16

20.1K 1K 226
                                    

Przez cały kolejny dzień w szkole Luke wydawał się być czymś zaniepokojony. Przez chwilę myślałam czy przypadkiem tego powodem nie są moje wczorajsze słowa, po których temat dość szybko się zakończył, jednak nie sądziłam, żeby były one na tyle istotne. Chłopak cały czas chodził z głową w chmurach i nie zwracał na nikogo uwagi. Postanowiłam się tym nie przejmować i zajęłam się swoimi mało istotnymi zajęciami.

Po wyjątkowo krótkim dniu w szkole wróciłam pieszo do domu. Na wejściu zdjęłam kurtkę, odwiesiłam ją na wieszak, a zimowe trapery wymieniłam na ciepłe, szare kapcie. Ruszyłam w stronę schodów, żeby móc wreszcie zamknąć się w swoim pokoju i porozmawiać z Charlie jednak mój plan zepsuła ręka, która złapała mój nadgarstek i pociągnęła mnie tak, że musiałam obrócić się całym ciałem. Przede mną stał ojczym patrzący na mnie swoimi władczymi oczami.

— Nawet nie przywitasz się z tatusiem? — spytał lekko zachrypniętym głosem.
— Przepraszam. Cześć tato. — utkwiłam wzrok w swoich butach.

Mężczyzna drugą rękę położył na mojej głowie i zaczął głaskać włosy. Puścił moją rękę i chwycił za żuchwę, sprawiając, że byłam zmuszona na niego spojrzeć.

— Masz patrzeć jak do ciebie mówię. — jego głos stał się jeszcze bardziej władczy.
— Tak tato. — moje usta zaczęły drgać.
— Idź do mojego biura i czekaj tam na mnie.

Bez odpowiedzi ruszyłam do wskazanego pomieszczenia. Stanęłam przed biurkiem czekając na to co nieuniknione. Jedynym źródłem światła tego pomieszczenia była lampka stojąca na biurku. Okna zasłonięte były ciemnymi roletami, na podłodze leżał brązowy dywan pasujący odcieniem do wszystkich drewnianych szafek i biurka. To pomieszczenie zawsze wydawało mi się ponure i straszne. Tak również było wtedy. Usłyszałam otwieranie drzwi jednak strach nie pozwolił mi się obrócić. Josh powolnym krokiem przeszedł za biurko i rozsiadł się w swoim skórzanym fotelu.

— Zdejmij bluzę. — polecił bacznie obserwując każdy mój ruch.

Powoli wykonałam polecenie. Stałam przed nim w białej koszulce na ramkach i czarnych szerokich jeansach. Ręką pokazał, że mam do niego podejść. Przełknęłam ślinę i stanęłam tuż obok jego fotela. Jednym, szybkim ruchem obrócił mnie i posadził na swoim kolanie. Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jedną rękę umiejscowił na moim kolanie, drugą w dole pleców.

— Jak było dzisiaj w szkole? — zapytał udając troskliwego.
— Dobrze tato.
— Opowiedz mi. — nakazał ściskając moje kolano.
— Na matematyce pisaliśmy kartkówkę — zawahałam się, kiedy poczułam jak jego ręka wślizguje się pod moją koszulkę na plecach, jednak upomniał mnie długim "yhm" — a na chemii oddawała sprawdziany i dostałam pięć. — ręka znalazła się lekko poniżej zapięcia stanika.
— Mądra dziewczynka. — zahaczył o zapięcie. — Dzisiaj też się śmiali? — w odpowiedzi jedynie opuściłam wzrok. Fakt, że o tym doskonale wiedział był przytłaczający. — Dzieciaki zawsze śmieją się z kujonów. — wzruszył ramionami.

Jego twarz zbliżyła się do mojej szyi tak blisko, że czułam na niej jego oddech. Szybkim ruchem rozpiął mój stanik. W gardle pojawiła mi się gula, przez którą ciężko było mi nawet oddychać, a co dopiero coś powiedzieć. Oczy zaczęły robić się szklane, a dłonie z całej siły zacisnęłam w piąstki modląc się o to, żeby do domu wróciła mama. Niestety, jak za każdym razem, ratunek nie nadciągał. Jego dłonie pojawiły na się po bokach mojego brzucha. Posadził mnie przed sobą na biurku, wbijając palce w moje ciało. Odchyliłam głowę i beznamiętnie zaczęłam wpatrywać się w sufit starając się wyłączyć całkowicie umysł.

Niezależnie od moich starań, wciąż czułam jego wielkie dłonie na każdym skrawku mojej skóry. W każdym miejscu zostawiały ciepło, ale nie było to przyjemne uczucie. Miałam wrażenie, że w każdym tym miejscu moja skóra zacznie się palić. Wypalać mnie od środka.

Don't touch me, pleaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz