38

15K 824 334
                                    

Tego samego dnia Charlie musiała wracać do domu. Tym razem, wyjątkowo, obyło się bez pożegnalnego płaczu i odwożenia jej na lotnisko ponieważ wiedziałam, że zaraz znów się zobaczymy. Nasz lot był zarezerwowany na pierwszy dzień po świętach z samego rana. 

Na lotnisko zabrał mnie Josh. Nie byłam z tego faktu zadowolona jednak wiedziałam, że jeśli zrobiłaby to mama, pewnie chciałaby czekać również na tą "koleżankę" wybierającą się w podróż razem ze mną. Oszczędziło mi to zbędnych tłumaczeń i przekonań, że wszystko jest w porządku i że sobie poradzę. 

Josh zatrzymał się pod wejściem, poczekał aż wezmę swoją walizkę i odjechał bez zbędnych słów. 

Ruszyłam do środka. Z każdej strony otaczało mnie pełno osób, rozmawiających między sobą, przez telefon, biegnących, śpieszących się, nie patrzących pod nogi. Z każdej strony głośne komunikaty ogłaszające kolejne loty, tablice na których co chwilę zmieniają się informacje o wylotach i przylotach. Wielkie billbordy i reklamy porozwieszane w każdym możliwym miejscu. Poczułam się przytłoczona, przepychem, hałasem, dotykiem przypadkowych przechodniów. Miałam ochote zawrócić i wyjść na zewnątrz, żeby zebrać się w sobie i spróbować jeszcze raz. Odwróciłam się na pięcie, ale tuż przede mną stał uśmiechnięty blondyn. 

—Już weszłaś na lotnisko, nie ma odwrotu. — uśmiechnął się dodając mi otuchy. 

Podszedł do mnie, zabrał z ręki moją torbę i kiwnięciem głowy pokazał kierunek w którym miał zamiar iść, zachęcając mnie żebym poszła za nim. 

—Tobie też hej. — przewróciłam oczami i ruszyłam za nim nie odstępując go na krok. 

Wchodziliśmy w jeszcze większy tłum, coraz więcej osób próbowało się przeciskać. Bojąc się, że zaraz go zgubie, złapałam za skrawek jego kurtki. 

—Wszystko w porządku? — zatrzyłam się i odwrócił, by sprawdzić o co chodzi. 

—T-tak. — wyszeptałam. 

Widziałam jak na chwilę zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się. 

—Pójdziemy teraz troche szybciej okej? Niose nasze torby, więc trzymaj się blisko. — powiedział, jakby wiedział, że chcę wydostać się z tego tłumu jak najszybciej. 

Ruszyliśmy szybkim krokiem, szłam teraz jeszcze bliżej, trzymając skrawek rękawa jego kurtki. Po kilku minutach ustawiliśmy się w kolejce do odprawy. Wszystko poszło sprawnie i zaraz siedzieliśmy na swoich miejscach w samolocie. Siedziałam przy oknie, blondyn zaraz obok mnie.

Zaczęłam bawić się palcami, licząc, że mnie to uspokoi. 

—Nigdy nie leciałaś samolotem prawda? 

—Tak bardzo widać? — poczułam lekkie zażenowanie. 

Ile mam lat żeby się tak stresować? Jak przed ważnym sprawdzianem w podstawówce. Nie chciałam, żeby widział mnie jako bezbronne dziecko co się wszystkiego boi. Chociaż troche prawdy w tym było. 

—Każdy przez to przechodzi za pierwszym razem. Ja nie wyglądałem lepiej. — wruszył ramionami próbując mnie pocieszyć. —Cały czas jestem obok. — wyszeptał.

Poczułam się jeszcze bardziej zawstydzona, jednak zrobiło mi się miło. Minuty dłużyły mi się strasznie. Minęło 15 minut zanim wystartowaliśmy, a ja czułam jakbyśmy siedzieli już ponad godzinę. Poczułam jak na czoło wychodzi mi zimny pot, a dłonie zaczęły się trząść. 

Blondyn odchrząknął by zwrócić moją uwagę. Spojrzałam na niego, a on pokierował wzrok w dół. Położył otwartą dłoń na oparciu między naszymi siedzeniami. Wróciłam wzorkiem na jego oczy, będąc zbyt zestresowaną i zaskoczoną by powiedzieć czy zrobić cokolwiek. 

Don't touch me, pleaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz