1

405 26 3
                                    

Przewracając kartkę za kartką, dopadała mnie coraz większą irytacja.
Miałam serdecznie dość nauki jak na jeden dzień. Przeklęta matematyka od rana niszczyła mi dobry humor.

A to niezapowiedziana kartkówka, a to zapomniałam zadania zrobić, które akurat było sprawdzane i to na ocenę.

Ileż można mieć pecha jednego dnia?
Jak doskonale widać na moim przykładzie. Naprawdę dużo i nie zapowiada się, żeby tak szybko się wyczerpał.

-Rzucę to wszystko i pójdę do Karasuno, albo Aoba Johsai. Ushijima się wkurzy - powiedziałam ze śmiechem do siebie odkładając książkę na biurko.

Zegar wskazywał dopiero piętnastą, więc miałam sporo czasu, zanim przyjdzie pora na jakże upragniony przeze mnie sen.

Wstałam z obrotowego krzesła i wyprostowałam ręce. Zasiedziałam się trochę. Powinnam już dawno wyjść na trening chłopaków.

Uwielbiam oglądać ich grę pełną pasji. Niesamowite jest to, co ludzie potrafią osiągnąć, dzięki ciężkiej pracy i wiary w siebie.

Zgarnęłam z łóżka torbę z butelkami wody i słodkimi bułeczkami po czym wyszłam z pokoju.

Przechodząc przez pusty korytarz zerknęłam jeszcze do wszystkich pomieszczeń, czy aby na pewno światła są zgaszone.

Zamknęłam za sobą drzwi na klucz i spokojnym krokiem ruszyła w stronę kampusu Shiratorizawy.  Nie miałam daleko, więc nie opłacało mi się wyciągać swoich uwielbianych słuchawek.

Po zaledwie pięciu minutach byłam na miejscu. Nie było żywej duszy, pewnie wszyscy już w domach. W końcu to piątek.

Skierowałam się w stronę hali, z której dochodziły odgłosy uderzeń piłki o parkiet.

-Mam was - zaśmiałam się głośno, wchodząc do odpowiedniego pomieszczenia.

Niestety, jak mówiłam wcześniej, mój limit pecha jeszcze się nie wyczerpał. Pierwsze, jak i ostatnie co zobaczyłam to lecąca w moją stronę piłka.

Przez siłę uderzenia aż upadłam. Złapałam się za obolałą głowę i z moich ust wypłynął potok soczystych przekleństw. Każdy dorosły facet mógłby mi pozazdrościć ich znajomości. Letnie wizyty u wujostwa na coś się przydały.

-Itami wszystko dobrze? - usłyszałam i zobaczyłam rękę, wyciągniętą w moją stronę. Bez zastanowienie złapałam ją i z pomocą Ushijimy wstałam na równe nogi. 

-Tak tak, tylko trochę boli mnie głowa, ale nie ma co się dziwić. Porządnie oberwałam tą piłką - zaśmiałam się, próbując opanować złość.

-Spóźniłaś się! - powiedział z wyrzutem Semi. Rozgrywający podszedł do mnie i od razu wystawił rękę w górę. Przybiłam z nim piątkę. No i jak tu ich nie lubić ja się pytam? Przecież to cudowni ludzie. Dobra, może z jednym wyjątkiem.

-Wybacz, ale nie każdy ma tyle czasu co wy. Muszę się uczyć - wytknęłam mu, jednak uśmiech dalej pozostawał na mojej twarzy.

-Przecież jest piątek! Po co się jeszcze
uczyć? - spytał Goshiki podchodząc do nas.

-Żeby być mądrym - zaśmiałam się, rozglądając po hali - dobra, koniec tego dobrego - powiedziałam już poważnym tonem - kto we mnie strzelił tą piłką?

Wszyscy jak jeden mąż umilkli. Nawet trener Washijo odwrócił wzrok i udawał, że kompletnie nas olewa.

Jedyną osobą, której zmiana mojego nastroju nie przeszkadzała, był środkowy blokujący.

-Czyżbyś to był ty, potworze? - zwróciłam się do niego. Czerwono-włosy tylko przekrzywił głowę, wpatrując się we mnie.

-Daj spokój, to była moja wina - odezwał się Wakatoshi, kładąc rękę na moim ramieniu.

Musiało to wyglądać komicznie z perspektywy osoby trzeciej. Ja, taki krasnal przy tym olbrzymie.

-Atakowałem, a Satori po prostu skoczył do bloku i piłka zmieniła
kurs - wytłumaczył.

-Niech wam będzie, ale nie zapomnę tego - westchnęłam - słyszysz potworze!? Zapamiętam ten wypadek.

Minęła chwila i każdy zajął się swoimi sprawami. Rozpakowałam zawartość mojego plecaka i usiadłam na ławce obok trenera, przyglądając się grze chłopaków.

Za wszelką cenę starałam się omijać wzrokiem numer pięć. Coś mnie brało gdy widziałam jak rozmawia z ludźmi z drużyny. Szczególnie z Ushijimą. Klei się niego jak mucha do lepu.

-Naprawdę go nie trawisz, co? - usłyszałam i aż się wzdrygnęłam.

-Niech trener tak nie
straszy - zaśmiałam się - tak, nie znoszę go. Ma trener z tym problem?

-Skądże - zaśmiał się - to normalne, że niektóre osoby się nie lubi. Ale powinnaś pamiętać, że od nienawiści do miłości już niedaleka droga.

-Miłości? - prychnęłam
zdziwiona - trener żartuję. Ja nigdy bym się nie zakochała w potworze. W tym czymś? Śmiechu warte.

-Jeszcze się wszystko okaże - odparł spokojnie, obserwując właśnie ten okropny byt, zwany Satorim Tendou.

_______________________________

Hey Hey Hey!

Dobra, pierwszy już za nami.
Nie spodziewam się, że będę pisać je dłuższe niż 1000 słów.

Zdecydowanie wolę teraz pisać krótsze, ale za to będzie ich więcej! Także nic strasznego.

🐰Usagi🐰

Monster | Tendou Satori | Where stories live. Discover now