3

256 20 6
                                    

Przez większość drogi do sklepu wysłuchiwałam paplaniny czerwono włosego. Ani ja ani Ushijima nie należymy do osób bardzo gadatliwych, więc wypociny Satoriego można uznać prędzej za monolog niżeli konwersację. 

Śmiało mogę stwierdzić, że mam nerwy ze stali, ale w pewnym momencie ten potwór tak mnie zirytował, że zwyczajnie nie mogłam tego tak zostawić.

-Przymkniesz się? Jeśli już tak bardzo chcesz sobie z kimś porozmawiaj to rób to ze sobą, ale w myślach - warknęłam chowając ręce do kieszeni. Pomimo słońca zaczynało się robić coraz zimniej, nic dziwnego skoro zbliżała się nieubłaganie zima.

-Wybacz krasnoludzie, ale twoje zdanie najmniej mnie obchodzi - zaśmiał się i kontynuował swój wywód. 

Westchnęłam zrezygnowana i przyśpieszyłam kroku. Może jak się oddalę to nie będę słyszeć tego piekielnego nastolatka.

-Itami, zwolnij - usłyszałam za mną głos kapitana. Z naprawdę ogromną niechęcią się zatrzymałam. Przewróciłam oczami i odwróciłam się w stronę nastolatków.

-Zadowolony? - spytałam z ironią.

-Daj spokój karzełku, nie musisz uciekać - zaśmiał się Tendou, na co prychnęłam.

-A ty nie musisz się odzywać potworze - odpowiedziałam mu

I tak minęła nam cała podróż do sklepu, co chwila dogryzałam Satoriemu, a on mi odpowiadał. Biedny Ushijima próbował nas uspokoić ale po piątej próbie odpuścił sobie i założył słuchawki, najpewniej by nie słyszeć naszych kłótni.

-Wchodzimy do sklepu, błagam was chociaż tutaj się zachowujcie normalnie- westchnął zrezygnowany kapitan. Chyba już nie miał sił nawet nas upomnieć. No cóż, takie życie z osobami z odwzajemnioną do siebie niechęcią. 

-Jasne, jasne - machnęłam ręką i weszłam do środka zostawiając po raz kolejny chłopaków w tyle.

Przechodząc między kolejnymi półkami zastanawiałam się co kupić. W końcu musiałam wziąć jakieś przekąski na te nieszczęsne korepetycje. Po namysłach wybór padł na paczkę paluszków i pudełko z maślanymi ciasteczkami, dodatkowo zgarnęłam dwie butelki wody truskawkowej. Tak na zapas.

Z pełnym koszykiem ruszyłam w stronę kasy gdzie stał już Satori z kartonikiem soku pomarańczowego w ręku.

-Gdzieś zgubił kapitana, potworze? - spytałam. Rzadko się zdarza by blokujący odstąpił Wakatoshiego chociażby na krok.

-Poszedł jeszcze po coś na kolacje dla siebie mała cholero - zaśmiał się, a moja irytacja ponownie osiągnęła limit.

-Słuchaj poczwaro oboje za sobą nie przepadamy, ale bynajmniej nie obrażaj mnie. Większość twoich uwag puszczam mimo uszu, ale nie przesadzaj bo dostaniesz po głowie - warknęłam, ledwo się powstrzymując od walnięta tego durnia. Co jak co, ale nie chciałam odstawiać jakiegoś teatrzyku w sklepie, przy ludziach. Mam jeszcze jakieś granice.

-Wtedy ja ci oddam mocniej - odpowiedział wciąż się śmiejąc. Naprawdę nie rozumiem jak można ignorować wszystko wokół siebie i śmiać się z dosłownie każdego słowa.

-Zgiń przepadnij - mruknęłam do siebie, a w tej samej chwili dojrzałam zbliżającego się atakującego.

-A wy znowu zaczynacie? - westchnął przeciągle - powinniście się pogodzić. Zachowujecie się jak dzieci.

-Czasem tak bywa - wzruszyłam ramionami powoli się uspokajając.

Zapłaciliśmy za nasze zakupy i wyszliśmy ze sklepu. Zatrzymaliśmy się kawałek dalej, na rozejściu się dróg.

-Do zobaczenia w poniedziałek Ushijima - pomachałam mu, uśmiechając się - a ciebie potworze widzę na korepetycjach, tylko się nie spóźnij bo serio będziesz siedział na wycieraczce przed drzwiami.

-W takim razie wejdę oknem - na jego twarzy pojawił się ten irytujący uśmieszek.

-Dzięki, teraz na pewno zabezpieczę wszystkie okna - odpowiedziałam mu wystawiając przy tym język.

-Gdyby Oikawa poszedł do Shiratorizawy nie musiałbym się z wami użerać - powiedział z westchnieniem kapitan. Naprawdę, trochę mu współczuję.

-Daj temu biedakowi z Aoby spokój - zaśmiałam się - dobra ja się już żegnam, bo jeszcze matematyka na mnie czeka - dodałam.

-Do zobaczenia Itami - odpowiedział mi ciemno włosy.

Jeszcze raz pomachałam mu i zaczęłam iść w swoją stronę. Po pewnym czasie marsz w ciszy zaczął mi się nudzić, więc wygrzebałam z kieszeni bluzy słuchawki i od razu podłączyłam je do urządzeni, zwanego telefonem. Nie wiem co bym bez niego zrobiła. Szybko odpaliłam pierwszą lepszą playliste z muzyką i ruszyłam dalej. Wsłuchiwałam się w aktualnie lecący anglojęzyczny utwór i poniekąd starałam się zrozumieć słowa piosenki, co nawet dobrze mi szło, a z angielskiego nie byłam specjalnie dobra.

Get a loud of this monster 

He doesn't know how to communicate

His mind is in a diffrent place

Will everybody please give him little bit of space

Nawet muzyka musi mi o nim przypominać. Od razu odłączyłam słuchawki i szybko wcisnęłam je do kieszeni. Moje chwilowe zdenerwowanie dosięgło nawet leżącego na chodniku kamyczka. Kopnęłam go z całej siły i poleciał daleko w jakieś krzaki przy drodze.

 Z podniesionym ciśnieniem weszłam do domu i od razu skierowałam się do kuchni by odnieść siatkę z zakupami na jutro, przy okazji wyciągnęłam jedną butelkę wody. Z takim zaopatrzeniem ruszyłam do swojego pokoju by dokończyć ten piekielny przedmiot z liczeniem niewiadomych.

Monster | Tendou Satori | Where stories live. Discover now