29

16.3K 883 483
                                    

Większość czasu odkąd przyjechała Charlie spędzałyśmy u jej babci. Przyjaciółka nalegała, a jej rodzina nie miała nic przeciwko. Przyjmowali mnie z otwartymi ramionami, jak zawsze. Wchodząc do ich domu czułam się podobnie jak wtedy, kiedy pojawiałam się w domu Luka. Zaczęło mi trochę brakować kontaktu z nim, ale nie chciałam o tym myśleć teraz. Większość czasu spędzałam z Charlie, a do tego był to okres świąteczny więc on pewnie też był zajęty. 

Siedziałam na łóżku w pokoju, który kiedyś należał do Charlie. Dziewczyna przyniosła talerz z ciastkami i wodę. Odłożyła naczynia na stolik stojący obok łóżka i usiadła naprzeciwko mnie krzyżując nogi. 

— No więc w końcu jak to jest z tym Luckiem? — zapytała wpatrując się w moją twarz.

— Eee, a jak ma być? — poczułam lekkie zażenowanie całą sytuacją. 

— Leci na ciebie, poznałaś jego rodzinę i to w spódniczce, chce ci pomóc i to ciacho. — zaczęła wyliczać na palcach. 

— Przecież nawet go nie widziałaś. — zarzuciłam przyjaciółce.

—Widziałaś go bez koszulki, a mówiąc o tym zaczęłaś się rumienić. Nie muszę go widzieć, ja to wiem. — uniosła triumfalnie głowę. 

— Słuchaj, nie potrzeba mi więcej problemów. Okej, lubię go, pomagam mu w nauce i ćwiczę u niego, ale to tyle. To nie jest dobry pomysł. Poza tym nawet nie potrafię podać mu ręki. — zaśmiałam się nerwowo. 

— Wszystko po kolei. Co jeśli on jest rozwiązaniem na twoje problemy? Lubisz go, nie sądzisz, że warto spróbować? 

— Nienawidzę cie wiesz? — powiedziałam i położyłam się na plecach. 

— Kochasz mnie. Rób co chcesz, ale wiesz, że mam rację. 

— Nie słucham cię lalala — zasłoniłam uszy dłońmi. 

Po chwili dalszego przekomarzania się, mama Charlie zawołała nas na obiad. Podziękowałam mówiąc, że muszę wrócić na obiad do domu. Pożegnałam się ze wszystkimi i ruszyłam łapać autobus powrotny. 

Luke

— Luke jedź do centrum i kup coś ładnego dla cioci i Tobyego! Jednak przyjadą do nas w tym roku. — krzyknęła mama z kuchni. 

Kilka dni wcześniej odwołali swój przyjazd na święta ponieważ Toby był chory i nie było wiadomo czy zdąży do tego czasu wyzdrowieć. Leniwie podniosłem się z kanapy, ubrałem kurtę i buty i poszedłem na autobus. 

Szczęście sprawiło, że autobus właśnie podjechał. Usiadłem na pierwszym lepszym miejscu. Po chwili poczułem czyjąś rękę na swoim ramieniu, zaskoczony obróciłem się i zobaczyłem Max'a.

— Siema stary, gdzie lecisz? 

—Cześć — przybiłem chłopakowi piątkę — dzisiaj jestem chłopcem na posyłki, jadę szukać prezentów dla rodziny. — wzruszyłem ramionami. 

—Oho, ja na szczęście mam to za sobą, właśnie z nich wracam — podniósł torbę na wysokość mojego wzorku. —No nic, mój przystanek, na razie Luke. — idąc w stronę wyjścia minął się z dziewczyną, która zaczęła mi się przyglądać. 

Postanowiłem zignorować ten fakt i sięgnąłem do kieszeni po telefon. Dziewczyna usiadła na siedzeniu obok mnie. 

— Hej — uśmiechnęła się — jestem Katy. 

— Hej, Luke. — odburknąłem. 

— Co ty taki smutny? Może mogę cię jakoś rozweselić? — uśmiechnęła się przygryzając lekko wargę. 

— Nie wydaje mi się. — odwróciłem wzrok w stronę okna. 

—Heej, no nie obrażaj się bo będzie mi przykro. Jestem tu nowa, wiesz jak trafić do centrum? 

—Nie wiesz, jak trafić do centrum a wsiadłaś do autobusu? — spojrzałem zdziwiony.

—Zaraz by odjechał, liczyłam na szczęście. — wzruszyła ramionami. 

—Wysiadam w samym centrum, wystarczy, że wysiądziesz tam gdzie ja. — wymamrotałem i wyciągnąłem telefon. 

Otworzyłem wiadomość do Skyler, sam nie wiem dlaczego. Chciałbym z nią porozmawiać ale nie rozmawialiśmy od tego dnia w którym rozbiłem jej kulę. Nie wiedziałem nawet jak zacząć rozmowę. Poczułem jak dziewczyna na mnie napiera. 

— To twoja dziewczyna? — wskazała na telefon. 

Kilka dni po tym jak Skyler zapisała mi swój numer zmieniłem nazwę kontaktu na Sky. Nikt nie ma dostępu do mojego telefonu, więc nie obawiałem się, ale zaliczyłem wpadkę. Szybko jednak odetchnąłem na myśl, że przecież dziewczyna jeszcze tutaj nikogo nie zna. 

— Nie.

Niestety.

—Czyli jesteś wolny? — wymruczała przysuwając się bliżej i kładąc dłoń na moim udzie. 

—Nie. — powiedziałem stanowczo i odsunąłem ją od siebie.

Zaczynała mnie na prawdę irytować. Większość trasy spędziliśmy w ciszy.

—Ekhm, może, dałbyś mi swój numer telefonu? — uśmiechnęła się. —Myślę, że moglibyśmy się fajnie razem zabawić. 

—Wysiadasz na następnym przystanku. — rzuciłem zirytowany i wysiadłem przystanek wcześniej niż powinienem. 


Don't touch me, pleaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz