właściwe.

Do uszu mężczyzny dotarł niewielki hałas. Odwrócił się, przybierając obojętny wyraz twarzy. Nie zdziwił go widok, który zastał. Spodziewał sie tego i miał szczere nadzieje, że się nie mylił.

- Ach, witam. - powiedział, wstając z kanapy. - Co cię sprowadza w moje skromne progi?

- Nie udawaj idioty, Stark. - warknął chłopak.

Geniusz wzruszył ramionami i zajął się swoją szklanką. Podniósł ją do poziomu swoich oczu, obserwując kołyszącą się tam ciecz. Podczas, gdy nastolatek wlepiał w niego swoje wściekłe spojrzenie, on sączył alkohol.

- Widzę, że ktoś tu nie jest w najlepszym humorze. - mężczyzna odłożył napój i podszedł do kuchennego blatu. - I trochę zmęczony. - uśmiechnął się kpiąco.

- Dobrze wiesz, dlaczego musiałem iść przez to cholerne miasto pieszo. - widać było, że Parker całą swoją siłą woli wstrzymywał się od zaatakowania bohatera.

- O tym mówisz? - starszy wyjął z szuflady czarną kominiarkę i rzucił ją w kierunku nastolatka.

Dzieciak chwycił część stroju, w mgnieniu oka znajdując się przy Starku. Przyłożył mężczyźnie nożyk do gardła, a na jego twarzy zagościł uśmiech przepełniony nienawiścią.

- Nie pogrywaj ze mną, Stark. - syknął, obserwując jak strużka krwi spływała po skórze geniusza. - Wszedłeś mi w drogę, więc teraz pożałujesz. - złapał bohatera za gardło, a następnie rzucił go w kierunku ściany. - Podobało się? - spytał sucho.

- Co...

- Oh, ja tylko oddaję przysługę. - zakpił chłopak, podchodząc do filantropa.

Wyciągnął rękę, kierując ostrze prosto w serce starszego. Zanim zdołał wykonać jakikolwiek ruch, mężczyzna nacisnął coś na swoim zegarku i po chwili stał przed nim Iron-man. Nastolatek po chwili szoku starał się podnieść nóż, który mu upadł. Niestety na darmo. Coś unieruchomiło jego nadgarstki. Spojrzał na miliardera spode łba. Ten chwycił go za kaptur bluzy i rzucił na kanapę.

- Nie ruszaj się, inaczej nie zawaham się tego użyć. - wymierzył w nastolatka swoim repursorem.

Dzieciak jedynie prychnął, jednak się nie poruszył.

- Dlaczego to robisz? - spytał nagle Iron-man.

- Dlaczego co robię? - prychnął młodszy.

- Dlaczego krzywdzisz innych?

- Nie krzywdzę niewinnych. - nastolatek spojrzał na niego i się skrzywił. - Bronię ich przed tymi, którzy to robią.

- Bijąc ich prawie na śmierć?

- Ktoś musi ich powstrzymać.

- Ale w ten sposób?

- A można inaczej? Oni atakują, ty musisz się bronić.

- Bohater nie krzywdzi. Nawet wtedy, gdy wróg tak.

- Jak można pokonać wroga, nie walcząc? - dzieciak znów obdarzył go gniewnym spojrzeniem. - Nie żartuj sobie ze mnie.

- Nie mówię o tym, że nie możesz go uderzyć. Mówię, że bohater nie wyżywa się na innych, nawet jeśli to przestępca.

- Mam dość twojego pierdolenia. - chłopiec zaczął się szamotać, próbując się uwolnić. - Nie masz pojęcia o życiu, Stark.

- Posłuchaj...

- Nie! - krzyknął Parker, mocując się z ograniczeniami. Metal ocierał się o jego skórę tak, że ta zaczęła lekko krwawić. - To ty posłuchaj! Nic nie rozumiesz, więc przestań udawać, że tak jest! Przestań zachowywać się tak, jakbyś wiedział jak funkcjonuje świat poza twoją pierdoloną wieżą! Masz wszystko! Ty nic nie musisz! Nie jesteś bohaterem! Grasz takowego przed mediami! Bo dla ciebie tylko to się liczy! Nie bezpieczeństwo mieszkańców! Więc nie mów mi co jest właściwe! Nie mów mi jak postępuję bohater, gdy nim nie jesteś!

Miliarder miał szok wypisany na twarzy, jednak bardzo dobrze ukrywała to jego maska. Czy dzieciak naprawdę tak o nim myślał? Czy naprawdę tak nim gardził? Mężczyzna odwrócił się od nastolatka i po chwili nie było po nim śladu.

- Wracaj tu! Wracaj ty tchórzu! - Peter wstał na nogi, gdy tylko kajdanki się otworzyły.

Naciągnął kominiarkę na twarz i wybił okno.

- Nigdy nie byłeś bohaterem, Stark. - mruknął. - Nie było cię, gdy byłeś potrzebny...

_________

Ohayo!

1048 słów

Gdzie, oh, gdzie, oh, gdzie jest wena? Gdzie oh, gdzie, oh, gdzie jest wena? Gdzie, oh, gdzie, oh, gdzie jest wena? Gdzie ona ku*wa jest?

Mam nadzieję, że się spodobało<3

Miłego dnia

ocy

PRETENCE  irondadWhere stories live. Discover now