7

24.3K 1.1K 248
                                    

Skyler

Nadszedł tak długo oczekiwany przez wszystkich nastolatków weekend. Wszystkich z wyjątkiem mnie. Jako zapewne jedna z nielicznych wolałam siedzieć schowana gdziekolwiek w szkole niż cały dzień spędzać we własnym domu.

A podobno wszędzie dobrze ale w domu najlepiej.

Gówno prawda.

Leżałam na łóżku od godziny siódmej próbując zebrać w sobie siły. Dopiero po dwóch godzinach udało mi się wstać. Ruszyłam w stronę łazienki w celu odpowiedniego naszykowania się do wyjścia. Stanęłam przed umywalką i spojrzałam w lustro. Oczy dalej miałam zaspane, a włosy stały we wszystkie strony. Zdjęłam gumkę z nadgarstka i opanowałam to siano na głowie związując je w kitkę. Zrzuciłam swoją czerwoną koszule nocną którą zmuszona byłam nosić. Po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Zlustrowałam swoje ciało. Skrzywiłam się patrząc na swoje nogi. 

Cała moja figura diametralnie się zmieniła od czasu kiedy przestałam pływać. Nie miałam już tak silnych rąk, dobrze wyrzeźbionych nóg i idealnie płaskiego brzucha. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na wagę. 

59,5 kg. 

Stałam tak kilka minut wpatrując się w liczbę którą pokazywało urządzenie. W końcu założyłam świeżą bieliznę i wyszłam z powrotem do pokoju. Stanęłam przed szafą szukając odpowiednich ubrań. Wyciągnęłam grube, czarne dresowe spodnie w których zwykle przesiadywałam w domu zimne wieczory, zwykły czarny t-shirt i szarą zapinaną bluzę. Zabrałam w jedną rękę wybrany zestaw i obróciłam się w stronę łazienki, jednak zatrzymałam się w miejscu widząc ojca opartego o futrynę drzwi prowadzących do mojego pokoju. 

— Dzień dobry księżniczko.— uśmiechnął się przekrzywiając lekko głowę— Źle się czujesz? 
— Nie, tato.— w odpowiedzi wskazał palcem na ubrania które trzymałam w dłoni— Idę biegać. 

Nie czekając na odpowiedź weszłam do łazienki i zakluczyłam drzwi. Przemyłam wodą twarz i ubrałam się. Z pokoju zabrałam telefon i słuchawki. Zeszłam na dół po butelkę wody. W kuchni siedział ojciec pijąc kawę i czytając poranną gazetę, a mama zmywała naczynia po śniadaniu, które najwyraźniej przed chwilą zjedli. Mężczyzna obserwował każdy mój ruch. 

— Najwyższa pora.— powiedział w moją stronę biorąc łyk kawy. 

Zignorowałam jego słowa, założyłam zwykłe czarne adidasy i wyszłam z domu. Do moich nozdrzy wtarło się zimne powietrze. Chłód rozszedł się po moim ciele. Potarłam ramiona dłońmi i pobiegłam w stronę obrzeży miasta. 

Zmęczenie dało o sobie znać po pierwszym kilometrze. Znajdowałam się przy dużej polanie na którą często chodziły rodziny z dziećmi lub zwierzętami. Po drugiej stronie ulicy znajdowała się kawiarnia w której sprzedawali naprawdę pyszne ciastka. Od razu odrzuciłam tą myśl chociaż była dość kusząca. Weszłam do parku i usiadłam na jednej z pierwszych wolnych ławek w celu unormowania oddechu. W końcu musiałam jeszcze wrócić. 

Jak na tą porę roku było tu całkiem dużo osób. Kilka spacerujących par, dzieci biegające za swoimi pupilami i na odwrót. Kilka osób rozpoznałam ze szkoły. To miejsce było jak wyjęte z obrazka. Wszystkie liście już opadły, grupki dzieci robiły z nich wielkie stosy żeby móc w nie wskoczyć. Pary trzymały się za ręce, a szczęśliwi rodzice obserwowali swoje pociechy które bawiły się w parku. 

Nagle obok mnie pojawił się mały, wesoło machający ogonem kundelek. Obiegł kilka razy ławkę i zatrzymał się tuż przede mną. Wyciągnęłam rękę w jego stronę do której od razu ochoczo podszedł. Bez problemu dał się pogłaskać. Miał niebieskie oczy, którymi wpatrywał się we mnie zaciekawiony. Na ławce tuż obok mnie usiadła starsza pani trzymająca w ręce smycz. 

— Polubił cię. —  uśmiechnęła się wesoło.
— Jest naprawdę uroczy. —  stwierdziłam nie przerywając głaskać psa. 

— I pełen energii, nie to co właścicielka. — zaśmiała się cicho. 
— Mimo to, nie odstępuje pani na krok. 
— Psy to bardzo dobrzy przyjaciele. — uśmiechnęła się. 

To był najbardziej smutny uśmiech jaki widziałam w swoim życiu. Od razu zrobiło mi się jej szkoda. Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco. 

— Jest bardzo wyrozumiały. Kiedyś jak nie wyszedł na spacer cały czas biegał po mieszkaniu i szczekał. Teraz po prostu leży koło nogi i czeka.        
— Jeśli pani chcę, mogę wyprowadzać go na spacer. — kobieta spojrzała na mnie zaskoczona po czym pokiwała przecząco głową. 
— Nie, nie mogłabym cię o to prosić. 
— To nie problem. I tak teraz będę tu prawie codziennie bo zaczęłam biegać. Taka rozrywka mi się przyda a pani będzie mogła odpocząć. 

Po kilku minutach namawiania kobieta zgodziła się. Zdążyłam polubić pieska dlatego bardzo się z tego cieszyłam. Starsza pani miała racje. Psy to bardzo dobrzy przyjaciele, jedyni prawdziwi. Po skończonej rozmowie dostałam pożegnalny uścisk. 

— A właśnie, mam na imię Skyler. 
— Stella.  A to Lucky. —  wskazała ręką na psa. — Do zobaczenia! 

Odprowadziłam kobietę wzrokiem. Nie wiedziałam ile dokładnie czasu spędziłam w parku dlatego ruszyłam w drogę powrotną skupiając się na muzyce w słuchawkach i równomiernym oddechu.  


Don't touch me, pleaseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz