Trening się skończył i trzeba było wracać do domu. Tak jak zawsze, wracałam z Ushijimą. Często chodził do sklepu, który znajdował się obok mojego domu. Dzięki temu poniekąd się z nim zaprzyjaźniłam. Nie mogłam znieść, że codziennie szedł trzy kroki za mną, dlatego któregoś dnia tak po prostu zagadałam do niego i później nasza znajomość jakoś tak się utworzyła.
Czekałam przed szatnią na chłopaka, jak zwykle nie śpieszył się z przebieraniem. Czasem potrafił spędzić tam dobre osiem minut jak nie więcej. Nie mając nic innego do roboty zaczęłam rozmyślać o nadchodzącym weekendzie. Zwykle nie mam żadnych planów i po prostu wszystko wychodzi w praniu. Jednak tym razem pewnie skończę ślęcząc przy książce od matematyki. Przeklęty przedmiot, chcę jak najszybciej skończyć tą cholerną szkołę i nie musieć codziennie zakuwać.
-Możemy iść? - usłyszałam zaraz obok siebie i podskoczyłam ze strachu. Jestem naprawdę strachliwą osobą. Nawet zwykle "bu" z zaskoczenia może mnie przyprawić o palpilacje serca, co Wakatoshi bardzo często wykorzystuje.
-Nie strasz mnie idioto! - wytknęłam mu, grożąc przy tym palcem. Ushijima jest zbyt opanowany i to jest straszne. Nawet jak go obrażę, to on nic nie zrobi! Nie powie nic na ten temat.
-Możemy iść? - ponowił pytanie nie zwracając kompletnie uwagi na moje wcześniejsze słowa. No mówiłam, no! Nic go nie rusza!
-Tak - mruknęłam pod nosem, krzyżując ręce pod biustem. Kapitan obdarował mnie jeszcze krótkim spojrzeniem i powoli ruszyliśmy w stronę bramy.
Słońce powoli zachodziło za górami, a lekki wiatr ochładzał powietrze. Uczniów nie było już na terenie szkoły więc wszędzie panowała przyjemna cisza. Nawet przejeżdżające co jakiś czas samochody jej nie zakłócały, a jedynie dodawały uroku. W dalszym ciągu delektowałabym się otaczającym krajobrazem, gdy pewna nadmiernie irytująca mnie istota nie postanowiła zakłócić mojego spokoju i nerwów.
-Wakatoshi-kun zaczekaj chwilę! - krzyczał trzecioklasista biegnąc w naszą stronę i wymachując tą swoją niezmiernie długą łapą.
Od niechcenia się zatrzymałam razem z Wakatoshim. Najchętniej zignorowałabym to coś i po prostu poszła dalej, ale niestety jest ze mną kapitan. Razem z chłopakiem czekaliśmy aż ta ofiara losu do nas dobiegnie. W głębi serca liczyłam, by przewrócił się po drodze.
-Czego chcesz potworze? - spytałam z odrazą. Czy on zawsze się musi mieszać w nie swoje sprawy i psuć wszystkim dookoła humor? A już szczególnie mi, nawet po szkole nie mam od niego wytchnienia.
-Mogę się do was dołączyć? Potrzebuje czegoś ze sklepu i tak sobie pomyślałem, że fajnie będzie iść
tam razem z wami. Zgodzisz się Ushijima? - zapytał uśmiechnięty patrząc na atakującego - ciebie nawet nie pytam o zdanie krasnoludzie - powiedział do mnie, nachylając się w moją stronę tak, by nasze oczy były na jednej wysokości. Prychnęłam tylko i ruszyłam przed siebie wolnym krokiem.Tak to już jest w naszym śmiesznym szkolnym życiu. Ja nie lubię Satoriego, a Tendou nie lubi mnie. W dodatku ten fakt mnie niezmiernie cieszy. Nie chcę by ten potwór miał ze mną coś wspólnego. Co gorsza, bym kiedyś miała się z nim zaprzyjaźnić. Odrażające jest to jego zachowanie. Mimo, że nie przepadamy za sobą, on i tak cały czas jakby stara się uprzykrzyć mi życie i kręci się gdzieś w pobliżu.
-Obojętne mi to - usłyszałam wypowiedź kapitana Shiratorizawy i ponownie westchnęłam. A miałam taką cichą nadzieję, że jednak odmówi.
- Yey! - krzyknął uradowany blokujący.
I z czego on tak się cieszy? Przybiłam sobie mentalną piątkę w czoło i zatrzymałam się.
-Oi Ushijima! - zawołałam. Obaj byli trochę w tyle, więc byłam zmuszona podnieść odrobinę ton głos. Poczekałam aż nastolatek się zbliży i kontynuowałam - macie treningi też w ten weekend?
-Nie - odparł krótko.
-Aż tak będziesz za nami tęsknić przez te dwa dni? - spytał ze śmiechem Satori posyłając w moją stronę złośliwy uśmiech.
-Za tobą nigdy w życiu - prychnęłam - już prędzej sama bym się przyczyniła do twojego zniknięcia, niżeli miałabym tęsknić - dodałam patrząc na niego z wyższością
-Nawet teraz musicie się kłócić? Uspokójcie się wreszcie - powiedział Wakatoshi. Nie jest dobrze, skoro Ushijima nas upomniał to musiał się już zdenerwować, a zły kapitan to najgorsze co mogło by mnie spotkać.
-Niech ci będzie - westchnęłam zrezygnowana - ale wracając do tematu, mogę do ciebie wpaść jutro? Pomógłbyś mi z matematyką. To jakaś porażka! Kompletnie nic nie rozumiem, a te zagadnienia mają być na egzaminie końcowym! - zaczęłam się żalić, ostro gestykulując przy tym.
-Nie dam razy, wyjeżdżam do ciotki. Muszę jej pomóc na farmie - odparł posyłając mi chyba przepraszające spojrzenie. Ciężko się domyślić skoro zawsze ma wyraz pozbawiony emocji.
-Ja cię pouczę krasnoludku - odezwał się nagle Tendou, zarzucając mi rękę przez ramię. Ze wszystkich sił starałam się zabrać rękę czerwono włosego, ale cholera trzymała się tak mocno, jakby ktoś ją tam przykleił.
-Podziękuję, już wolę się sama pouczyć - odparłam szybko. Nie miałam najmniejszych chęci spędzić kolejnego dnia w towarzystwie tego potwora.
-Chyba nie masz wyboru, przecież nie chcesz oblać egzaminów, prawda? - spytał z tym swoim denerwującym uśmiechem.
Niestety, musiałam przyznać mu rację. Nie miałam także ochoty powtarzać roku. Cóż, przez ten jeden dzień będę musiała znieść obecność trzecioklasisty.
-No dobra - westchnęłam - jutro o jedenastej u mnie. Jeśli się spóźnisz to nawet nie myśl, że przestąpisz próg mojego domu - zagroziłam.
-Jasne, jasne - zaśmiał się - obiecuję, że stawię się punktualnie o czasie u ciebie, krasnoludzie.
Zapowiada się naprawę bardzo ciężki i wyczerpujący weekend. Ciekawe tylko, czy uda mi się wyjść z niego bez żadnych urazów na zdrowiu, szczególnie tym psychicznym.
______________________________
Hey Hey Hey!
Oto kolejny rozdzialik!
Jak wam się podoba? Nie jest źle?
Tak więc, do następnego!
🐰Usagi🐰
![](https://img.wattpad.com/cover/232653895-288-k721399.jpg)
YOU ARE READING
Monster | Tendou Satori |
FanfictionPierwsze co o nim pomyślałam to "potwór". A ja przecież nienawidzę ich, a wręcz nimi gardzę. Są straszne i obrzydliwe. Świadomość, że jeden z nich ponownie pojawił się na mojej drodze irytowała mnie niemiłosiernie. Nie mogłam już znieść, że to stwor...